Bardzo się przeraziłem, gdy Sorey nagle odpłynął, w głowie kłębił się najgorsze myśli. Czy on umarł? Musiałem jak najszybciej podejść do przyjaciela, aby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Dzięki bogu żył był jednie mocno osłabiony, po tym wszystkim i tak mogliśmy cieszyć się z takiego, a nie innego zakończenia.
- Żyje - Wyszeptałem, czując wielką ulgę, delikatnie przykładając dłoń do jego policzka. Nie wie, co bym zrobił, gdyby coś mu się stało i wszystko mógłbym zrzucić na siebie, gdybym nie przekonał tego biednego człowieka.. Nie, nie, nie co ja też opowiadam? Mikleo on zabił twoich bliskich, odebrał ci życie i zmusił twojego anioła do samobójstwa, na wszystko sobie zasłużył. Tacy ludzie nie mają prawa żyć, a mimo to żyją, jaki los zdaje się być niesprawiedliwy.
- Ten tu również żyje - Zawołała Edna od niechcenia, stojąc przy ciele nieprzytomnego mężczyzny. Uważnie mu się przyglądając, jakby było po co.
Nie bardzo tym przejęty, żuciem szybkie spojrzenie w tamtym kierunku myśląc jedynie o moim przyjacielu. Wiedziałem, że tak się to skończy, po prostu wiedziałem, to wszystko nie było tego warte, mogliśmy wymyślić coś innego, na pewno był inny sposób. W tej chwili jest za późno, stało się, oby Sorey szybko doszedł po tym wszystkim do siebie.
Trochę to potrwało, nim znaleźliśmy spokojną i co najważniejsze bezpieczną kryjówkę, w której mogliśmy odpocząć, zła aura zaniknęła, to znaczy wciąż unosiła się w powietrzu, jednakże była zdecydowanie słabsza, oczyszczenie jednej istoty nie znaczą oczyszczenia całego świata, choć to i tak wielki sukces osiągnęliśmy naprawdę wiele. Pasterz wykonał swoje zadanie, teraz mógł spokojnie odpocząć.
Wszystkie serafiny postanowiły odpocząć, każdy z nas był zmęczony, każdy z nas zmarnował naprawdę wiele energii, aby oczyścić pana nieczystości, dlatego tak ważny był dla nas odpoczynkiem. Ja jednak odpoczywać nie chciałem, musiałem pilnować Soreya i tego człowieka nie mogłem zasnąć. Wiedząc, że mój przyjaciel leży nieprzytomny do tego ten człowiek, wciąż czułem do niego urazę, skrzywdził mnie i to umyślnie w tamtym i tym życiu wolałbym nie mieć z nim bliższych relacji, jeśli to nie będzie konieczne. Wystarczająco wycierpiałem, więcej nie muszę.
Z leksza już zmęczony patrzyłem przed siebie, starając się nie zasnąć, cisza panująca wokół mnie strasznie mi to utrudniała, każdy zdążył już zasnąć, odpoczywając po tym wydarzeniu, ja jednak twardo trzymałem przy swoim, starając się pilnować wszystkich. Jeśli ten człowiek obudzi się jako pierwszy, nigdy nie wiadomo jak może zareagować. Może być agresywny lub też zagubiony wolałbym nie spać, gdy nadejdzie jego przebudzenie.
Westchnąłem cicho, przedzierając dłonią zmęczone oczy, kierując swoje wzrok na przyjaciela, spał tak spokojnie jak gdyby nic się nie wydarzyło, dotknąłem delikatnie jego włosów, uśmiechając się łagodnie, już na pierwszy rzut oka można było zauważyć pewną w nich różnicę, aż byłem ciekaw, jak zareaguje Sorey na tę różnicę, gdy tylko dojdzie do siebie.
- Mikleo - Usłyszałem cichy głos przyjaciela, wypowiadający moje imię od razu kamień spadł mi z serca, boże ja bardzo się ucieszyłem, gdy usłyszałem jego głos, już zacząłem się o niego martwić i on i brodaty staruszek długo się nie budzili przez myśl przeszło mi nawet, że już nigdy to nie nastąpi, na szczęście myliłem się i to bardzo. - Gdzie jestem? - Powoli podniósł się do siadu, co nie spodobało mi się w żadnym wypadku, powinien jak najdłużej odpoczywać, po tym, co się stało, jest na pewno bardzo osłabiony.
- To nie jest teraz takie ważne, powinieneś odpoczywać - Wyszeptałem, nie chcąc nikogo budzić, kładąc mu dłoń na czole, nie miał gorączki, to mnie cieszyło, w innym wypadku moglibyśmy mieć spory problem, to miejsce nie należy do najcieplejszych a do zamku mamy przecież szmat drogi.
- Jak się czujesz? - Spytał, na co prychnąłem cicho. Cały Sorey przejmuje się mną, kiedy to on leżał kilka dobrych godzin.
- Naprawdę? - Spytałem z niedowierzaniem w głosie, sprzedają mu pstryczka w nos. - Martw się o siebie, mi nic nie jest - Przyznałem, co prawda byłem zmęczony i obolały, ale to nic takiego, gdy wrócimy do zamókł odpocznę, na razie muszę być czujny, morderca mojego ludzkiego ja jest tak blisko, przyprawia mnie to o dreszcze. Nie czuję się najlepiej, kiedy to wiem, kim był ten człowiek, oby oczyszczenie coś dało, nie chciałbym, aby znów kogoś zdradził i wywołał wojnę, wystarczająco ludzie przez niego wycierpieli, najlepiej będzie zapomnieć, zaczynając żyć na nowo. - To ty mi lepiej powiedz, jak się czujesz? Dreszcze? Ból? Coś jest nie tak? - Pytałem, naprawdę martwiąc się o mojego ludzkiego przyjaciela może i był silny i umiał mnie zdominować, co nie zmieniało faktu, że był człowiekiem, a jak wiadomo, ludzie są śmiertelnikami, ich da się zabić.
<Sorey? C:>
- Żyje - Wyszeptałem, czując wielką ulgę, delikatnie przykładając dłoń do jego policzka. Nie wie, co bym zrobił, gdyby coś mu się stało i wszystko mógłbym zrzucić na siebie, gdybym nie przekonał tego biednego człowieka.. Nie, nie, nie co ja też opowiadam? Mikleo on zabił twoich bliskich, odebrał ci życie i zmusił twojego anioła do samobójstwa, na wszystko sobie zasłużył. Tacy ludzie nie mają prawa żyć, a mimo to żyją, jaki los zdaje się być niesprawiedliwy.
- Ten tu również żyje - Zawołała Edna od niechcenia, stojąc przy ciele nieprzytomnego mężczyzny. Uważnie mu się przyglądając, jakby było po co.
Nie bardzo tym przejęty, żuciem szybkie spojrzenie w tamtym kierunku myśląc jedynie o moim przyjacielu. Wiedziałem, że tak się to skończy, po prostu wiedziałem, to wszystko nie było tego warte, mogliśmy wymyślić coś innego, na pewno był inny sposób. W tej chwili jest za późno, stało się, oby Sorey szybko doszedł po tym wszystkim do siebie.
Trochę to potrwało, nim znaleźliśmy spokojną i co najważniejsze bezpieczną kryjówkę, w której mogliśmy odpocząć, zła aura zaniknęła, to znaczy wciąż unosiła się w powietrzu, jednakże była zdecydowanie słabsza, oczyszczenie jednej istoty nie znaczą oczyszczenia całego świata, choć to i tak wielki sukces osiągnęliśmy naprawdę wiele. Pasterz wykonał swoje zadanie, teraz mógł spokojnie odpocząć.
Wszystkie serafiny postanowiły odpocząć, każdy z nas był zmęczony, każdy z nas zmarnował naprawdę wiele energii, aby oczyścić pana nieczystości, dlatego tak ważny był dla nas odpoczynkiem. Ja jednak odpoczywać nie chciałem, musiałem pilnować Soreya i tego człowieka nie mogłem zasnąć. Wiedząc, że mój przyjaciel leży nieprzytomny do tego ten człowiek, wciąż czułem do niego urazę, skrzywdził mnie i to umyślnie w tamtym i tym życiu wolałbym nie mieć z nim bliższych relacji, jeśli to nie będzie konieczne. Wystarczająco wycierpiałem, więcej nie muszę.
Z leksza już zmęczony patrzyłem przed siebie, starając się nie zasnąć, cisza panująca wokół mnie strasznie mi to utrudniała, każdy zdążył już zasnąć, odpoczywając po tym wydarzeniu, ja jednak twardo trzymałem przy swoim, starając się pilnować wszystkich. Jeśli ten człowiek obudzi się jako pierwszy, nigdy nie wiadomo jak może zareagować. Może być agresywny lub też zagubiony wolałbym nie spać, gdy nadejdzie jego przebudzenie.
Westchnąłem cicho, przedzierając dłonią zmęczone oczy, kierując swoje wzrok na przyjaciela, spał tak spokojnie jak gdyby nic się nie wydarzyło, dotknąłem delikatnie jego włosów, uśmiechając się łagodnie, już na pierwszy rzut oka można było zauważyć pewną w nich różnicę, aż byłem ciekaw, jak zareaguje Sorey na tę różnicę, gdy tylko dojdzie do siebie.
- Mikleo - Usłyszałem cichy głos przyjaciela, wypowiadający moje imię od razu kamień spadł mi z serca, boże ja bardzo się ucieszyłem, gdy usłyszałem jego głos, już zacząłem się o niego martwić i on i brodaty staruszek długo się nie budzili przez myśl przeszło mi nawet, że już nigdy to nie nastąpi, na szczęście myliłem się i to bardzo. - Gdzie jestem? - Powoli podniósł się do siadu, co nie spodobało mi się w żadnym wypadku, powinien jak najdłużej odpoczywać, po tym, co się stało, jest na pewno bardzo osłabiony.
- To nie jest teraz takie ważne, powinieneś odpoczywać - Wyszeptałem, nie chcąc nikogo budzić, kładąc mu dłoń na czole, nie miał gorączki, to mnie cieszyło, w innym wypadku moglibyśmy mieć spory problem, to miejsce nie należy do najcieplejszych a do zamku mamy przecież szmat drogi.
- Jak się czujesz? - Spytał, na co prychnąłem cicho. Cały Sorey przejmuje się mną, kiedy to on leżał kilka dobrych godzin.
- Naprawdę? - Spytałem z niedowierzaniem w głosie, sprzedają mu pstryczka w nos. - Martw się o siebie, mi nic nie jest - Przyznałem, co prawda byłem zmęczony i obolały, ale to nic takiego, gdy wrócimy do zamókł odpocznę, na razie muszę być czujny, morderca mojego ludzkiego ja jest tak blisko, przyprawia mnie to o dreszcze. Nie czuję się najlepiej, kiedy to wiem, kim był ten człowiek, oby oczyszczenie coś dało, nie chciałbym, aby znów kogoś zdradził i wywołał wojnę, wystarczająco ludzie przez niego wycierpieli, najlepiej będzie zapomnieć, zaczynając żyć na nowo. - To ty mi lepiej powiedz, jak się czujesz? Dreszcze? Ból? Coś jest nie tak? - Pytałem, naprawdę martwiąc się o mojego ludzkiego przyjaciela może i był silny i umiał mnie zdominować, co nie zmieniało faktu, że był człowiekiem, a jak wiadomo, ludzie są śmiertelnikami, ich da się zabić.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz