niedziela, 26 lipca 2020

Od Willa Cd Ktoś

Papiery, dostawy i zamówienia było ich dziś wyjątkowo dużo. Nie wyszedłem dziś nawet z biura. Ciągle coś. Gość ze stolicy chciał specjalny materiał na zamówienie, a jedna krawcowa potrzebowała wszywanego wzoru, którego nawiasem mówiąc ciężko jest zdobyć. Zmęczenie dawało mi się we znaki, nic też nie jadłem. Polowanie najprostrze jest w nocy, ale głód zaczął mnie już dobijać. Nie pomagał też hałas z magazynu. Sara ciągle coś wywracała. Przeciągłem się na krześle. Zacząłem wpatrywać się w sufit. Znowu coś spadło w tle. Podniosłem się z krzesła i poszedłem w stronę drzwi. Rozumiem, że dziewczyna potrzebuje kasy, ale nie musi mi niszczyć towaru. Zbierała metalowe ozdoby do przewróconego wcześniej przez nią pudełka.
-Saro - powiedziałem spokojnie
Dziewczyna momentalnie spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
-Tak bardzo przepraszam psze Pana, ja to zaraz wszystko ogarnę!
-Mam nadzieję i jak możesz to nie niszcz wszystkiego dokoła - pokręciła zrozumiale głową
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła siedemnasta godzina. To dobry moment by oderwać się od papierów.
-Gdzie Alex?
-Wszedł już.
-A tak zapomniałem, że dziś wcześniej kończy. Mamy coś jeszcze do dostarczenia?
-Ten lawendowy materiał - moja okazja na wyjście z tych czterech ścian
-Dobrze ja się tym zajmę, a ty idź już do domu.
-Ale...!
-Dowodzenia Saro! - zarzuciłem płaszcz, wziąłem paczkę i wyszedłem z budynku.
Jeszcze by mi go zgubiła. Może czas ją wymienić? Bo jak tak dalej pójdzie to zbankrutuje. Słońce powoli zaczęło zachodzić za budynkami. Szedłem ulicą mijając ludzi wracajacych z pracy, jednak żaden z nich nie nadawał się na moją kolacje. Niedługo później dotarłem do krawca. Wchodząc, usłyszałem głos dzwonka nad głową. Pani Higs zaraz pojawiła się we framudze pokojowych drzwi.
-No proszę sam Will pofatygował się do mnie z materiałem.
-Witam Panią - skłoniłem się lekko- przyniosłem...
-O tak, na to czekałam! - ucieszona kobieta zabrała paczkę i wręczyła mi umówione wcześniej kwotę pieniędzy
Zawsze była nieco dziwna. Taka starsza babcia, która nie przejmowała się opinią innych.
-Herbaty? - szybko się wyrwałem się z myśli.
-Nie dziękuje, pójdę już.
-Uważaj po drodze, robi się ciemno.
Uśmiechnołem się lekko i wyszedłem. To nie ja powinienem się bać, tylko mnie oni mnie. Zszedłem z głównej ulicy i weszłem na te boczne. Było w nich już ciemno. Parę razy minołem jakoś pijaków i niezbyt mile nastawionych ludzi. Skreciłem parę razy. Znalazłem zauek, w którym stały stare beczki. Schowałem się w nim i czekałem. Po chwili było słychać tupanie obcasów. Wychylilem się lekko i zobaczyłem kobietę. Była to pani lekkich obyczajów sądząc po stroju. Zaczekałem, a gdy się zbliżyła chwyciłem za rękę i przyciagłem do siebie. Zbliżyłem się do twarzy i wyraźnie powiedziałem "zaśnij". Momentalnie odpłyneła. Schowałem się za beczkami i wbiłem kły w jej szyję. Życie dość szybko z niej uleciało. Wytarłem kącik ust chusteczką, bo trochę krwi tam zostało i schowałem do kieszeni. Zostawiłem ciało, i upewniając się że nikogo nie ma w pobliżu, odszedłem. Skreciłem parę razy i znów znalazłem się na głównej ulicy. Raczej nie szybko znajdą ciało. Niewielka też strata. Mijając jubilera zagapiłem się na wystawę, i niestety na kogoś wpadłem.
-Wybacz, moja wina zagapiłem się.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz