Wpatrywałem się w plecy Serafina z niemałym zaskoczeniem
na twarzy. Podejrzewałem to od chwili, w której zauważyłem na jego palcu
srebrną obrączkę, łudząco podobną do mojej, ale później zaczynałem mieć co do
tego wątpliwości. Chłopak nie szukał ze mną żadnego bliskiego kontaktu,
powiedziałbym, że wręcz przeciwnie; przez cały ten czas wręcz zachował dystans
i oprócz uleczenia mojej rany oraz spania ze mną w łóżku, kiedy go jeszcze nie
dostrzegałem, nie był ze mną blisko. I to było dla mnie najbardziej zastanawiające.
Teraz, kiedy już się dowiedziałem, wszystko nabierało sensu.
Znaczy, nie mogłem pojąć, jak niebiańska, idealna istota jak on mogła pokochać
tak żałosnego i słabego człowieka, jakim byłem ja. Przynajmniej już się nie
musiałem głowić, czy wcześniej mieszkaliśmy razem oraz skąd ten ból w jego
oczach. I dziwne zachowanie mojego ciała, to ciągłe pragnienie jego bliskości.
Ciało musiało doskonale pamiętać te czasy i podświadomie pragnęło uwagi chłopaka,
czemu sprzeciwiał się nic niewiedzący umysł. Jak bardzo cieszyłem się, że nie musiałem
się powstrzymywać.
Ostrożnie podszedłem do przyjaciela… nie, męża,
i usiadłem obok niego. Zakrywał twarz w dłoniach, ale mogłem stwierdzić, że był
cały czerwony, a mówiły mi o tym jego uszy, które miały przyjemny odcień
buraczka. Delikatnie odgarnąłem jego kosmyki, przykuwając tym samym uwagę
chłopaka. Mikleo spojrzał na mnie niepewnie, cały zarumieniony i z delikatnie zaszklonymi
oczętami. Uśmiechnąłem się do niego łagodnie, napawając się jego urokiem. Naprawdę
wielki kamień spadł mi z serca, kiedy się tego dowiedziałem. Dobrze, że mi o
tym powiedział. Nadal wszystkie te wiadomości były niezwykłe, niedowierzające i
przerażające, ale ta, w szczególności ta była cudowna. Nie musiałem się bać, że
wykonam zbyt spoufalający gest, który mógłby go urazić.
- W takim razie mam najcudowniejszego męża na świecie –
odparłem, nie przestając się uśmiechać. – Chociaż nie potrafię uwierzyć, że ktoś
tak idealny jak ty mnie pokochał.
- Nie obrzydzam cię? – spytał z niedowierzaniem, a ja
zmarszczyłem brwi na jego słowa.
- To raczej ja powinienem się ciebie o to spytać. To
ty jesteś doskonały, a ja jedynie żałosnym człowieczkiem – powiedziałem łagodnie,
ostrożnie i niepewnie głaszcząc jego dziwnie gorący policzek. Czy anioły odczuwały
podniecenie? Wszystko na o wskazywało, ale wolałem się upewnić. Nie chcę wyjść na
głupiego, niewyżytego dzieciaka myślącego tylko o jednym. – Mogę cię pocałować?
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem i pokiwał niepewnie głową.
Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej, a następnie przesunąłem dłoń z
policzka na kark i złączyłem nasze wargi w powolnym, nieśmiałym pocałunku. Nim
się spostrzegłem, ten niewinny gest przerodził się w zachłanny i pełen tęsknoty
pocałunek zainicjowany przez anioła, czym, przyznaję, lekko mnie zaskoczył. Nie
odrywając się od moich ust Mikleo usiadł okrakiem na moich kolanach, jedną ze
swoich dłoni kładąc na moim karku, a drugą wsuwając w moje włosy. Zamruczałem
cicho z aprobatą, czując jego dotyk na swoim ciele. Chyba i mnie podświadomie
brakowało jego bliskości, i to bardziej niż mógłbym sobie wyobrazić.
W końcu musieliśmy się od siebie oderwać w celu zaczerpnięcia powietrza. Patrzyłem
na niego z niemałym podziwem, powolutku przyswajając do siebie te cudowne wiadomości.
Nadal troszeczkę trudno było mi w to wszystko uwierzyć, naprawdę byłem
szczęściarzem, skoro miałem przy sobie tak cudowną istotę. Pewnie jeszcze minie
trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do tego i tak po prostu będę mógł się do
niego bez wahania przytulić, o pocałunkach nie wspominając.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś – wyszeptałem, przenosząc swoje dłonie na
jego talię i ostrożnie się do niego przytulając. Musiałem wyczuć co mogłem i
czego nie mogłem zrobić, aby przypadkiem go nie urazić.
W ostatnich dwóch dniach dowiedziałem się więcej niż w ciągu kilku tygodni.
To było lekko konfundujące, ale im szybciej wszystkiego się dowiem, tym lepiej.
Nie miałem za bardzo czasu, aby przyswajać sobie na spokojnie wszystkie
informacje, a wspomnienia z czasem same wrócą. Już dzisiaj, podczas tego
krótkiego snu przypomniałem sobie pierwsze dni mojej znajomości z Alishą… a
może powinienem powiedzieć, naszej, Mikleo też poznał ją w tym samym czasie, co
ja. I z tego co zrozumiałem, nie był on bardzo zadowolony z jej obecności. W
tym wspomnieniu odprowadziliśmy ją do miasta, a później chciałem poprosić
Mikleo, byśmy ją odprowadzili do stolicy i spróbowali jej pomóc, ale anioł nie
chciał się zgodzić. Więc zacząłem go łaskotać i, o dziwo, to podziałało.
- Mogę mieć jeszcze parę pytań? – spytałem niepewnie, patrząc na niego z
uwagą. Trudno mi było stwierdzić, co takiego czuł chłopak. Wcześniej był zawstydzony,
a teraz… teraz chyba też był zawstydzony, ale i szczęśliwy jednocześnie. A
przynajmniej takie było moje wrażenie. Na moje słowa chłopak uśmiechnął się
łagodnie i pokiwał głową, nadal był bardzo zarumieniony i czy on… drżał? –
Kochaliśmy się? – spytałem, nie spuszczając z niego wzroku. Anioł kojarzył mi
się z czymś niewinnym i delikatnym, dlatego trochę trudno było mi uwierzyć w
to, że byliśmy w stanie zajść ponad niewinne pocałunki.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz