Przez to nagłe porównanie mnie do zwierzęcia nie mogłem przestać się śmiać, całkowicie zapominając na chwilę o jednym malutkim fakcie. On mnie widział, on naprawdę mnie widział, nie mogłem w to uwierzyć, naprawdę niczego więcej już do szczęścia nie było mi trzeba, możliwość normalnej rozmowy z przyjacielem znaczyła dla mnie wiele, nawet nie umiałem w tej chwili opisać swojej radości, którą odczuwałem. Ten czas, w którym to komunikowaliśmy się tylko za pomocną Alishy lub szyby był dla mnie czymś strasznym, już nigdy nie chce na nowo przeżyć tego samego uczucia. Kilka tygodni a czułem jak gdyby trwały wieki dobrze, że to już za nami oby wszystko powolutku wracało do normalności.
- Sorey ty mnie widzisz - Wydusiłem, przestając się śmiać, przecierając oczy z łez, które nazbierały się w ich kącikach.
- Tak? - Jego zachowanie naprawdę mnie bawiło, z jednej strony się cieszył, a z drugiej troszeczkę peszył, co mu się dziwić nie wiele o mnie się a znajduje mnie w swoim łóżku, rany to nie wygląda najlepiej chyba, teraz gdy może mnie dostrzec, będę musiał zająć inny pokój, aby nie krępować biednego Soreya.
- Tak - Kiwnąłem głową, przez chwilę patrząc na jego twarz, jak mogłem zauważyć, wiele emocji znajdowało się na niej, był lekko zaskoczony, był szczęśliwy, może nawet zażenowany i ciekawy przygląda mi się w taki sposób, jak gdyby chciał coś znaleźć na mojej twarzy, nie do końca wiedziałem, co kryje się za jego zachowaniem, lecz w żadnym wypadku mi to nie przeszkadzało, nie w tej chwili. - Możesz teraz pytać, o co chcesz - Dodałem, pamiętając, że ostatnim razem, gdy z nim rozmawiałem dzięki księżniczce, miał wiele pytań, na które nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, biorąc pod uwagę czas, jaki miałem, aby udzielić mu jak najkrótsze odpowiedzi.
- Mogę? - Niepewnie zadał pytanie, rozluźniając się, dopiero gdy kiwnąłem twierdząco głową. No i się zaczęło masę pytań, na które miałem odpowiedzieć już zapomniałem, co było na końcu, a on pędził dalej bez wytchnienia. To właśnie mój ukochany człowiek, ta wiecznie gadająca buzia nie wiedząca, kiedy się zamknąć.
- Sorey, poczekaj, wolniej jedno pytanie jedna odpowiedź nie zapamiętam wszystkiego na raz - Musiałem go troszeczkę uspokoić, aby zadała pytanie za pytaniem, ale dopiero gdy odpowiem na nie. Nie ma sensu zadawać od razu miliony pytań mamy czas, aby znów na nowo się poznać.
Sorey wziął sobie do serca moje słowa, zadając po jednym pytaniu, pozwalając mi spokojnie na wszystko odpowiedzieć wyczerpująco, aby temat, który poruszał był mu znany od początku do końca.
Opowiadanie przerwałem, dopiero gdy przybyła Alisha z tacą pełną jedzenia, Sorey oczywiście nie omieszkał poinformować ją o swoim „objawieniu”, widzi prawdziwego Serafina, który jest jego przyjacielem od dziecka jak cudownie. Księżniczka cieszyła się wraz z nim, chwaląc go za postępy w dostrzeganiu mnie i odzyskiwaniu pamięci.
- Niestety dziś znów muszę cię opuścić mam sporo pracy, pozostawię cię pod opieką Mikleo - Księżniczka, a z tego, co do mnie doszło, już niedługo królowa musiała znów zająć się milionem spraw, nie miała czasu na zabawę, nic w tym dziwnego na jej barkach spoczywał wielki ciężar, jeden błąd a winę poniesie ona, lepiej, aby przykładała się do swojej pracy, Sorey niech zostanie pod moją opieką, jakoś sobie z nim poradzę.
Dziewczyna wyszła. Prosząc, aby chłopak zjadł swoje śniadanie, oczywiście Sorey nie był specjalnie chętny, aby jeść jak zwykle wszystko ważniejsze od jedzenia. W twoim razie postanowiłem nie odpowiadać mu na żadne pytania, dopóki nie zje, i tak jak podejrzewałem podziałało, zaczął jeść, a ja w tym czasie miałem chwilę dla siebie.
Wyjąłem grzebień z nocnej szafki, podchodząc do lustra, aby przeczesać te włosy, które jak zwykle po nocy żyły własnym życiem. Przyzwyczajony do tego skupiłem się na ułożeniu ich, codzienny kucyk wystarczył, aby nie specjalnie mi przeszkadzały, pozwalając normalnie funkcjonować..
Po zrobieniu włosów miałem czas, aby rozmawiać z chłopakiem, postanowiłem jutro zapoznać go z Yukim którego starałem się trzymać jak najdalej całej tej sprawy, aby dziecko za bardzo tego nie odczuło.
Poza tym wypadało poznać go z resztą serafinów co prędzej czy później nadejdzie, na wszystko przyjdzie czas, nie ma co się spieszyć, Sorey powoli musi poznawać na nowo świat wokół niego.
- Będę się już zbierał, przyjdę jutro z rana - Odparłem, wstając z fotela, przez cały dzień trzymałem dystans, aby go do siebie nie zrazić, jestem dla niego wciąż obcym chłopakiem, o którym wie tak niewiele. Poza tym nie mogłem z nim spać, teraz gdy mnie widzi, mógłby czuć się z tym niekomfortowo, a ja szanuję jego prywatność, nawet jeśli moje ciało tego nie chce.
- Dobrze - Pasterz kiwnął głową, uśmiechając się delikatnie, nie spuszczając zemnie wzroku, robił tak cały dzień, co z leksza mnie peszyło, postanowiłem jednak to zignorować, w końcu nie widział mnie przez długi czas, może potrzebował tego, nie wiem, nigdy nie zrozumiem zachowań ludzi.
- Gdybyś czegoś potrzebował będę w pokoju obok - Stając przy drzwiach, odwróciłem się w jego stronę jeszcze na chwilę. Sorey kiwnął głową, kiedy to ja wyszedłem z pokoju, łagodnie się uśmiechając, idąc do swojego tymczasowego pokoju, w którym miałem spać, nie byłem specjalnie tym faktem pocieszony, położyłem się do łóżka, zamykając oczy, nie mogłem i tak nic innego zrobić, musiałem tu zostać tak będzie lepiej dla nas obu a przede wszystkim dla samego Soreya i tylko to powinno się dla mnie liczyć.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz