piątek, 31 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Od rana czułem się naprawdę fatalnie, byłem zmęczony, zamyślony i nieswój, nic w tym dziwnego pełnia to czas, w który mocno zmienia się mój charakter. Potrafię zrobić lub powiedzieć coś, czego zwykle bym nie zrobił ze względu na to, jaki jestem. Dziś jednak mój organizm szalał jeszcze bardziej, nie do końca wiedziałem, co tak właściwie się zemną dzieje, wszystko uspokoiło się, dopiero gdy Sorey z Alishą wyszli z pokoju, pozostawiając mnie samego. Dopiero wtedy mogłem spokojnie odpocząć, uspokajając swoje ciało i umysł.
Zbyt długo ukrywam swoje pragnienia, które dziś przejmując nade mną kontrole. Dopóki jestem sam, potrafię jeszcze nad tym zapanować, wszystko zmienia się przy moim mężu. Zachowuje się jak dzieciak, można powiedzieć jak człowiek, nie powinienem aż tak bardzo pragnąć zbliżeń z chłopakiem, przecież to wszystko jest takie ludzkie, nie jestem człowiekiem, powinienem się powstrzymywać. Zawsze wydawało mi się, że głód odczuwany przez mojego partnera jest wyolbrzymiony, dziś zaczynam rozumieć, jak ciężko może być, zwalczyć ten głód, myśląc o wszystkim tylko nie o tym. Głupio mi to przyznać, lecz czuje się w tej chwili jak zwierze, tracące kontrole nad swoim umysłem i ciałem, z czym nie mogę wygrać, nawet jeśli próbuję.
W tej chwili potrafiłem nawet zrozumieć zdradę Soreya, choć sam w życiu bym się jej nie dopuścił wcale nie dlatego, że ludzie mnie nie widzą, nikt nie powiedział, że to musi być człowiek. Jednak myśląc nad tym, z kim Sorey się przespał, nie byłbym pewien czy to człowiek ludzie nie są potworami, łaknącymi krwi anioła a może są? Ludzie to zdradliwe istoty nie wszyscy, a jednak większość właśnie taka jest. 
Cichutko wzdychając, starałem się nie myśleć już o niczym, zamykając swoje oczy, które stawały się coraz to cięższe, może sen przyniesie mi ukojenie na pewno, gdy się obudzę, znów wszystko będzie dobrze, muszę być dobrej myśli, sen pomaga ludziom może i mi tym razem pomoże.

~~***~~

Otworzyłem oczy późnym południem, zaskoczony tak długim snem najwidoczniej moje ciało naprawdę musiało się zregenerować, aby dojść do siebie. Dlaczego więc czuję się wciąż tak fatalnie? Mam wrażenie, jak gdyby sen w niczym mi nie pomógł, to prawda moje zmysły trochę się uspokoiły, bałem się, jednak na jak długo będę miał spokój, aby później znów nie zacząć się męczyć z powodu pełni. Szczerze powiedziawszy, nie obraziłbym się, gdyby już przeminęła, to dopiero kilka godzin dnia a gdzie tam noc z faktyczną pełnią mogę dziś oszaleć lub znów wrócić do snu, aby się wyciszyć. Dzięki Bogu nie było ze mną Soreya, nie musiał patrzeć na to, jak żałośnie wyglądam, z powodu głupiej nadchodzącej pełni.
 Zamknąłem więc ponownie swoje oczy, starając się zasnąć, nie specjalnie mi to wychodziło, nie mogłem spać, nie mogłem leżeć, nie mogłem siedzieć, raz było mi za gorąco raz za zimno, za cicho, za głośno wszystko dokoła zaczęło mnie drażnić, byłem na głodzie i to drażniło mnie jeszcze bardziej. Świerszcze wydające dźwięki za oknem doprowadzały mnie do obłędu, ze mną było naprawdę źle, najchętniej zanurzyłbym swoje ciało w zimnej wodzie, zapominając o całym Bożym świecie. Ach jak byłoby przyjemnie, gdybym mógł, chociaż na chwilę zanurzyć się w wodzie.
 Zmęczony, zirytowany i zgrzany jak nigdy przetrwałem cały dzień, nastał wieczór, a mnie pocieszał tylko jeden jedyny fakt, było już chłodno, mogłem spokojnie siedzieć na łóżku i na nowo w myślach rzucać różne słowa w stronę przeklętego księżyca nie mając zamiaru nawet ruszyć tyłka z łóżka, aby oświetlić ciemny pokój.
Zrobił to za mnie Sorey, który wszedł do pokoju, od razu zauważając moje dziwne zachowanie spowodowane przeklętą pełnią niechcąca dać mi dziś spokoju, do tego słowa chłopaka wcale mi nie pomagały.
Faktem było to, że moje ciało reagowało tak na jego bliskość, nie oznaczało to jednak, że miałby stąd wyjść. Chciałem, aby był przy mnie, jednocześnie się tego bojąc, jeśli zrobię coś nie tak, naprawdę mogę go do siebie zniechęcić.
- Nie, nic mi nie jest - Starałem się brzmieć jak najpoważniej, by się dało, mój głos jednak łamał się, a ja nie miałem siły z tym walczyć.
- Widze, że coś jest nie tak, po prostu mi powiedź - Położył obie dłonie na moich gorących policzkach, unosząc moją głowę do góry, aby spojrzał w mojego oczy.
- To przez pełnie nie przejmuj się, pomęczę się dziś, jutro już wszystko będzie jak dawniej - Uśmiechnąłem się łagodnie, zdejmując jego dłonie z mojej twarzy, patrząc w jego hipnotyzujące oczy, na chwilę zapominając o bożym świecie, pozwalając sobie na złączenie naszych ust w delikatnym pocałunku, nie powinienem tego robić nie teraz, nie dziś. - Przepraszam - Oderwałem się od ust chłopaka, odwracając głowę gdzieś w bok, nie mogąc na niego patrzeć, za bardzo przyciągał mnie do siebie i nawet nie był tego świadom.
- Jak ci minął dzień? - Zmieniłem szybko temat, aby żaden z nas nie czuł się niekomfortowo, na to nie chciałbym pozwolić, muszę się uspokoić i na pewno wszystko będzie okej, porozmawiamy o pierdołach i pójdziemy spać a jutro, jutro wszystko będzie tak jak dawniej, jeszcze tylko kilka godzin wiele wytrzymałem, to nie powinno być dla mnie niczym trudnym.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz