Lailah mimo mojej widocznej niechęci postanowiła mi towarzyszyć, wolałbym być sam tam iść, ta misja nie była bezpieczna, jeśli jakimś cudem napotkamy na drodze pasterza ona i ja możemy utracić życie, a tego bym nie chciał, pal licho moje życie martwię się o nią, dlaczego ma umierać za mnie? Dlaczego ktokolwiek miałby znów przeze mnie umierać? Nie mogę na to pozwolić nie tym razem sam obronie Yuki'ego i siebie nie muszę mieszać w to nikogo.
- Wiecie, kim jest ten pasterz? - Spytałem, gdy wyszliśmy za bramy zamku, kierując się do miasta, gdzie mógł się już znajdować zły pasterz.
- Niestety nie, wyczuliśmy tylko silną aurę zła, musi należeć do niego, nikt inny w tym okręgu nie posiada już tak potężnej aury, która zresztą pojawiła się całkiem niedawno - Wyjaśniła, uważnie się rozglądając. To było bardzo ciekawe, ja sam nic nie czułem dosłownie nic, tak jakbym nie potrafił już go wyczuć dlaczego? Czy to możliwe, że mój strach nie pozwala mi go wyczuć? Jeśli tak jest, Lailah jednak będzie mi przydatna do odnalezienia go i to bardzo o ile jeszcze tu jest, nikt przecież nie powiedział, że tu zostanie na dużej, jednakże skoro wie, że i my tu jesteśmy, nie może tak nagle odejść, bez odebrania tego, co jego zdaniem jest jego własnością. Podejrzewam, że coś planuje, nie potrafię tylko rozgryźć co.
Westchnąłem cicho, szukaliśmy go już dosyć długo i nie się nie działo, może tak naprawdę nie pojawił się, a tylko im coś odbiło, nawet bym się specjalnie nie zdziwił.
- To dziwne jego aura znikła - Lailah rozejrzała się niepewnie po okolicy. Co uczyniłem i ja nic specjalnego nie zauważając może poza tym dupkiem Alexandrem, który powoli szedł w naszą stronę. Chwila co? Co on tu robił? Zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie, w pierwszej chwili chciałem go zignorować, jednak im bardziej zbliżał się do nas, tym większe poczucie lęku mnie otaczało, moje ciało słabło, a ja nie wiedziałem, dlaczego tak jest. Czyżby to on był tym pasterzem, a tamtego dnia tylko udawał, że mnie nie widzi? To niemożliwe prawda? Nie może tak być to tylko głupi chłopak, z którym zdradził mnie Sorey nic poza tym.
Lailah, widząc moje dziwne zachowanie. Odwróciła się w stronę człowieka, przygotowując broń do walki, nie wiele jej to dało jego silna aura i ją przygniotła do ziemi, nie pozwalając się nam ruszyć.
- Witaj mój aniele - Drwił sobie ze mnie, kłaniając się dupek mało mu jeszcze krzywdy, którą mi sprawił? Chłopak podszedł do mnie, chwytając mnie mocno za włosy, aby unieść moją głowę, tak bym na niego spojrzał. - Ostatnim razem byłeś bardzo niegrzecznym aniołkiem, czeka cię za to surowa kara - Dodał, wyciągając nóż z kieszeni, zbliżając ją do mojej twarzy. - Tamto naprawdę bolało - Warknął, szarpiąc moją głowę do tyłu, aby przyłożyć broń do mojej szyi.
- Zostaw go - Nagle do naszych uszu doszedł dobrze mi znany głos. Sorey co on do cholery tu robił? Miał trzymać się od tej sprawy z daleka, nie powinno go tu być nie teraz. Może stać mu się krzywda czy on oszalał?
- A kto mi zabroni? Ty? Przecież to mój anioł mogę, robić z nim co tylko zechcę - Warknął w jego stronę, puszczając moje włosy, w tej chwili już nie udawał tego kochanego i miłego chłopaczka, nie wiem, skąd wiedział, że Sorey stracił pamięć, ale chciał w jakiś sposób to wykorzystać, aby dobrać się do nas.
- Anioły nie należą do nikogo - Sorey zatrzymał się nie daleko nas, kierując swoje spojrzenie na mnie, może gdybym był silniejszy, a strach nie przejął kontroli nad moim ciałem, kazałbym mu uciekać, w tej chwili nie mogłem zrobić nic, moje ciało bezwładnie leżało na ziemi, a zmysły błagały, aby to wszystko się już skończyło.
- Ten jest mój, od zawsze był mój, jak myślisz, dlaczego ci o mnie nie powiedział? Chciał odejść, wrócić do swojego prawdziwego właściciela, którym nie jesteś ty - Zadrwił, a ja z trudem zacząłem łączyć wszystkie fakty. Skąd wie, że nic mu nie powiedziałem? Ten dupek czyta mi w myślach czy jak? Zagryzłem mocno dolną wargę, wstając z trudem z ziemi, upadając na nią jeszcze kilka razy.
- Nie słuchaj go, on kłamie. Nie dla tego nie chciałem cię w to mieszać - Wydukałem, krzywiąc się z bólu rozchodzącego się po moim ciele z powód ciężkiej aury uderzającej w moje ciało. - Już raz moje rodzina zginęła przez mnie, przez to, kim jestem, nie chciałem cię w to mieszać - Wydusiłem, opadając na ziemię, sycząc z bólu, który przytłoczył moje biedne ciało.
- Co za wzruszająca historia, posłuchaj mnie bardzo uważnie, te anioły potrafią, leczy ale i zabijać działa to w dwie strony ich moc zależna jest od tego, co czują, krew płynąca w ich żyłach może dać życie wieczne, nam obu pozwól mi tylko zabić tego o to anioła. Obiecuje, że nie będę dla niego zbyt brutalny - Za wszelką cenę chciał zachęcić chłopaka do mojej śmierci.
- Nigdy ci na to nie pozwolę - Sorey wyjął swoją broń gotowy do walki, tak bardzo chciałbym go przed tym powstrzymać, nie potrafiłem, byłem beznadziejny.
- Zastanów się, życie wieczne, nieśmiertelność i to zasługa krwi durnego anioła i tak go nie pamiętasz, po co ci on? Dzięki mnie dostaniesz wszystko, o czym tylko zapragniesz, mogę pozwolić ci nawet na osobiste zabicie tego marnego dzieciaka i tak nie ma z niego innego pożytku, okłamał cię, ukrył przed tobą prawdę, skąd wiesz, że wszystko, co ci powiedział to nie kłamstwo? Zastanów się - Gdy to mówił, czułem się podle, chciałem chronić przyjaciela,człowieka którego kocham i któremu obiecałem trwać przy nim wieczność, a miast tego wyszedłem na zdrajcę, zasługuje na śmierć bardziej niż ktokolwiek inny na tym świecie, niech już zakończy mój żywot i tak do niczego się nie nadaje, jestem słaby i doskonale o tym wiem.. - Więc jak? - Dodał, wyciągając nóż w jego stronę, był mu w stanie ją przekazać, bylebym zginął.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz