wtorek, 28 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Pierwszy raz od wypadku Soreya poczułem się tak dobrze, byłem w jego silnych ramionach, a jego zapach tak bardzo mnie uspokajał, nie potrzebowałem już niczego. Tak bardzo chciałbym, aby jego pamięć wróciła, nie potrafię już wyobrazić sobie życia bez niego i choć wiem, że be zemnie, byłoby mu lepiej, nie chce odchodzić to siła miłości karze mi przy nim trwać, tak bardzo go kocham, tak bardzo chce, powiedzieć co czuję, co było między nami, ale się boję, a co jeśli teraźniejszy on nie będzie umiał tego zaakceptować? Co, jeśli mnie odtrąci, czując do mnie obrzydzenie? Miałbym wtedy odejść? Gdzie bym poszedł? Jestem tylko serafinem i to dość marnym serafinem.
- Gdybyś był sobą, wszystko byłoby łatwiejsze - Szepnąłem, głaszcząc go po policzku, zasnął i tego mogłem być pewien, jego ostatnie słowa, które w moją stronę skierował, pozwoliłem sobie zignorować, nie był sobą, niech nazywa, mnie jak chce, gdy jednak pamięć mu wróci, a on nadal będzie nazywał mnie owieczką, walnę go w łeb. - Kocham cię - Dodałem, cichutko chowając głowę w jego ramionach, chciałem zamknąć oczy i na chwilę odpłynąć, aby o wszystkim zapomnieć, potrzebowałem tego teraz, potrzebowałem spokoju, a jednocześnie bliskości mojego męża, który nawet nie miał pojęcia, że od niedawna nim jest, to naprawdę sprawiało mi ból, nie mogłem jednak mu o tym powiedzieć, to nie był najodpowiedniejszy czas i ja doskonale o tym wiedziałem.
Westchnąłem cicho, zamykają oczy, na moich ustach pojawił się łagodny uśmiech, który nie zniknął z twarz aż do chwili, gdy to odpłynąłem do innego świata, gdzie wszystko było łatwiejsze, a świat nie mógł nas ograniczać.
***
Obudziłem się godzinę może dwie później, leniwie rozciągając się, o dziwo byłem odwrócony do Soreya plecami, wtulał się w moje ciało, coś tam mrucząc przez sen, nic nowego zazwyczaj zdarzało mu się gadać przez sen, jego buzia nie zamykała się i może właśnie to mnie uspokajało. Ten wiecznie pozytywnie do życia nastawiony dzieciak potrafił wyciągnąć mnie z największego dołka.
Nie myśląc długo, postanowiłem leżeć spokojnie na boku, aby nie budzić niepotrzebnie chłopaka, niech śpi, nieźle oberwał i zdecydowanie musiał odpocząć, aby wylizać się z tego wszystkiego.
- Sorey co ty robisz? - Zaskoczony wydusiłem, czując jego dłonie jeżdżące po moim brzuchu, nie mam pojęcia, co mu się znów śni, ale mógłby nie dotykać mnie w taki sposób, miałem świadomość, że nie robi tego specjalnie, w końcu spał mógłbym to nawet zignorować, gdyby nie moje drżące ciało, dawno nie czułem już jego dotyku, i tego są właśnie skutki, nie zwracałem na to uwagi, dopóki mnie nie dotykał, teraz gdy to robi, nie potrafię zapanować nad ciałem i umysłem, to chore niewiarygodne moje ciało jest bardziej spragnione, niż podejrzewałem. Co robić, co robić? 
Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco, moje serce zaczęło szybciej bić, odruchowo schowałem twarz w poduszkę, chowając zawstydzenie. On spał, a ja właśnie jak dziecko drżę pod wpływem jego dłoni, co za żenada naprawdę jest mi siebie samego szkoda, upadłem naprawdę nisko.
Wypuściłem z ust powietrze, starając się zająć czymś myśli, czymkolwiek, byleby nie myśleć o jego dotyku, to było strasznie głupie, a mimo to czułem się jak w sieci, nigdy nie pojmę tego, jak zwykły człowiek potrafił tak omotać anioła, aby zdobyć jego dusze, serce i ciało.
Dzielnie znosiłem jego zachowaniem, tłumacząc sobie, że on tylko śpi, gdy się wybudzi, wszystko będzie okej, ja zwykle zresztą. 
Wybudził się wreszcie, choć trwało to znacznie dłużej niż myślałem, byłem cały czerwony, moja skóra płonęła pod wpływem podniecenia, którego nie potrafiłem się pozbyć, już sam nie wiedziałem, czy byłem czerwony ze wstydu, czy raczej z podniecenia.
- Mikleo wszystko z tobą w porządku? - Rozbudzony chłopak przyjrzał mi się uważnie, kładąc dłoń na moim rozgrzanym policzku. - Masz gorączkę? Anioły mogą być gore? - Widziałem zmartwień w jego oczach, w tej chwili to brzmiało bardzo zabawnie anioł i gorączka chciałbym powiedzieć mu, że to właśnie to ale nie mogłem, kłamać nie mogłem a kręcenie w tej chwili i tak już mnie nie uratuje.
- Przepraszam - Wydusiłem, podnosząc się do siadu, z zażenowaniem zakrywając dłońmi twarz. - Myślałem, że wytrzymam, ale to trwa już za długo, przed utratą twojej pamięci wzięliśmy ślub, nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie potrafię tego tak dalej ukrywać - Wydusiłem, miałem milczeć, miałem mu tego jeszcze nie mówić, teraz na pewno mnie odtrąci, będzie chciał odejść, ale nie mogę inaczej, moje ciało samo mnie zdradzi lepiej, aby wiedział, dlaczego tak dziwnie się zachowuje, niż gdybym przypadkiem zrobił coś naprawdę głupiego, czego będę później żałował bardziej niż tego teraz. Choć i tego zaczynam się wstydzić, może lepiej było zwalić na gorączkę, już jest za późno, nalałem piwo, które zaraz będę musiał pić.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz