wtorek, 14 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się do niego ciepło, kiedy usłyszałem jego słowa. Zauważyłem, że największy problem w nas to wzajemne poświęcenie. Zrobiłbym wszystko, aby chłopak był bezpieczny i jestem przekonany, że i on zrobiłby dokładnie to samo. Martwił się o mnie, ale niepotrzebnie. To jego cenne życie jest zagrożone, zresztą nie tylko jego, a i naszego małego uroczego chłopca. Dołożę wszelkich starań, aby oboje byli bezpieczni i nie musieli żyć w strachu. Wątpiłem, aby ten człowiek tak łatwo zrezygnował z mocy, jaką daje mu krew anioła. Nie mogłem zatem pozwolić, aby położył łapy na moich chłopcach.
- Nie stracisz, nie zamierzam umierać – wyszeptałem, delikatnie gładząc jego policzek. – I nie będę sam. Poprosiłem resztę, aby pomogli mi w tej sprawie. I się zgodzili, więc pokonanie go będzie tylko formalnością.
- To nadal jest niebezpieczny przeciwnik i nie możesz go lekceważyć – odparł, nie specjalnie przeze mnie uspokojony.
- Spokojnie, ciągle  odrabiam pracę domową – wymruczałem, całując go w czubek nosa. – Przebiorę się i możemy iść do Yuki’ego.
Zsunąłem się z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki. Byłem jeszcze troszkę zmęczony i najchętniej wtuliłbym się w smukłe ciało mojego anioła, ale czas zająć się również dzieckiem, rodzicielstwo do czegoś zobowiązuje. Niby chłopiec nie prosił nas o towarzyszenie mu w ogrodzie, ale jestem przekonany, że na pewno będzie czuł się znacznie lepiej, kiedy będziemy w pobliżu. Bardzo mnie zaniepokoiło to wspomniał o złym panu, chłopiec nie powinien się tym przejmować, ale prawdopodobnie było w tym trochę mojej, mógł co nieco usłyszeć, kiedy cicho rozmawiałem o tym z Lailah. Teraz musiałem to naprawić. Będę musiał naprawdę uważać na swoje słowa; byłem święcie przekonany, że chłopiec jest zajęty zabawą ze swoim psim towarzyszem. Najwidoczniej bardzo się myliłem.
Wróciłem z łazienki i zastałem anioła próbującego rozczesać swoje włosy. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niego od tyłu, ponownie czochrając jego włosy. Wyglądał rozkosznie uroczo, jak mała, puchata owieczka. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, kiedy Mikleo odwrócił się do mnie z napuszonymi z oburzenia policzkami.
- Co ty robisz? Prawie mi się udało – wyburczał, macając swoje włosy chcąc wyczuć w jakim stanie one są.
- Ale zabierasz mi tę przyjemność – odparłem rozbawiony, odgarniając włosy z jego szyi.
Przycisnąłem do niej usta i zostawiając na bladej skórze chłopaka czerwony ślad, niespecjalnie przejmując się późniejszymi złośliwymi komentarzami ze strony pewnej wrednej dwójki. Z piersi mojego przyjaciela wydobyło się głębokie westchnięcie. Korzystając z chwili jego nieuwagi, wyjąłem z jego dłoni grzebień i dopiero wtedy się od niego odsuwając.
- Odwróć się – poprosiłem, wesoło się do niego uśmiechając.
 Chłopak wywrócił oczami i pokazał mi język, ale zrobił to, o co go poprosiłem. Z zadowoleniem zacząłem rozczesywać jego miękkie włosy, w sumie bardzo go podziwiałem. Miał ich dużo, były gęste i długie, na pewno były bardzo problematyczne. Aż dziw, że chłopak jeszcze ich nie skrócił, przynajmniej o trochę. Cieszyłem się z tej chwili beztroski, dzięki niej będę mógł poruszyć kwestie, których wczoraj nie zdążyliśmy.
- Alisha poprosiła mnie, abym wyruszył z nią do innego miasta i pomógł jej w rozdawaniu leków – powiedziałem lekko, zaczynając pleść jego włosy w grubego warkocza. – I się zgodziłem.
- Mogłeś mi jednak powiedzieć o tym powiedzieć – powiedział z wyraźną pretensją w głosie. – Kiedy wyruszamy?
- Za dwa dni, i ja wyruszam – powiedziałem niepewnie, przygryzając lekko dolną wargę. Coś czułem, że zaraz zaczną się sprzeciwy ze strony chłopaka, a ja bardzo nie chciałbym się kłócić. Dopiero wczoraj się pogodziliśmy i oby to trwało jak najdłużej, o ile nie zawsze.
- A kto tak zadecydował? – spytał chłodno anioł, a ja już wiedziałem, że nasza zgoda może długo nie potrwać.
- Nie będzie mnie dwa, góra trzy dni, a Yuki już wystarczająco był bez ciebie. Twoja nieobecność źle na niego wpływa. Poza tym, będziesz mógł troszkę odpocząć i odetchnąć od podróży w siodle – mówiłem łagodnie, kończąc jego fryzurę. – Nie gniewaj się, Miki – dodałem prosząco, przytulając go od tyłu i kładąc głowę na jego ramieniu. Nie będzie mnie jakoś strasznie długo, a poza tym chociaż trochę odwdzięczyć się księżniczce za to, że dzięki niej możemy żyć w luksusach. Kiedyś nadejdzie moment, którym upuścimy zamek i odejdziemy w swoją stronę, najpewniej nastąpi to po pokonaniu pasterza, albo chociaż po poznaniu jego aktualnej lokalizacji. Albo jak księżniczka sama stwierdzi, że ma nas dosyć i każe nam się stąd wynosić.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz