Czułem się naprawdę fatalnie, choć starałem się tego nie okazywać. Zło unoszące się w powietrzu było przygnębiające, a obecność złego pana powodowała pewnego rodzaju strach niewytłumaczalny stres, którego za wszelką cenę nie potrafiłam zrozumieć. Tak był potężny i był zły, jednak, nie jednego potężnego potwora już pokonałem. Więc, dlaczego akurat przy tym czuję się tak dziwnie? Nie potrafię tego wyjaśnić, choć mam wrażenie, że już kiedyś go spotkałem, nie potwora a człowieka, który kryje się pod tą warstwą. Nie było to jednak możliwe, ten człowiek jest opętany od wielu, wielu lat nim jeszcze pojawiłem się na świecie więc dlaczego wciąż mam nieodparte wrażenie, że go znam? Mój mózg pod wpływem tak potężniej aury, chyba nie potrafi trzeźwo myśleć, wmawiając mi niestworzone historię.
Moje ciało zadrżało, gdy ciężka aura uderzyła bez ostrzeżenia, nie byłem tak silny, jak sobie wyobrażałem, choć dla przyjaciela starałem się trzymać dobrą minę do złej gry.
Symonne stojąca obok swojego pana patrzyła na nas, bez najmniejszej emocji czekając na nas. Oboje czekali, aż podeszliśmy, wyjątkowo blisko, aby móc w jakiś sposób wpłynąć na pasterza, który już ran poddał się złu, dlaczego więc nie miałby zrobić tego drugi raz?
Zły pan tłumaczył nam, w jaki sposób umiera świat, chciał abyśmy się przyłączyli, czego oczywiście nie mieliśmy zamiaru zrobić, musieliśmy go oczyścić za cenę własnego życie.
Gotowi do pokonania złego pana chcieliśmy zrobić to jak najszybciej, dostając się do jego ludzkiej podświadomości, która ukazała nam wspomnienia związane z nim i młodym chłopakiem, chłopakiem, który był bardzo podobny do mnie.
- Mikleo on wygląda jak ty - Słowa mojego przyjaciela doszły do mnie po dłuższej chwil. Moje zaskoczenie nie przeminęło, gdy zły pan złapał naszą dwójkę w pnącza stworzone z cieni, pozwalając nam zobaczyć wszystko do samego końca, moje ciało odczuwało każdy najmniejszy ból zaznany przez chłopaka. Cierpiałem, nie mogąc nic zrobić, moje ciało płonęło żywym ogniem i choć starałem się ukrywać ból, nie było to takie proste.
- Mikleo - Usłyszałem głos przyjaciela, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć, moje ciało drżało, a głos zanikł, nie potrafiłem wydusić z siebie ani jednego słowa.
Moje oczy ledwo rejestrowały, to co działo się wokół mnie, wszystko zrozumiałem, dopiero gdy dostrzegłem twarz chłopaka stojącego przez naszym wrogiem.
- To byłem ja - Wydusiłem, czując rozchodzący się ból po moim ciele, chłopak został zabity z miecza, a ja czułem, jak gdybym to ja umierał.
- To byłeś ty, rzuciłeś na mnie klątwę, to przez ciebie będę już wieczność sam - Rzucił mną wprost na przyjaciela, oboje uderzyliśmy o ziemię, a wspomnienia zniknęły, znów byliśmy na polu bitwy, przez chwilę nie wiedząc, co się dzieje.
Z trudem podniosłem się z przyjaciela, ciężko oddychając, starając się troszeczkę uspokoić, choć ból rozchodzący się po moim ciele utrudniał mi, nawet wstanie z ziemi.
- Miki nic ci nie jest? - Poczułem dłonie Soreya na moich policzkach, musiałem zmusić się na, chociażby delikatny uśmiech, który uspokoiły mojego przyjaciela chociaż troszeczkę.
- Nic mi nie jest - Wyszeptałem, starałem się brzmieć jak najlepiej, choć nie do końca mi to wychodziło.
Wstałem z ziemi na chwiejnych nogach, które ugięły się pod moim ciężarem, gdy nie mój przyjaciel na pewno zaznałbym bliskiego spotkania z twardą ziemi.
- Cholera co ci jest? - Usłyszałem, czując jego dłoń na moim policzku.
Otworzyłem powoli oczy, dotykając jego dłoni, czując narastające przytłoczenie rosnące z chwili na chwilę. Wspomina, krążyły po mojej głowie, wciąż nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Ja, ja byłem człowiekiem, zostałem zabity, to wszystko było takie dziwne, to dlatego tak dziwnie czuję się, jestem w pobliżu tego człowieka, tego potwora. Zniszczył mój dom, zabił bliskich, oszczędzając tylko moją matkę, czy ona jeszcze żyje? Tyle myśli krążyło po mojej głowie, tyle obrazów odtwarzał mózg, tyle pytań tak niewiele odpowiedzi.
- Nic mi nie jest, muszę tylko na chwilę odpocząć - Wyszeptałem, sycząc cicho w bólu, moje ciało było całe i zdrowe nikt mnie nie skrzywdził, a mimo to czułem znów ból związany ze śmiercią mojego ludzkiego ja, tracąc kontakt z rzeczywistością, potrzebując czasu, aby dojść do siebie po tym, co zobaczyłem i przeżyłem.
<Sorey? C:>
Moje ciało zadrżało, gdy ciężka aura uderzyła bez ostrzeżenia, nie byłem tak silny, jak sobie wyobrażałem, choć dla przyjaciela starałem się trzymać dobrą minę do złej gry.
Symonne stojąca obok swojego pana patrzyła na nas, bez najmniejszej emocji czekając na nas. Oboje czekali, aż podeszliśmy, wyjątkowo blisko, aby móc w jakiś sposób wpłynąć na pasterza, który już ran poddał się złu, dlaczego więc nie miałby zrobić tego drugi raz?
Zły pan tłumaczył nam, w jaki sposób umiera świat, chciał abyśmy się przyłączyli, czego oczywiście nie mieliśmy zamiaru zrobić, musieliśmy go oczyścić za cenę własnego życie.
Gotowi do pokonania złego pana chcieliśmy zrobić to jak najszybciej, dostając się do jego ludzkiej podświadomości, która ukazała nam wspomnienia związane z nim i młodym chłopakiem, chłopakiem, który był bardzo podobny do mnie.
- Mikleo on wygląda jak ty - Słowa mojego przyjaciela doszły do mnie po dłuższej chwil. Moje zaskoczenie nie przeminęło, gdy zły pan złapał naszą dwójkę w pnącza stworzone z cieni, pozwalając nam zobaczyć wszystko do samego końca, moje ciało odczuwało każdy najmniejszy ból zaznany przez chłopaka. Cierpiałem, nie mogąc nic zrobić, moje ciało płonęło żywym ogniem i choć starałem się ukrywać ból, nie było to takie proste.
- Mikleo - Usłyszałem głos przyjaciela, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć, moje ciało drżało, a głos zanikł, nie potrafiłem wydusić z siebie ani jednego słowa.
Moje oczy ledwo rejestrowały, to co działo się wokół mnie, wszystko zrozumiałem, dopiero gdy dostrzegłem twarz chłopaka stojącego przez naszym wrogiem.
- To byłem ja - Wydusiłem, czując rozchodzący się ból po moim ciele, chłopak został zabity z miecza, a ja czułem, jak gdybym to ja umierał.
- To byłeś ty, rzuciłeś na mnie klątwę, to przez ciebie będę już wieczność sam - Rzucił mną wprost na przyjaciela, oboje uderzyliśmy o ziemię, a wspomnienia zniknęły, znów byliśmy na polu bitwy, przez chwilę nie wiedząc, co się dzieje.
Z trudem podniosłem się z przyjaciela, ciężko oddychając, starając się troszeczkę uspokoić, choć ból rozchodzący się po moim ciele utrudniał mi, nawet wstanie z ziemi.
- Miki nic ci nie jest? - Poczułem dłonie Soreya na moich policzkach, musiałem zmusić się na, chociażby delikatny uśmiech, który uspokoiły mojego przyjaciela chociaż troszeczkę.
- Nic mi nie jest - Wyszeptałem, starałem się brzmieć jak najlepiej, choć nie do końca mi to wychodziło.
Wstałem z ziemi na chwiejnych nogach, które ugięły się pod moim ciężarem, gdy nie mój przyjaciel na pewno zaznałbym bliskiego spotkania z twardą ziemi.
- Cholera co ci jest? - Usłyszałem, czując jego dłoń na moim policzku.
Otworzyłem powoli oczy, dotykając jego dłoni, czując narastające przytłoczenie rosnące z chwili na chwilę. Wspomina, krążyły po mojej głowie, wciąż nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Ja, ja byłem człowiekiem, zostałem zabity, to wszystko było takie dziwne, to dlatego tak dziwnie czuję się, jestem w pobliżu tego człowieka, tego potwora. Zniszczył mój dom, zabił bliskich, oszczędzając tylko moją matkę, czy ona jeszcze żyje? Tyle myśli krążyło po mojej głowie, tyle obrazów odtwarzał mózg, tyle pytań tak niewiele odpowiedzi.
- Nic mi nie jest, muszę tylko na chwilę odpocząć - Wyszeptałem, sycząc cicho w bólu, moje ciało było całe i zdrowe nikt mnie nie skrzywdził, a mimo to czułem znów ból związany ze śmiercią mojego ludzkiego ja, tracąc kontakt z rzeczywistością, potrzebując czasu, aby dojść do siebie po tym, co zobaczyłem i przeżyłem.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz