piątek, 17 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zamrugałem kilkukrotnie na pytanie chłopaka, który leżał rozwalony na łóżku. Nie spodziewałem się, że chłopak sam to zaproponuje, zwłaszcza, że jeszcze nie spełniłem swojej obietnicy. Położyłem się na łóżku, wtulając się w jego przyjemnie ciepłe ciało i zaraz poczułem, jak chłopak zaczyna gładzić moje włosy.
- Jesteś pewien, że to nie jest dla ciebie problem? – spytałem zaskoczony, przyglądając się mu uważnie. Sądziłem, że teraz, jak Yuki już wyszedł, Mikleo uśmiechnie się do mnie ładnie i sam zacznie mnie zaczepiać oraz drażnić. Wydawało mi się, że naprawdę był chętny na chwilę bliskości.
- Oczywiście, że nie. Chcesz się rozwijać i nie mogę ci tego zabronić – odparł z ciepłym uśmiechem, czochrając moje kosmyki.
W mig podniosłem się z jego ciała i położyłem ręce po obu stronach jego głowy, tym samym nachylając się nad nim. Byłem mu naprawdę wdzięczny za tę propozycję, bardzo zależało mi na tym, by w miarę szybko móc zająć się kolejnym przeciwnikiem. Dzięki temu wszyscy moglibyśmy rozejść w swoje strony, a ja mógłbym poświęcić całą swoją uwagę moim dwóm chłopcom. Po tym wszystkim pewnie powrócilibyśmy do podróży po świecie i zwiedzania ruin. Może z czasem osiedlilibyśmy się gdzieś na stałe, albo chociaż zapewnilibyśmy sobie jakieś miejsce, do którego zawsze moglibyśmy wrócić. Nawet takie spokojne życie z Mikleo byłoby cudowne. Ale do tego długa droga, nawet nie było pewne, czy dożyję tych dni.  
 Ucałowałem delikatnie czubek jego nosa, po czym uśmiechnąłem się do niego szeroko. Zrobię wszystko, aby mój przyjaciel mógł być spokojny o siebie oraz Yuki’ego.
- Wynagrodzę ci to, i to podwójnie – wymruczałem, opierając swoje czoło o te należące do niego.
- Mam nadzieję – odparł z cwanym uśmiechem, łącząc nasze usta w szybkim pocałunku.
Chcąc troszeczkę przedłużyć tę drobną chwilę przyjemności, pogłębiłem pocałunek. Przecież nic się nie stanie, jeżeli zasiądziemy do nauki za te kilka minut. Jednak chłopak nie dał się w to wciągnąć, po chwili odsuwając mnie od siebie. Spojrzałem na niego zaskoczony, niezbyt rozumiejąc o co mu znów chodziło. Przecież jeszcze nie tak dawno sam był chętny na chwilę zabawy, a teraz odsuwa mnie od siebie.
- Najpierw kolacja – powiedział z delikatnym uśmiechem, sprzedając mi pstryczka w nos. Wywróciłem oczami i pokazałem mu język, ale zaraz wstałem z łóżka, mocno się przeciągając. Nie byłem specjalnie głodny, ale coś podejrzewałem, że Mikleo tak łatwo nie pozwoli, abym odpuścił sobie kolejny posiłek. Poza tym, może też sam miał ochotę na jedzenie. – Zaraz wrócę – dodał, kiedy sam podniósł się z łóżka. Na odchodne pocałował mnie w policzek i już po chwili zniknął za drzwiami.
Reszta wieczora minęła nam bardzo przyjemnie. Kiedy tylko mój przyjaciel wrócił, połączyliśmy naukę z jedzeniem. Znaczy, on tłumaczył od czasu do czasu przerywając, kiedy podtykałem mu jedzenie pod nos, a ja słuchałem z uwagą, zapisywałem najważniejsze informacje w notatniku i mimowolnie się posilając. Po godzinie skończyliśmy i teraz nadszedł czas, abym spełnił swoją obietnicę.

***

Następnego dnia obudziłem się nie tak późnym rankiem, co było naprawdę wyjątkowe, jeżeli patrzeć na to, że zwykle budziłem się bardzo późno, a po wcześniejszych igraszkach to ledwo dało się mnie ściągnąć z łóżka. Podniosłem się do siadu i przetarłem dłonią twarz, powoli się budząc. Czułem się naprawdę dobrze i mogłem powiedzieć, że roznosiła mnie energia. Spojrzałem na śpiącego obok mnie przyjaciela. Jedną ręką obejmował mnie w pasie, a drugą przytulał się do poduszki, przez co wyglądał rozkosznie uroczo. Nie chciałem mu przeszkadzać we śnie, niech odpoczywa i zbiera siły. Lekko ucałowałem jego skroń, a następnie ostrożnie wstałem, by przez przypadek go nie zbudzić. Od dobrych kilku tygodni krążył mi po głowie pewien pomysł, a dzisiaj nadszedł idealny moment, aby go zrealizować. Miasto już powinno tętnić życiem.
Skierowałem się do łazienki, by ogarnąć się przed wyjściem na miasto. Przyjrzałem się uważnie w lustrze mając nadzieję, że zauważę u nasady głowy ciemne odrosty, ale tak się nie stało. Najwidoczniej blond pozostanie ze mną już na zawsze, a przynajmniej do czasu, w którym zacznę siwieć. Może jeżeli starczy mi pieniędzy, zakupię jakąś farbę. W miarę ogarnięty wyszedłem z łazienki i zanim opuściłem pokój, cicho zabrałem tackę z pustymi już naczyniami, chcąc ją odnieść do kuchni, w końcu miałem po drodze.
Znalezienie poszukiwanych przeze mnie rzeczy trochę mi zajęło, a to głównie dlatego, że ograniczał mnie budżet. W końcu jednak udało mi się, co zajęło mi ponad godzinę, o ile nie więcej. Miałem jeszcze parę drobniaków i chciałem jeszcze rozejrzeć się za farbą, ale wtedy odezwał się do mnie zaniepokojony Mikleo z pytaniem, gdzie jestem. Nie widziałem innego wyjścia, jak po prostu wrócić do zamku, w końcu mój priorytetowy cel został osiągnięty.
- Wreszcie – odezwał się mój anioł, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Nadal ubrany był ubrany w moją niebieską koszulę, ale nie była ona jedynym elementem jego ubioru, miał także założone spodnie. Wcale bym nie narzekał, gdyby miał na sobie jedynie górną część stroju.  – Gdzieś ty był? – dodał, wstając z fotela i odkładając na niego księgę, którą czytał. Westchnąłem ciężko, zaczynając odczuwać lekkie zdenerwowanie.
- Usiądź – poprosiłem go, a chłopak niepewnie wykonał moje polecenie. Zająłem miejsce na łóżku obok niego. – Byłem na mieście i… mam nadzieję, że będzie pasowała – bardzo przedłużałem każdą sylabę, czując to coraz większe zdenerwowanie. Co, jeżeli po prostu się pospieszyłem i powinienem jeszcze poczekać parę lat? Albo anioły mają do tego jakiś negatywny stosunek i tylko go w ten sposób urażę? Cóż, teraz już za późno, aby się wycofać.
Wyjąłem z kieszeni mały woreczek, a następnie wysypałem jego zawartość na otwartą dłoń. Oczom mojego anioła ukazały się dwie, srebrne obrączki, jedna nieco mniejsza od drugiej. Tą większą odłożyłem na stolik nocny, a następnie ująłem smukłą dłoń Mikleo i wsunąłem na palec serdeczny tę mniejszą. Na szczęście pasowała jak ulał.
- Myślę, że możemy sobie odpuścić ceremonię i wesele, to mogłoby być nieco problematyczne… Po prostu chciałem, abyś ty, Bóg oraz wszyscy inni wiedzieli, że bardzo cię kocham i że nie opuszczę aż do śmierci – wymamrotałem szybko, przez cały ten czas patrząc na mojego anioła. Chłopak nie zareagował w żaden sposób i ciągle wpatrywał się w błyszczącą na jego palcu obrączkę. Na pewno musiałem zrobić coś nie tak, to głupi pomysł, aby oświadczać się aniołowi… jakie oświadczać, to za mało powiedziane, jasna cholera, przecież właśnie ma miejsce najżałośniejsza imitacja ślubu w historii ludzkości, co ja sobie w ogóle myślałem. Przecież to taka ludzka sprawa, a on jest Serafinem, nie człowiekiem. – Pewnie cię uraziłem, przepraszam, jestem żałosny – dodałem szybko i nieco spanikowany, na powrót łapiąc jego dłoń. Chciałem zdjąć tę feralną obrączkę, a następnie zapaść się pod ziemię. Mikleo miał rację, jestem jedynie głupim dzieciakiem, powinienem najpierw dowiedzieć się anioły nie miały jakiegoś odpowiednika, by przez przypadek go nie obrazić, co przed chwilą najprawdopodobniej miało miejsce.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz