niedziela, 5 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Przeczesałem dłonią włosy, zastanawiając się przez moment, o co chodziło Mikleo. I dlaczego tak ciężko mi się oddychało. Dopiero po dłuższej chwili wszystko sobie przypomniałem. Spojrzałem na przyjaciela, jeszcze będąc zaspanym, i zauważyłem, że ten jest już ubrany. Mimo poważnej miny wyglądał na bardzo spokojnego, chociaż ja doskonale wiedziałem, że wcale tak nie było. W jego oczach mogłem dostrzec spokój, ale wszystkie jego mięśnie były spięte, a ciało gotowe na podjęcie jakiekolwiek akcji. Od jak dawna nie spał?
Wiedziałem, że się denerwuje. Teraz, kiedy byłem już troszkę bardziej rozbudzony, ten stres udzielał się także i mnie, w końcu było tyle wątpliwości. Mogło mi się nie udać, mogło coś się stać Mikleo, mogłem ponownie poddać się złu… Musiałem jednak zachować spokój i pogodę ducha. Wystarczyło, że mój anioł zamartwiał się tym wszystkim. Może jeżeli będę dalej zachowywać się tak, jak zawsze, trochę optymizmu udzieli się i jemu.
Uśmiechnąłem się do niego ciepło, a następnie złożyłem na jego nosie delikatny pocałunek. Chłopak westchnął ciężko, niespecjalnie pocieszony moim gestem, ale kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Wziąłem to za jakiś sukces, lepszy cień uśmiechu na jego twarzy, niż powaga.
Zacząłem się doprowadzać do porządku. Podejrzewałem, że jak zwykle jestem ostatni i pewnie już wszyscy na nas czekają, dlatego chciałem się pospieszyć. Poza tym, im szybciej wyruszymy, tym lepiej, możemy mieć jakąś szansę na zaskoczenie go, a to zawsze coś. Trochę żałowałem, że Mikleo nie obudził mnie wtedy, kiedy sam wstał. Wczorajsze przyjemności sprawiły, że zapomniałem na moment o dzisiejszym dniu i zapewniły mi spokojny, głęboki sen.
- Czemu mnie nie obudziłeś wcześniej? – spytałem przyjaciela z lekką pretensją w głosie, zaczynając w pośpiechu zapinać guziki mojej niebieskiej koszuli, którą tak uwielbiał nosić i w której wręcz nieziemsko wyglądał. Z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że nawet zaczęła nieco pachnieć moim przyjacielem. Nie, żebym na to narzekał, a wręcz przeciwnie; ta przyjemna woń uspokajała moje zszargane nerwy i trzymała przy rzeczywistości.
- Musisz być wypoczęty przed dzisiejszą walką – odparł, nie ukazując żadnych emocji, oprócz spokoju. To tylko coraz bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że bardzo się niepokoi. Jeszcze bardziej ode mnie, a przecież to na mnie spoczywała największa presja.
- Może dzisiaj nie będziemy walczyć. Może będziemy walczyć jutro. Albo pojutrze. A tak wszyscy na nas czekają – burknąłem, wstając i gładząc ubrania.
Zacząłem rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu broni. Za każdym razem, kiedy wracaliśmy do pokoju, byłem święcie przekonany, że moje rzeczy są w zupełnie innych miejscach. Rozumiałem, że po prostu służące wykonywały swoje obowiązki, czego nie miałem im za złe. Problem w tym, że teraz traciłem cenne minuty na znalezienie miecza. W końcu znalazłem oręż pod łóżkiem. Już w pełni wybudzony i przygotowany podszedłem do Mikleo, który siedział na parapecie przy otwartym oknie, po czym przytuliłem go od tyłu.
Na zewnątrz nie szalała już ulewa, chociaż padała nieprzyjemna mżawka i wiał chłodny, ostry wiatr. Dodatkowo czułem przytłaczającą aurę zła, która powodowała uczucie ciężaru na mojej klatce piersiowej i trudności z oddychaniem. Skoro ja czułem się okropnie, to jak musiał czuć się anioł? I czemu on w ogóle siedzi przy tym oknie?
- Chodźmy na dół, wszyscy na nas czekają – wyszeptałem, a następnie delikatnie pocałowałem go w policzek.
Chłopak westchnął cicho i pokiwał głową. Kiedy odciągałem go od okna, ten nie stawiał żadnego oporu. Już po chwili znaleźliśmy się w głównym holu i okazało się, że miałem rację – zebrały się w nim wszystkie Serafiny, włącznie z księżniczką, jak i Yukim z Codim. Już podejrzewałem, że pożegnanie się z chłopcem będzie ciężkie, zwłaszcza po tym, co mu nawygadywał Zaveid, ale nie mogliśmy go wziąć na pole walki. Musiał zostać w zamku, czy jemu się to podobało, czy nie, to dla jego dobra.
- Jak zwykle ostatni. Pewnie ciekawy poranek mieliście – usłyszałem uszczypliwy głos Serafina powietrza.
Wyjątkowo jego uwaga mnie nie zdenerwowała. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie, odrobinkę mnie to ucieszyło. Dzięki temu docinkowi miałem wrażenie, że po prostu wyruszamy na kolejną wyprawę, nie na walkę z samym władcą nieczystości.
- Owszem, ubieranie się jest bardzo ciekawym zajęciem. I bardzo czasochłonnym – odpowiedziałem mu kąśliwie.
Żaden z Serafinów nie wyglądał najlepiej, najpewniej była to sprawka ciężkiej aury zła. Edna była blada i dziwnie milcząca, Zaveid ewidentnie zmuszał się do uśmiechu, podobnie jak Lailah. Mały Yuki z kolei był przybity, oczka miał lekko przekrwione, a policzki jeszcze lśniły od łez.
Chłopiec od razu zaczął mówić się pytać, czemu on nie może jechać z nami, i przecież jest wystarczająco silny, aby nam pomóc. Tłumaczyłem mu, dlaczego tak postępujemy, i że niedługo wrócimy, a tutaj będzie bezpieczny. W końcu wraz z Lailah i Alishą, udało nam się uspokoić chłopca.
- Będę mieć na niego oko– powiedziała do mnie cicho księżniczka, podając mi dwa płaszcze, pewnie dla mnie i Mikleo. – Postaram się także jak najbardziej opóźnić walki dyplomatycznie, ale może też zdarzyć się tak, że będę musiała ruszyć do walki.
- Nawet będąc sam w zamku będzie bezpieczniejszy, niż na polu walki – westchnąłem cicho, posyłając jej ciepły uśmiech. – Dziękuję – dodałem, po czym lekko ją przytuliłem. Dziewczyna odwzajemniła gest, najwidoczniej potrzebowała pocieszenia.
Ruszyłem w stronę Mikleo, który stał przy otwartych drzwiach prowadzących na dziedziniec. Na zewnątrz już stały przygotowane dla nas konie. Pomiędzy nimi zauważyłem już znaną mi postać Symonne. Młodo wyglądająca dziewczyna wpatrywała się w mojego przyjaciela nieodgadnionym spojrzeniem, i to w dodatku tak intensywnie, że miałem nieprzyjemne wrażenie, że prowadzą ze sobą niemą konwersację. W chwili, w której pojawiłem się za przyjacielem, spojrzała na mnie beznamiętnie i zniknęła. Pewnie poszła powiadomić swojego pana. Elementu zaskoczenia nie mamy, nie jesteśmy do końca przygotowani, szykuje się naprawdę interesująca walka, w której nie mamy ani grama przewagi.
- Mikleo – powiedziałem cicho, zwracając tym samym uwagę przyjaciela. Kiedy ten odwrócił się w moją stronę, kontynuowałem. – Pożegnamy się z Yukim i ruszamy. I proszę, weź płaszcz. Wszystko będzie dobrze, nie martw się na zapas – dodałem, podając mu odzienie. Bardzo chciałbym zobaczyć uśmiech na jego twarzy, ale coś odczuwałem, że dzisiaj i w najbliższych dniach go nie doświadczę. Mikleo był tego dnia bardzo nieobecny, nic go nie ruszało, nawet uwaga Zaveida.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz