niedziela, 26 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc swoje imię, byłem pełen nadzieję, która zniknęła, tak samo szybko, jak się pojawiła, miałem nadzieję, że coś sobie przypomni, jednak nic z tych rzeczy nie nastąpiło. Po raz kolejny robię sobie nadzieję, aby znów utracić ją, bezpowrotnie coraz bardziej uświadamiając sobie pewien fakt. Już nic nie będzie takie jak kiedyś, muszę się z tym pogodzić, nim będzie dla mnie za późno.
Tracąc kolejny raz nadzieję, usiadłem na łóżku, wpatrując się w ścianę, dziwnie było mi tak nic nie mówić, a jeszcze dziwniejsze było milczenie Soreya, on sam wiecznie gadał, nie potrafiąc zamknąć buzi, nie wierzę, że to mówię, ale chciałbym, aby znów jego buzia nie zamykała się, tak bardzo brakowało mi jego głosu, jego niemądrych słów kierowany w moją stronę, to wszystko, co kiedyś zdawało się irytujące, teraz przestało istnieć, stało się zapomnianym wspomnieniem, którym jestem i ja, nic je znaczącym aniołem pojawiającym się w jego snach, może dzięki snom zrozumie, kim jestem, a może nie..
Pogrążony w myślach nawet nie dostrzegłem Edny wychodzącej do pokoju, informacja dotycząca jej obecności doszła do mnie, dopiero gdy dziewczyna usiadła obok mnie.
- Jak się masz? - Spytała, to trochę zaskakujące, gdy ona o to pyta, zazwyczaj ma gdzieś moje uczucia, drwi zemnie jak może, a teraz chce być była? Niepotrzebnie nie potrzebuje współczucia.
- Dobrze, jak na wyimaginowanego przyjaciela - Przyznałem, mając tego faktu świadomość, dla Soreya mogłem być teraz wytworem jego wyobraźni lub głupim żartem Alishy i choć strasznie mnie to boli, mogę się z tym jakiś pogodzić.
- Nie przejmuj się. Wiesz, jacy są ludzie, z czasem i tak by o tobie zapomniał, oni przestają wierzyć prędzej czy później będzie chciał, abyś odszedł - Gdy to mówiła, moja dusza rozpadała się w drobny mam, je zrobiłby mi tego, przecież obiecał, że będzie przymnie już zawsze, bez względu na wszystko.
- Edna przestań, on taki nie jest, obiecał mi coś - Jak zawsze stałem w jego obronie, bez względu na wszystko wierzyłem w niego całym swoim sercem.
- Tak? A powiedz mi proszę, pamięta o tym? - Dziewczyna do czegoś piła, denerwując mnie nie na żarty, ja ona śmiała? Po co ty w ogóle przyszła, jeśli chciała mi zrobić na złość, to super udało jej się, wbiła mi nóż prosto w serce.
- Nie twoja sprawa zostaw mnie w spokoju - Delikatnie się uniosłem, miałem już wystarczająco problemów, aby przejmować się jej żartami czy tam głupimi docinkami.
- Jeszcze wspomnisz moje słowa i sam do nas przyjdziesz, ludzie to zdradliwe bestie przekonałem się o tym na własnej skórze - Wypowiadając to zdanie, wstała z łóżka, aby wyjść po cichu z pokoju, nie zwracając niczyjej uwagi.
Dziewczyna zasiała w moim sercu ziarnko niepewności i teraz sam nie widziałem co mam o tym wszystkim myśleć.
Zagryzłem dolną wargę, ściskając w dłoniach pościel, Edna nigdy nie była dla mnie łaskawa, ale chociaż teraz mogłaby udawać, że wszystko będzie dobrze, więcej nie wymagam, niestety nawet to jest zbyt dużym wymaganiem dla Serafina ziemi.
Zły, sfrustrowany i zmęczony położyłem się na łóżku, nie mając na nic siły, czując jak moje ciało, staje się coraz to słabsze. Zagubiłem się i nie wiem, co mam teraz zrobić czuję się niepotrzebny, nieważny i chyba to najbardziej mnie boli. Kiedyś chciałem być niewidoczny dla ludzi, bez względu na to, kim by nie byli, kierowała mną złość i nienawiść do zdradzieckich istot ludzkich i dostałem to, co chciałem, nawet mój człowiek już mnie nie dostrzega, tylko czekać aż Alisha przestanie mnie dostrzegać, nie żebym był z nią mocno związany, ale w tej chwili to ona jest moim ostatnim płomykiem w gasnącym ognisku. Jeśli ona mi nie pomoże, to już nikt tego nie zrobi.

***

Powoli otworzyłem zaspane oczy, przecierając twarz, najwidoczniej musiałem na chwilę odlecieć, podniosłem się do siadu, kierując swój wzrok w stronę przyjaciela, który wciąż czytał księgę przekazaną mu przez księżniczkę. Westchnąłem cicho, uśmiechając się łagodnie.
- Jak zawsze potrafisz godzinami czytać książki - To było w nim niezmienne czy pamiętał, czy też nie. Może te księgi coś mu przypomną. Właśnie księgi, z szafki nocnej cicho wyjąłem starą zniszczoną księgę, która cóż z naszej winy taka była, gdyby nie tamten wypadek kto wie, może by jeszcze posłużyła komuś. Położyłem księgę ostrożnie na łóżku, nie pozwalając sobie na najmniejszy szelest, nie chciałem go straszyć, nie byłem jakimś tam sobie duchem, nie bawię się w to.
- Jakby tu zwrócić twoją uwagę? - Zastanowiłem się chwilę, postanawiając wykorzystać do tego kota, Sorey go widział i tylko to było mi potrzebne.
Położyłem księgę na łapach kota, co nie bardzo mu się podobało, z pretensją spojrzał na mnie, postanawiając zejść z łóżka, zrzucając z moją pomocą książkę, która uderzyła o ziemię, zwracając uwagę chłopaka.
- No dalej rusz się, ja wierzę w ciebie, wierze jak nikt inny - Moje słowa byłby jak powiew wiatru niezauważalne, moja nadzieja mimo to nie gasła, wierzyłem w to, że jeszcze mnie zobaczy prędzej czy później, dopóki mam siłę będę o niego walczył i tylko to się w tej chwili liczy. Chyba naprawdę jest zemną źle, jeśli już nawet kota wykorzystuję, aby dać znać przyjacielowi, że nie jestem tylko wymyślonym przyjacielem.

<Sorey C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz