Drobne i smukłe ciało chłopaka nadal drżało, czułem to
doskonale z powodu tego, że nadal był we mnie wtulony. To przeze mnie?
Najwidoczniej, w końcu wszystko na to wskazywało. Nadal przyswajałem tą
wiadomość, nie mogąc uwierzyć w to, co mi powiedział. Dla mnie było to niezwykłe,
ale Mikleo uważał to za coś kompletnie normalnego – widział we mnie kogoś równego
sobie, podczas kiedy ja tak nie potrafiłem. A może nie potrafiłem zrobić tego
jeszcze…? Może z czasem to się zmieni. Co ja mówię, na pewno się zmieni. W
końcu sobie wszystko przypomnę, ale do tego czasu muszę się jeszcze wielu
rzeczy nauczyć.
Mimo wszystko spodobało mi się to; nie spodziewałem, że
takie zwykłe przytulanie może być tak przyjemne. Co prawda drżenie jego ciała
lekko mnie dekoncentrowało i jednocześnie podniecało, z czego to drugie
sprawiało, że czułem się okropnie. Co prawda chłopak mówił mi, że zbliżenia nie
były dla nas niczym dziwnym, a mimo to czułem, że jeszcze trochę powinienem poczekać,
przyzwyczaić się do jego obecności nie jako przyjaciela, a męża. Miałem nadzieję,
że Mikleo nie będzie miał do mnie o to za złe.
Westchnąłem cicho słysząc jego pytanie, przytulając się do niego mocniej i
opierając policzek o jego głowę. Najchętniej posiedziałbym tak, wtulony w jego
ciało, by móc cieszyć się jego obecnością i przyzwyczajać się do jego bliskości.
Ale nie mogłem tak trwonić tego czasu, musiałem skupić się na ważniejszych
rzeczach, chociażby na zapewnieniu bezpieczeństwa mojemu mężowi. Według niego
dowiedzieliśmy się o złym pasterzu z ruin, więc może wypadałoby tam wrócić i
dowiedzieć się o nim więcej? Wiem, że tamto miejsce źle wpływało na Mikleo, ale
teraz bylibyśmy na to przygotowani i może nie byłoby tak źle. Trzeba było się
dowiedzieć, jak się go pozbyć, może i teraz uciekł, ale miałem dziwne wrażenie,
że wróci w momencie, w którym najmniej się tego spodziewam, a wtedy odbierze mi
Mikleo. Tego bym nie zniósł, nawet na takim etapie naszej relacji.
Jednak najpierw powinienem skupić się na rzeczach, które jestem w stanie
zrobić. Głośno tego nie powiem, ale byłem jeszcze za słaby na wyprawy i chyba
nawet zbyt ułomny na jakiekolwiek walki. Muszę najpierw odpocząć i więcej sobie
przypomnieć, jeżeli chcę zapewnić bezpieczeństwo aniołowi, który dotychczas
czuwał nade mną.
- Najchętniej to zostałbym w tej pozycji – wymruczałem, przymykając na
moment powieki. – Ale nie mogę. Chciałbym się dowiedzieć, czy u Lailah wszystko
w porządku. I mam jeszcze parę pytań.
- Chyba na dzisiaj starczy ci nowości – odparł chłopak, odsuwając się ode
mnie na tyle, by móc na mnie spojrzeć. Nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że
chciałbym wiedzieć więcej. A nie powinno być na odwrót? Chyba powinien się
cieszyć, że chcę sobie przypomnieć jak najwięcej. Im szybciej wróci mi pamięć,
tym szybciej wszystko wróci do normalności, a tego chyba chciał.
- Tylko kilka pytań – poprosiłem ładnie, patrząc na niego błagalnie. A przynajmniej
tak mi się wydawało.
Chłopak przez kilka długich sekund patrzył na mnie w milczeniu, aż nagle
parsknął cichym śmiechem. Lekko zbiło mnie to z tropu, ale cieszyłem się, że
czuł się już troszkę bardziej swobodnie. Po moim pytaniu wydawał się być bardzo
zawstydzony i nie potrafił spojrzeć mi prosto w oczy. Kompletnie nie
rozumiałem, czemu. Znaczy, pytanie może i było nieco niezręczne, ale byłoby ono
jeszcze gorsze gdyby okazało się, że odpowiedź była przecząca. A może wstydził
się tego, ponieważ tam na górze, skąd pochodził, krzywo na to patrzą?
Moje ponure myśli przerwał delikatny pstryczek w nos. Spojrzałem zaskoczony
na rozweselonego chłopaka, który wydawał się być w znacznie lepszym humorze. I
chyba był lekko rozbawiony. Lepszy wesoły anioł, niż cichy i zawstydzony.
- Na razie odwiedzimy Lailah, a później zobaczymy – odparł wesoło, zsuwając
się z moich kolan. – Zaprowadzę cię do jej pokoju, dzieli go razem z Yukim. A później
przyniosę ci obiad… a raczej kolację – poprawił się, przenosząc swój wzrok na
okno.
- Czy anioły muszą jeść? – spytałem, podnosząc się na równie nogi i
wygładzając ubranie.
Miałem na sobie zupełnie inne rzeczy, niż rano, ponieważ tamte, po walce z
czarnowłosym pasterzem, nie nadawały się do dalszego użytku. Zbyt bardzo były
ubrudzone krwią. Ledwo przebrałem się w świeże rzeczy i służąca już zabrała
zakrwawione ubranie mówiąc mi, że ona się nim zajmie. Byłem troszeczkę ciekaw,
czy uda jej się doprowadzić moje rzeczy do dawnego stanu, chyba bardzo je
lubiłem, w szczególności tę niebieską koszulę. Zresztą, nie tylko ja. Kiedy
zobaczyłem po raz pierwszy Mikleo, spał on na moim łóżku, wtulony
właśnie w tę koszulę.
- Nie muszą, ale mogą – odparł, przyglądając mi się uważnie. – A nawet pomimo
tego zawsze zmuszałeś mnie do jedzenia.
- Przepraszam – wymamrotałem,
spuszczając wzrok. Nie słyszałem żadnej pretensji w jego głosie, a mimo tego
poczułem się źle. Nie wiem, co miałem w głowie, aby zmuszać Serafina do
czegokolwiek, ale miałem nadzieję, że nie ma mi tego za złe.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz