Nie podobało mi się to ani trochę, widziałem, jak wszystkie
mięśnie w ciele anioła napinają się na słowa Serafina ognia o imieniu Lailah.
Nie mogłem być tego pewien, ale przez sekundę miałem wrażenie, że widzę w jego
lawendowych tęczówkach iskierkę przerażenia. Niezadowolony napuszyłem policzki
i skrzyżowałem na piersi. Coś było nie tak i nie wmówi mi, że było inaczej.
- Mówisz tak, jakbym był szalony – burknąłem, patrząc
na niego spode łba. Przez cały czas Mikleo nie ukrywał niczego przede mną. Co
prawda, nie mówił mi wszystkiego, ale w takim przypadku przyznawał się i mówił,
że to jeszcze za wcześnie i opowie mi o tym później, kiedy nadejdzie odpowiedni
czas. Nigdy nie podał mi tak wymigującej odpowiedzi, więc to chyba naturalne,
że podejrzewam, że coś jest na rzeczy.
- Nie, po prostu to źle interpretujesz – powiedział łagodnie
z delikatnym uśmiechem na ustach. To nie uspokajało mnie ani trochę, wręcz
przeciwnie, nie rozumiałem, czemu tak nagle zaczyna kręcić. – Najpóźniej wrócę
dopiero późnym popołudniem, postaraj się do tego czasu nie zrobić sobie
krzywdy.
- Skoro tak, to chcę iść z tobą – hardo trzymałem się
swojego, nie chciałem się rozdzielać. Teraz, kiedy już byłem w stanie go widzieć
i słyszeć, chciałem nadrobić stracony czas, nadal miałem tyle pytań.
- Inni ludzie mnie nie widzą, więc nie będziemy mogli
rozmawiać. Poza tym, jesteś dość rozpoznawalny, ludzie będą zaczepiać cię i
mieć do ciebie pytania, na które jeszcze nie znasz odpowiedzi. Zostań,
odpocznij i przyswój sobie wiadomości, których się dzisiaj dowiedziałeś, a
wieczorem odpowiem ci na jeszcze parę pytań – położył mi dłoń na ramieniu w
uspokajającym geście, ale ja miałem bardzo złe przeczucia.
- Nic ci się nie stanie? – spytałem, patrząc na niego
ze zmartwieniem. W odpowiedzi chłopak sprzedał mi lekkiego pstryczka w nos, co lekko
mnie zaskoczyło, jeszcze nie doświadczyłem takiego zachowania z jego strony.
- Martw się o siebie, to ty z nas dwóch jesteś
człowiekiem – odparł z uśmiechem, a ja niepewnie pokiwałem głową. Nie podobało
mi się to, że nie odpowiedział mi jasno na pytanie, a tak wymijająco.
Mikleo wraz z Lailah wkrótce zniknęli cicho ze sobą rozmawiając, a ja
zostałem w ogrodzie sam na sam z Yukim. Odprowadziłem mojego przyjaciela spojrzeniem,
zaczynając się o niego martwić. Oby nic mu się nie stało.
Westchnąłem ciężko i odwróciłem się do chłopca, który wpatrywał się we mnie
z zainteresowaniem. Nie wiedziałem o nim za wiele, ani o okolicznościach, w
jakich się spotkaliśmy. Ponoć jakiś czas temu uratowałem go wraz z Mikleo i od
tamtej pory Yuki nam towarzyszył. Ale od czego go uratowaliśmy, i jak dawno
temu to było, nie wiedziałem, Owieczka nie chciała mi tego jeszcze powiedzieć.
- Pobawimy się w berka? Będziesz gonił mnie i Codi’ego – powiedział beztrosko
chłopczyk, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Pokiwałem głową, nie widząc lepszego pomysłu. Poza tym, chłopiec sprawiał
wrażenie, jakby bardzo pragnął mojej uwagi. Byłem ciekaw, jak łączy nas relacja;
byłem dla niego starszym bratem, a może kimś w rodzaju rodzica? W tym momencie
nie zdziwiłoby mnie nic, już prawdopodobnie mój przyjaciel nie był tylko moim
przyjacielem. Pomimo słabego światła widziałem srebrną obrączkę na palcu
Mikleo, co mogło wskazywać na jedno, byliśmy małżeństwem. To było bardzo dziwne
mieć anioła za przyjaciela, a co dopiero za męża. Chyba, że to nie o to chodziło,
a te obrączki to czysty przypadek…? Albo znaczyły zupełnie coś innego. Taka możliwość też istniała, ale nie mogę być
pewny, dopóki nie zapytam się wprost chłopaka, chyba, że znów zacznie kręcić, jak
to niedawno miało miejsce.
Ciągła nieobecność Serafina bardzo mnie martwiła. Kiedy ja i chłopiec
odpoczywaliśmy po zabawie, postanowiłem troszeczkę się go podpytać. W końcu,
mógł coś usłyszeć i właśnie to coś mogło być dla mnie w tej chwili
bardzo kluczowe. Zapytałem go, czy wie, kto nadchodzi; nawet nie starałem się
być za bardzo dyskretny.
- Nie – odparł beztrosko, drapiąc po brzuchu rozwalonego u jego stóp
zwierzaka. – Albo może chodzić o złego pana, który chce zabrać mnie i Mikleo.
Ale przecież obiecałeś, że tak się nie stanie, więc jestem spokojny.
Słysząc jego wypowiedź od razu przypomniały mi się słowa Mikleo sprzed
kilku godzin – o tym, że i on się boi i są na tym świecie istoty, które chcą
jego śmierci. Czy ten zły pan, o którym mówił chłopiec, zaliczał się do
takich istot? Z pewnością. Czemu chłopak mi o tym nie powiedział, a skłamał, że
to rzecz, którą nie powinienem się przejmować? Oczywiście, że powinienem. Może
i nie pamiętałem wszystkiego o naszej relacji, ale nawet pomimo tego, bardzo
się o niego martwiłem i nie chciałem, aby coś mu się stało. Poczułem żal oraz
złość do niego za to milczenie.
Yuki nagle stwierdził, że idzie do Zaveida, bo ten obiecał mu pokazać fajną
sztuczkę, a ja jedynie przytaknąłem jego słowom. Nie znałem żadnego Zaveida,
albo po prostu nie pamiętałem, ale widziałem w tym swoją szansę. Nikt nie zatrzymywał
mnie, kiedy wychodziłem z zamku, na szczęście. Moim celem było znalezienie
Mikleo, a następnie upewnienie się, że wszystko w porządku i przypilnowanie,
aby wrócił bezpiecznie do zamku. Miałem cichą nadzieję, że się przy okazji sam
nie zgubię, ale to nie było najważniejsze. W tej chwili najważniejsze było zdrowie
tej zarówno słodkiej, jak i głupiej Owieczki.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz