sobota, 11 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

W Mikleo coś się zmieniło, zauważyłem to od razu, kiedy tylko do mnie podszedł. Cała niepewność oraz strach, które towarzyszyły mu przez całą naszą drogę do złego pana, ulotniły się. Teraz biła od niego chęć walki, z czego niezmiernie się cieszyłem. Potrzebowałem go i jego uśmiechu bardziej, niż mógłby się tego spodziewać.
Posłałem mu szeroki uśmiech i chwyciłem jego dłoń, aby wstać z nieprzyjemnej ziemi. Byłem już trochę poobijany, próbowałem oczyścić tego potwora jak najszybciej, by móc pomóc nieprzytomnemu nieopodal przyjacielowi. Niestety, ale niezależnie od fuzji oraz mocy, których używałem, nic nie mogłem mu zrobić. Oby teraz się to zmieniło.
Niestety, bardzo się w tej kwestii myliłem. Nawet podczas fuzji z Mikleo nasze ataki nic mu nie robiły. Trochę sfrustrowany tym faktem nie zauważyłem ciosu ze strony potwora i już po chwili mocno plecami o ścianę jaskini. Opadłem na ziemię z cichym jękiem bólu, a Mikleo pojawił się tuż obok mnie, posyłając mi zmartwione spojrzenie. Niepotrzebnie, z moim zdrowiem fizycznym było całkiem dobrze, byłem jedynie zirytowany, że jeszcze kompletnie nic mu nie zrobiliśmy.
- Sorey, w porządku? – usłyszałem obok siebie zmartwiony głos Lailah.
- To nie ma sensu, nic mu nie robimy – wymamrotałem, patrząc wprost na złego pana, który nie ruszał się i po prostu czekał na mój następny ruch. Zacząłem intensywnie myśleć, musiał istnieć jakiś sposób, aby go oczyścić.
- Nie sądziłam, że tak szybko można cię złamać – usłyszałem lekko kpiący oraz wyraźnie zmęczony głos Edny. Zignorowałem jej słowa, przesuwając wzrokiem po każdym z Serafinów po kolei. Pojedyncze ataki nic mu nie robią, ale gdyby tak zaatakować go wszystkim, co mamy naraz…
- Lailah, czy jest możliwe to, abym wszedł w fuzję z wami wszystkimi naraz? – spytałem kobietę nieco nieprzytomnym głosem. Teoretycznie to powinno być możliwe, i bardzo niebezpieczne dla nas wszystkich, szczególnie dla mnie. Nawet tak było, nie zawahałbym się nawet na moment. Najważniejszym było oczyszczenie tego potwora, nie moim zdrowie czy życie.
- Tak, ale to nie jest najlepszy pomysł. Możesz nie udźwignąć takiego ciężaru, w dodatku takie obciążenie na pewno odciśnie na twoim ciele piętno, o ile… - zaczęła mówić lekko spanikowanym głosem i ostrzegać mnie przed konsekwencjami, ale to już nie było dla mnie ważne.
- Zróbmy to – powiedziałem śmiało, podnosząc się z ziemi.
- Nie, Sorey, to może cię zabić – tym razem swój sprzeciw wyraził Mikleo. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, chcąc go choć trochę uspokoić.
- W takim stanie nic mu nie zrobimy, musimy spróbować czegoś innego. Jeżeli będę czuł, że coś jest nie tak, zakończymy to – dodałem uspokajająco.
Serafiny spojrzały po sobie niepewnie, wiedziałem, że nie podoba się im ten pomysł. Nie dziwiłem się im, nie tylko oni ryzykują. Czekałem jednak spokojnie na ich ostateczne słowo, nie spuszczając wzroku z potwora. Aż dziw, że nas nie atakował, a przecież miał tak idealną okazję. Nie, żebym narzekał, ale musiał mieć jakiś powód, aby być tak spokojnym. Czemu czekał na nasz ruch?
W końcu Serafiny zgodziły się. Co prawda, Mikleo nie wyglądał na bardzo szczęśliwego, widziałem tyle wątpliwości w jego oczach, a to wszystko przez fakt, że coś może mi się stać. Nie powinien się tym przejmować, nie to w tej chwili było najważniejsze. Nim po kolei wymówiłem prawdziwe imiona każdego z moich towarzyszy, posłałem przyjacielowi ostatni uspokajający uśmiech.
Zbiorowa fuzja była naprawdę dziwnym doświadczeniem. I nieprzyjemnym. Po zrobieniu pierwszego kroku natychmiast upadłem na kolana, co wywołało małe zamieszanie u moich niebiańskich towarzyszy. Miałem wrażenie, jakbym dźwigał niewyobrażalny ciężar. Całe moje ciało drżało, a ja sam z trudem łapałem powietrze.
~ Powinniśmy to przerwać, natychmiast – usłyszałem zmartwiony głos mojego anioła.
- Nie, jest dobrze, muszę się tylko trochę przyzwyczaić – wymamrotałem, starając się wyrównać oddech. Jest dobrze, udało się nam, nie możemy teraz tak tego zakończyć. Teraz wszystko zależy od tego, czy dam radę tak walczyć, a na tej płaszczyźnie na pewno nie zawiodę. – Jak się czujecie?
~ W porównaniu do ciebie, czujemy się świetnie. Nie przejmuj się nami, damy sobie radę, skup się na sobie – tym razem odezwał Zaveid.
Westchnąłem cicho, pewnie miał rację, w końcu jeżeli sam nie dam rady, im również może coś się stać. Po kilku sekundach postanowiłem wstać, co nie było aż tak efektowne. Lekko się zachwiałem, ale nie upadłem, to było najważniejsze. Musiałem działać szybko, naprawdę wątpiłem, abym długo utrzymał się w tym stanie. I atakować od razu z całej siły.
Ta walka nie trwała długo, ale była bardzo wyczerpująca, przynajmniej dla mnie. W końcu uderzyłem w niego całą mocą, jaką dysponowałem. Zaraz po tym opadłem na ziemię, a fuzja zakończyła. Nie miałem siły na nic, byłem zmęczony tą fuzją i ogromną ilością nieczystości, jaką na siebie przyjąłem. Pytanie, czy to wystarczyło, aby go oczyścić. Ze strachem wpatrywałem w postać potwora, która powoli zaczęła ustępować i po chwili, która dłużyła się dla mnie w nieskończoność, ujrzałem na jego miejscu jasnowłosego, brodatego mężczyznę.
- Udało się – wymamrotałem, powoli przyswajając do siebie tę myśl. Zrobiliśmy to, naprawdę to zrobiliśmy. Teraz, kiedy byłem już pewien, że wykonałem swoją powinność, mogłem odpocząć. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, aby moje ciało opadło na chłodną ziemię. Ostatnim, co usłyszałem nim całkowicie odpłynąłem, było moje imię wypowiedziane przez jednego z moich towarzyszy.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz