wtorek, 28 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Delikatny, lecz smutny uśmiech pojawił się na mojej twarz, nie tak miało to wszystko wyglądać, nie on miał zostać tym pokrzywdzonym, znów ratując mnie, naraża siebie i po co? Nie jestem wart tego poświęcenia, powinien naprawdę myśleć o sobie. To on jest człowiekiem, to jego życie dla Boga jest najważniejsze nie moje, gdy umrę nic wielkiego się nie stanie i tak nikt mnie nie widzi, nikt we mnie nie wierzy i nikomu nie jestem potrzebny nawet i jemu. Doskonale poradzi sobie be zemnie, musi tylko bardziej na siebie uważać jeszcze trochę i z mojej winy straci życie, narażam go na śmiertelne niebezpieczeństwo. Co ja robię? Naprawdę zasługuje na śmierć, już raz ktoś mi bliski stracił dla mnie życie, teraz gdy o tym wiem, nie pozwolę, aby historia się powtórzyła, ona nie powinna była dawać mi drugiego życia, jednak jeśli już je mam nie pozwolę, aby Soerey zginął z powodu mojej bezsilności, muszę trzymać go od tego jak najdalej, ten człowiek chce mnie nie jego, nie musi mnie chronić, ja sobie jakoś poradzę najważniejsze, aby i on i Yuki byli bezpieczni, nic więcej się dla mnie nie liczy.
- Nie przejmuj się tym - Szepnąłem, odsuwając jego dłoń od rany, którą uleczyłem, w tej chwili nie obchodził mnie Medyk, który miał zjawić się za kilka chwil, aby się nim zająć, zawsze to ja dbałem, aby jego rany szybko się goiły, nikt inny nie musi tego robić.
Sorey delikatnie zaskoczony dotknął miejsca, w którym to znajdowała się rana, przez chwilę patrząc na mnie z widocznym zaskoczeniem na twarzy. Nie wszystko jeszcze ułożyło mu się w głowie, nadejdzie czas, gdy zrozumie wszystko, a wtedy znów będzie tym samym głupiutkim dzieciakiem co zwykle.
Dzieciakiem, za którym teraz tęsknie, niby i mam go przy sobie jednak to nie ta sama osoba jestem mu obcy i to odbiera mi nadzieję, nasz pakt na chwilę obecną nawet nie trzyma mnie przy nim. Jestem, bo tego chce i może to właśnie jest złe. Może gdybym odszedł, on byłby szczęśliwszy i co najważniejsze nie byłby narażony na niebezpieczeństwo, a to wszystko, tylko i wyłącznie z mojej winy. 
Patrzyłem na twarz chłopaka, w milczeniu wciąż było mi wstyd, nie powiedziałem mu wszystkiego, pomijając prawdę, nie okłamałem, po prostu mówiłem tylko to, co chciałem, aby wtedy wiedział, a mimo to naraziłem go na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Otworzyłem usta, aby go przeprosić za to, co się stało, lecz nie było mi to dane, medyk pojawił się wraz z rycerzem, podchodząc do pasterza, aby medyk mógł się nim zająć. 
- On uciekł - Reszta rycerzy wróciła do nas, a ja już wiedziałem, że to dopiero początek tej cholernej gry, ten koleś to morderca nie da się tak łatwo złapać a teraz gdy jest blisko, czuję jeszcze większą niepewność, już raz wbił mi nóż prosto w serce, wykorzystując do tego mojego przyjaciela, do czego więc może być zdolny teraz? Do wszystkiego i to martwi mnie najbardziej.

Wróciliśmy do zamku, gdzie medyk poprosił Soreya, aby odpoczywał, jego ciało było mocno pobijane, a ja nie wszystko mogłem uleczyć ostatnimi czasy i moja moc osłabła wraz z wiarą dla tego tak bezużyteczny mogłem się wydawać.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, gdy mężczyzna wyszedł, podchodząc do łóżka, w którym leżał chłopak.
- Nie jest tak źle - Przyznał, podnosząc się do siadu, cicho wzdychając. - Kim był ten mężczyzna? - To pytanie nie spodobało mi się ani trochę, on nie musiał wiedzie, nie powinien się teraz nim przejmować, jeszcze przejdzie na to czas.
- Opowiem ci o nim później, nie teraz jeszcze przyjdzie czas i na to - Zapewniłem, chcąc wstać z łóżka, aby uciec od udzielania mu odpowiedzi na to pytanie.
- Nie później chce wiedzieć to teraz - Złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę łóżka, nie dając mi innego wyboru. Nadszedł czas, aby opowiedzieć mu, o złym pasterzu.
Nie byłem zbyt przekonany do tego, czy powinienem to robić, poza tym nie miałem pewności, że mi uwierzy, już raz nie powiedziałem mu całej prawdy, tym razem może pomyśleć tak samo. Mimo tej niepewności opowiedziałem mu wszystko o naszej wyprawie, o ruinach o tym, co się wydarzyło, gdy tam trafiliśmy, o tym, kim był ten mężczyzna, pominąłem w tym wszystkim tylko jeden mały fakt zdradę, której się dopuścił, wolałem, aby o tym zapomniał, to nie było aż takie ważne, nie teraz wybaczyłem mu i tylko to się liczy.
Sorey po usłyszeniu całej historii chciał dowiedzieć się czegoś jeszcze na temat pasterza i nie tylko, ja jednak nie miałem na to siły. Po spotkaniu z Alexandrem czułem się źle nie fizycznie, a raczej psychicznie, czułem się dziwnie, trochę tak jakbym rozpadał się od środka, moje myśli krążyły wokół tego potwora, a strach nie pozwalał mi o nim zapomnieć, do tego ta rozmowa w żadnym wypadku mi tego nie ułatwiała.
- Przepraszam, na tę chwilę zakończmy na tym, chciałbym położyć się na chwilę w łóżku, pójdę do siebie, ty z resztą też powinieneś odpocząć, spisałeś się dziś - Przyznałem, łagodnie uśmiechając się do chłopaka. - Możesz puścić? - Zapytałem po chwili, gdy to wciąż trzymał moją rękę, nie dając mi możliwości pójścia do „swojego pokoju”.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz