poniedziałek, 13 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zagryzłem mocno dolną wargę, niekoniecznie zadowolony z jego słów. Nawet jeśli zachował obojętną twarz doskonale byłem świadom tego, że był zły. Może trochę wczoraj przesadziłem, ale to nie powód, by nie spać uparcie całą noc. Na mnie może być zły, ale niech nie wycieńcza swojego ciała. Poza tym, wynagrodzę mu to już wkrótce, a im dłuższa przerwa, tym później doznania są lepsze i bardziej intensywne. Zerknąłem kątem oka na zamazany rysunek, a następnie wstałem z chłodnej ziemi postanawiając zrobić to, o co poprosił mnie chłopak. W jednym się z nim zgadzałem, im szybciej wyruszymy, tym lepiej.
Wkrótce wszyscy wstali i mogliśmy wyruszać. Mimo wesołej gadki Zaveida, nie byłem zbyt chętny na rozmowy. Nie dlatego, że byłem na nich obrażony, chociaż to też. Siedziałem cicho, ponieważ od rano moja głowa pulsowała bólem. Poczułem, jak siedzący za moimi plecami Mikleo obejmuje mnie w pasie, by nie spaść z konia podczas jazdy, ale miałem niemiłe wrażenie, że robi to z niechęcią. Poczułem złość. Skoro był tak bardzo na mnie obrażony za chwilę droczenia się, niech jedzie z kimś innym, ma przecież duży wybór. Zatrzymałem jednak tę myśl dla siebie, już i tak jest na mnie zły i nie chcę, aby był na mnie jeszcze bardziej… chociaż, w sumie to mnie mało obchodziło. Niech robi co chce.
Przez całą drogę zastanawiałem się, co dalej. Serafiny miały być ze mną do chwili, w której pokonamy złego pana, co już się stało. Szczerze, miałem nadzieję, że jeszcze pomogą mi w jednej sprawie. Nadal został jeszcze pasterz ciemności, u którego oczyszczenie może niewiele zdziałać, o ile w ogóle dałoby się go oczyścić. Jeżeli jednak powiedzą, że nie na to się pisali i chcą odejść, zerwę z nimi pakty, tak jak obiecałem. Nie będę ich do niczego zmuszał, dam sobie radę sam. Nie chciałem w to wplątywać Mikleo, to dla niego zbyt niebezpieczne, w końcu to o jego krew się rozchodzi. Ale o tym pogadam z nimi później, teraz jedyne co chcę, to po prostu wtulić się w miękką poduszkę i pójść spać.
W zamku zjawiliśmy się wczesnym wieczorem, z czego bardzo się cieszyłem. Chciałem jak najszybciej móc odpocząć, ale zanim to nastąpi, należało wyjaśnić wszystko księżniczce. Alisha, bardzo zaskoczona moim nowym kolorem włosów, od razu zaprosiła nas na kolację, byśmy na mogli na spokojnie jej wszystko opowiedzieć.
Najpierw ja zacząłem niepewnie opowiadać, grzebiąc widelcem w talerzu, ale już po chwili pałeczkę przejął Zaveid, chcąc się podlizać pięknej kobiecie. Nie miałem ochoty na nic, ani na jedzenie, ani na gadanie. Było tutaj za głośno. Zaveid miał donośny głos i od czasu do czasu droczył się z Edną, która prostowała jego lekko podkoloryzowaną historię. Alisha po pewnym czasie przestała słuchać ich historii i zaczęła prowadzić cichą konwersację a Lailah. To jednak nie znaczyło, że Serafin powietrza nie miał słuchaczy – był jeszcze Yuki. Chłopiec siedział na kolanach Mikleo i nie zapowiadało się, że szybko go opuści, słuchając z zapartym tchem słów mężczyzny i od czasu do czasu zadając pytani czy wyrażać swoje zaskoczenie lub strach. Tylko ja i mój anioł siedzieliśmy względnie cicho.
W końcu ból głowy stał się na tyle nieznośny, a wszystkie te dźwięki irytujące, że przeprosiłem i wstałem od stołu. Zanim do końca zamknąłem drzwi usłyszałem, jak Zaveid opowiada moją historię obrażenia się na nich. Niech mówi co chce, miałem to totalnie gdzieś. Po wejściu do pokoju na szybko umyłem się i przebrałem w lżejsze ubrania, po czym rzuciłem się na poduszki. Przytuliłem się do ciepłego, puchatego ciała Lucjusza, który od momentu mojego powrotu nie odpuszczał mnie na krok.
Obudziłem się w nocy tylko raz, kiedy Mikleo wszedł do pokoju. Nawet nie dałem mu dać znać, że jego wejście zbudziło mnie ze snu. Bez ruchu czekałem, aż zdejmie niewygodne ubrania i wsunie się pod kołdrę, by następnie przytulił się do mnie. Cóż, to wszystko się wydarzyło, oprócz ostatniego, chłopak nie zbliżył się do mnie, a pozostał na swojej połowie. Poczułem lekką irytację, ale zachowałem spokój. Może po prostu myślał, że śpię, ale nie chciał mnie budzić. Tak czy siak, ja się o nic prosić nie będę. Wtuliłem się troszkę bardziej w ciało kota, który zaczął przyjemnie mruczeć.

***

Wstałem wczesnym rankiem, czując się znacznie lepiej niż wczoraj. Zerknąłem w stronę przyjaciela, który uroczo spał wtulony w poduszkę. Odgarnąłem kosmyki z jego czoła, uśmiechając się pod nosem. Dzisiaj zrobię wszystko, aby wybaczył mi to wczorajsze drażnienie się. Myślę, że przyniesienie mu śniadania do łóżka z jedzeniem, które najbardziej lubi, będzie bardzo dobrym początkiem.
Jednak do śniadania było jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem poświęcić ten czas na coś pożytecznego. Przebrałem się w czyste, świeże ubrania, a następnie sięgnąłem po starą księgę, której, nadal nie oddaliśmy do biblioteki, oraz swój prywatny notatnik. Zauważyłem, że najważniejsze informacje o pasterzu były zapisane w języku, którego nie znałem, ale zawsze mogłem się nauczyć. Poza tym, ten sam język widniał na ścianach ruin. Jeżeli się go nauczę, nie będę musiał brać ze sobą Mikleo, albo innego anioła. W ten sposób nie narażę nikogo na niebezpieczeństwo. Zacząłem dokładnie i uważnie przepisywać zdania, których mój przyjaciel nie zdążył mi wcześniej przetłumaczyć. Później go poproszę o to, aby mnie trochę poduczył, albo Lailah, by jego nie męczyć. Nie musiałem umieć perfekcyjnie tego języka, ważne, żebym chociaż co nieco z niego rozumiał, już sam alfabet wiele by mi pomógł.
Wkrótce nadeszła pora śniadaniowa, więc posłusznie zszedłem do jadalni, gdzie już wszyscy byli. Miałem wyjątkowo dobry humor i z chęcią odpowiadałem na złośliwe zaczepki Edny i Zaveida, czy też na pytania księżniczki. Podczas posiłku poprosiłem także Serafiny o pomoc w jeszcze jednej sprawie, a dopiero po niej o zerwanie paktów. Ku mojemu zdziwieniu, bez problemu się zgodzili. Nawet Edna powiedziała, że nie widzi problemu, bo przynajmniej jest zabawnie. Podziękowałem im wszystkim i obiecałem, że wkrótce wyjaśnię im szczegóły.
Wróciłem do pokoju w naprawdę dobrym humorze, jeszcze lepszym niż poprzednio. Nie zraziła mnie nawet beznamiętna mina obudzonego Mikleo nadal leżącego na łóżku. Uśmiechnąłem się do niego radośnie, podchodząc wraz z tacą.
- Dzień dobry, Mikleo. Przyniosłem ci coś do jedzenia – powiedziałem ciepło wierząc, że uda mi się wkraść w jego łaski.
- Nie jestem głodny – mruknął obojętnie, odwracając się do mnie plecami.
Po raz drugi w tak krótkim czasie poczułem złość na mojego przyjaciela. Może wczoraj zawaliłem i troszeczkę przesadziłem, ale teraz się starałem to naprawić. Nawet nie docenił mojego gestu, postanawiając się na mnie wypiąć i dalej się na mnie obrażać. Niechaj mu będzie, chciałem spędzić ten dzień leniwie i tylko z nim, ale widzę, że to nie ma sensu.
- Rozumiem – odparłem chłodno, kładąc z hukiem tacę z jedzeniem na stoliku. Nic więcej nie mówiąc wziąłem ze sobą starą księgę i notatnik, a następnie wyszedłem z pokoju, nawet nie zerkając w stronę nadąsanego przyjaciela. Postanowiłem udać się do Lailah i poprosić ją o pomoc w nauce języka, nie będę przecież tracił tutaj czas.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz