wtorek, 21 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Zacisnąłem dłonie na pościeli, wpatrując się ślepo w zamknięte drzwi. Sorey zapewnił mnie, że wróci szybko i nic mu nie będzie więc dlaczego tak bardzo się martwię? Czuję niepewność, powinienem tam być z nim, błędem jest puszczanie go tam samego. Nie, on nie jest sam, ma przecież Alishe muszę się uspokoić, nie ma po co tak panikować, zrobię sobie tylko krzywdę takim zachowaniem.
Westchnąłem cicho, wstając powoli z łóżka, aby założyć swoje ubrania, by następnie otwierając okno, wzrokiem śledząc znikające za drzewami konie.
- Obyś wrócił cały i zdrowy - Szepnąłem cichutko sam do siebie, wracając do łóżka, aby po prostu na nim poleżeć, nie chciałem na ten moment spać, martwiłem się może nie potrzebnie a może właśnie potrzebnie. Sorey miał manie wpadania w kłopoty i nie ma co tu kryć, jest w tym mistrzem, nie zdziwiłbym się, gdyby i tym razem coś poszło nie tak. Boże proszę, miej go w swojej opiece, gdy ja nie mogę przy nim być.
Odwróciłem się w stronę otwartego okna, wpatrując się w nie intensywnie, tak jakby chciał coś tam zobaczyć. Moje oczy powoli zamykały się z powodu ciszy, spokoju i braku możliwości porozmawiania z moim ukochanym pojechał, ale wróci, oczywiście, że wróci cały i zdrowy jestem tego bardziej niż pewien.
Z taką myślą przymknąłem oczy, zasypiając jeszcze na kilka chwil, z dobrymi myślami, bezpiecznej podróży i szybkiego powrotu mojego męża.
***
Otworzyłem oczy późnym rankiem, słysząc czyiś głos, wołający moje imię jak okazało się później, mały Yuki już wstał i nie chciał bawić się sam, co też mogłem zrobić, musiałem zająć się małym chłopcem, wciąż zastanawiałem się, gdzie mogą być jego rodzice. Czy zginęli? Czy ma inną rodzinę? Nie oddam chłopca za żadne skarby świata, nikomu jednakże chciałbym wiedzieć, jak tamtego feralnego dnia pojawił się tak daleko od miasta i innych żywych istot. Nigdy nie zadawałem mu tego pytania, nie chcąc go męczyć ani niepotrzebnie stresować od teraz jest naszym synem, choć nie jesteśmy jego biologicznymi rodzicami, zrobimy wszystko, aby Yuki miał jak najlepsze dzieciństwo.
- Mikleo mówię do ciebie, o czym a myślisz? - Burknął obrażony. - O czym ty tak musisz? - Takim zachowaniem przypominał mi Soreya, nie myliłem się. Mówiąc, że są do siebie podobni oboje tak samo słodko dziecinni i jak tu ich nie kochać?
- Przepraszam, zamyśliłem się. Zastanawiam się, czy nie tęsknisz za rodzicami - Chciałem być z nim szczery delikatnie poruszyć ten temat, aby wiedzieć, na czym stoimy, nie przeżyje, jeśli w przyszłości odejście, aby szukać swoich biologicznych rodziców, o ile jeszcze żyją.
- Nie, przecież to wy jesteście moimi rodzicami - Gdy to mówił, serce biło szybciej, gdyby Sorey tu był, na pewno ucieszyłyby go słowa malucha, on również bardzo zżył się z chłopcem, nawet jeśli na początku nie chciał go przygarnąć.
Pogłaskałem chłopca po głowie, nie przestając się do niego uśmiechać.
- To, co idziemy się bawić? - Spytałem, na co Yuki pokiwał energicznie głową, biorąc swojego pieska na ręce. Ten mały potwór staje się coraz to większy, przeraża mnie tym coraz bardziej, nie chciałbym zostać z nim sam.
Pokręciłem delikatnie głową, wstając z łóżka, aby nadążyć za tym maluchem, to dziecko miało energię, której mi od czasu do czasu brakowało, chciałbym czasem być znów tak energiczny, jak kiedyś, niby nie jest, zemną aż tak źle, ale mogło być jednak lepiej..
Przebywałem z Yukim cały dzień, bawiliśmy się, trenowaliśmy, spacerowaliśmy wszystko blisko zamku, aby nie oddalać się za bardzo od bezpiecznego kontu, to dziwne, ale gdy Sorey wyjechał, zaczynam czuć się tu niekomfortowo, tak jakby coś nas obserwowało czy to na pewno normalne? Na pewno przesadzam, przecież nic się nie dzieje, wszystko jest w jak najlepszym porządku, tu nic nam nie grozi prawda?
Zamyślony odprowadziłem młodego późnym wieczorem do pokoju Lailah, wracając do siebie, gdzie chciałem odpocząć, otworzyłem drzwi, zatrzymując się w miejscu, patrząc w ciemność rozchodzącą się po pomieszczeniu, przymrużyłem oczy, aby lepiej przyzwyczaić się o mroku, wchodząc do środka, tym samym zamykając za sobą drzwi.
Podchodząc do szafki nocnej, gdzie stała świeczka zapaliłem ją, słysząc dźwięk uchylającego się okna, odwróciłem się w jego stronę, unosząc świeczkę. W pokoju nikogo nie było, nie licząc kota śpiącego na fotelu, to dziwne czyżby służba zapomniała zamknąć okna, które otworzyło się pod wpływem wiatru? To było troszeczkę dziwne, nie miałem jednak zamiaru panikować, to tylko moja głupia podświadomość straszy mnie, nic się nie dzieje, muszę się uspokoić, nim popadnę w paranoję.
Podszedłem ostrożnie do okna, aby je zamknąć, rozglądając się przednio po otoczeniu, mógłbym przyżec, że widziałem kogoś w ogrodzie, zwaliłem to jednak na późną porę i zmęczenie, przecież wszystko wokół zamku jest pilnie szczerzone, nikt nie dostanie się tu bez wiedzy strażników.
- Przecież tu nikogo nie ma, uspokój się - Zganiłem sam siebie, dokładnie zamykając okno, wróciłem do łóżka, jeden dzień bez Soreya a mi już odbija, jestem ciekaw jak sobie radzi mam nadzieje, że nic nie nabroił. Skontaktowałbym się z nim, ale nie chce mu przeszkadzać, może być zajęty lub już śpi, wytrzymam te kilka dni jeden już za mną jeszcze tylko trochę.
Myśląc o mojej drugie polówce, położyłem się na miękkiej poduszczę, zamykając oczy, próbując zasnąć, co bez niego nie było takie łatwe. Nie mając do kogo się przytulić, wtuliłem twarz w poduszkę, myśląc o jego powrocie, gdy już tu będzie, oboje poczujemy się lepiej.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz