czwartek, 9 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Byłem wykończony i lekko poirytowany, nie wiedziałem, co się stało i dlaczego. Czy ja naprawdę byłem kiedyś człowiekiem? Ale jak? Przecież to niemożliwe ludzie nie mogą być aniołami po śmierci. Ludzie to istoty grzeszne, jeśli naprawdę byłem kiedyś człowiekiem czy to nie oznacza, że grzeszyłem? Czy naprawdę zasłużyłem na nowe życie jako anioł? Nic z tego nie rozumiałem, byłem zagubiony, widziałem siebie, umierałem, własnym ciałem osłaniając... Nawet nie wiem kogo, kim była ta kobieta? Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie, na które nie znałem odpowiedzi.
W milczeniu siedziałem wtulony w ciało przyjaciela, nie chcąc rozmawiać, nie wiedziałem nawet, jak miałbym z nim rozmawiać, że niby o czym? O czymś, czego sam nie rozumiem? To wszystko jest naprawdę trudne, nic z tego nie pojmuje.
- Mikleo obudził się - Nagle ciszę i spokój przerwał dobrze znany mi głos, delikatnie mnie to przeraziło, co moje wystraszone ciało okazało, drżąc ze strachu. - Jak się czujesz i co się wydarzyło? - Zaveid mówiąc na głos, zbudził resztę serafinów, które również chciały wiedzieć, dlaczego poległem. Tak, właśnie poległem, nie powiedziały tego w prosty, ale doskonale wiedziałem, że tak myślał, jestem naprawdę słaby i żałosny jak mogę chronić przyjaciela, jeśli nie potrafię chronić sam siebie.
Nic nie mówiłem, patrząc na dłonie pogrążony we własnych myślach, to nie był odpowiedni moment na rozmowę, dlatego nawet nie starałem się jej prowadzić, najpierw sam musiałem dojść do siebie, po tym, co zobaczyłem.
- Zostawmy Mikleo w spokoju, na pewno potrzebuje czasu, aby dojść do siebie - Lailah postanowiła uspokoić serafiny, które ciągle dopytywały, nie słuchając nawet Soreya, który starał się ich uspokoić, aby te dały mi trochę czasu, spokoju i przestrzeni.
Nawet nie potwierdziłem jej słów, było mi wszystko jedno, mój umysł był daleko, daleko stąd.
Patrzyłem na twarz przyjaciela, jedynie przy nim troszeczkę się uspokajając, dopiero teraz zauważając ranę na jego ramieniu, zaskoczony delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu, lecząc jego ranę, nie odsuwając się, nawet gdy mój przyjaciel mi podziękował.
Położyłem się znów, nie mając siły siedzieć, przez chwilę wpatrując się w niebo, dopóki Sorey nie położył się obok, mocno tuląc mnie do siebie, jego bliskość była kojąca, choć to i tak nie za bardzo mi pomagało byłem zagubiony i nie potrafiłem się odnaleźć, nawet gdy zasnąłem przytulony do ciała ukochanej osoby, wspomnienia nie dawały mi spokoju, krążąc po mojej głowie aż do chwili przebudzenia.

***

Otworzyłem powoli oczy, podnosząc się do siadu, czułem się troszeczkę lepiej, chociaż ciężko było mi trzeźwo myśleć, kiedy to odkryłem swoją przeszłość, o której nie miałem pojęcia.
Przysuwając nogi do klatki, położyłem na nich głowę, patrząc przed siebie.
Wokół panowała cisza, wszyscy spali, no prawie wszyscy zauważyłem podchodzącą do mnie Lailah, kobieta jako ostatnia trzymała wartę, gdy ja nie miałem dziś nawet siły ich pilnować, jestem naprawdę do niczego.
- Jak się czujesz? - Szepnęła cicho, aby nie obudzić nikogo.
- Dziwnie - Wyszeptałem, nie potrafiąc powiedzieć nic więcej, nie rozumiałem, co się dzieje. - Lailah żyjesz z nas najdłużej czy człowiek może stać się aniołem? - Musiałem poznać prawdę, choć przynajmniej tyle na ile było to możliwe.
- Może, zdarza się to bardzo rzadko, ale jest możliwe - Odpowiedziała, na chwilę milknąc. - Zdarzyć się tak może, gdy Anioł poświęca swoje życie dla człowieka, może dać mu to szansę narodzić się jako anioł lub człowiek nigdy niegrzeszny również może narodzić się na nowo jako istota boska - Kobieta cicho mówiła, tłumacząc mi, jak to wszystko mogło się stać.
Jaki świat jest dziwny, całe życie byłem aniołem, ale całe to życie nie tamto, tamto pewnie trwałoby jeszcze, gdyby nie moja śmierć.
Westchnąłem cicho, kątem oka zauważając ruch ze strony mojego przyjaciela, najwidoczniej już się obudził, podnosząc powoli do siadu.
- Miki jak się czujesz? Co się wczoraj stało? - Spytał, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Wszystko jest już dobrze, nie przejmuj się - Szepnąłem, starając się zapewnić go w swoich słowach, nie chciałem, aby się o mnie martwił, ja sobie jakoś poradzę.
- Co ty wygadujesz, przecież wiem, że nie jest, widzę to po tobie - W jego głosie słyszałem strach i niepewność, wszystko przez moją słabość powinienem być silniejszy i nie okazywać bólu, anioły nie powinny się tak zachowywać, jestem żałosny.
- Proszę Sorey, musimy pokonać złego pana, później przejmujmy się tym, co widzieliśmy - Poprosiłem, niepewnie wstając z ziemi, lekko się chwiejąc, potrzebując kilku sekund, aby dojść do siebie, miałem już dość leżenia to nic mi nie dawało im szybciej pokonany złego pana, tym lepiej dla nas wszystkich. Nie możemy przecież z mojej winy dłużej zwlekać, czas to pieniądz a my mamy go coraz mniej, za wiele ludzi zginęło przez tego potwora, nie możemy dopuścić do jeszcze większej tragedii, już wystarczająco się wszyscy wycierpieli.

<Sorey? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz