Zagryzłem mocno dolną wargę, niekoniecznie zadowolony
z jego słów. Nawet jeśli zachował obojętną twarz doskonale byłem świadom tego,
że był zły. Może trochę wczoraj przesadziłem, ale to nie powód, by nie spać
uparcie całą noc. Na mnie może być zły, ale niech nie wycieńcza swojego ciała. Poza
tym, wynagrodzę mu to już wkrótce, a im dłuższa przerwa, tym później doznania
są lepsze i bardziej intensywne. Zerknąłem kątem oka na zamazany rysunek, a
następnie wstałem z chłodnej ziemi postanawiając zrobić to, o co poprosił mnie
chłopak. W jednym się z nim zgadzałem, im szybciej wyruszymy, tym lepiej.
Wkrótce wszyscy wstali i mogliśmy wyruszać. Mimo wesołej
gadki Zaveida, nie byłem zbyt chętny na rozmowy. Nie dlatego, że byłem na nich
obrażony, chociaż to też. Siedziałem cicho, ponieważ od rano moja głowa
pulsowała bólem. Poczułem, jak siedzący za moimi plecami Mikleo obejmuje mnie w
pasie, by nie spaść z konia podczas jazdy, ale miałem niemiłe wrażenie, że robi
to z niechęcią. Poczułem złość. Skoro był tak bardzo na mnie obrażony za chwilę
droczenia się, niech jedzie z kimś innym, ma przecież duży wybór. Zatrzymałem
jednak tę myśl dla siebie, już i tak jest na mnie zły i nie chcę, aby był na
mnie jeszcze bardziej… chociaż, w sumie to mnie mało obchodziło. Niech robi co
chce.
Przez całą drogę zastanawiałem się, co dalej. Serafiny
miały być ze mną do chwili, w której pokonamy złego pana, co już się stało.
Szczerze, miałem nadzieję, że jeszcze pomogą mi w jednej sprawie. Nadal został
jeszcze pasterz ciemności, u którego oczyszczenie może niewiele zdziałać, o ile
w ogóle dałoby się go oczyścić. Jeżeli jednak powiedzą, że nie na to się pisali
i chcą odejść, zerwę z nimi pakty, tak jak obiecałem. Nie będę ich do niczego
zmuszał, dam sobie radę sam. Nie chciałem w to wplątywać Mikleo, to dla niego zbyt
niebezpieczne, w końcu to o jego krew się rozchodzi. Ale o tym pogadam z nimi
później, teraz jedyne co chcę, to po prostu wtulić się w miękką poduszkę i
pójść spać.
W zamku zjawiliśmy się wczesnym wieczorem, z czego
bardzo się cieszyłem. Chciałem jak najszybciej móc odpocząć, ale zanim to nastąpi,
należało wyjaśnić wszystko księżniczce. Alisha, bardzo zaskoczona moim nowym
kolorem włosów, od razu zaprosiła nas na kolację, byśmy na mogli na spokojnie
jej wszystko opowiedzieć.
Najpierw ja zacząłem niepewnie opowiadać, grzebiąc
widelcem w talerzu, ale już po chwili pałeczkę przejął Zaveid, chcąc się
podlizać pięknej kobiecie. Nie miałem ochoty na nic, ani na jedzenie, ani na
gadanie. Było tutaj za głośno. Zaveid miał donośny głos i od czasu do czasu
droczył się z Edną, która prostowała jego lekko podkoloryzowaną historię. Alisha
po pewnym czasie przestała słuchać ich historii i zaczęła prowadzić cichą
konwersację a Lailah. To jednak nie znaczyło, że Serafin powietrza nie miał słuchaczy
– był jeszcze Yuki. Chłopiec siedział na kolanach Mikleo i nie zapowiadało się,
że szybko go opuści, słuchając z zapartym tchem słów mężczyzny i od czasu do
czasu zadając pytani czy wyrażać swoje zaskoczenie lub strach. Tylko ja i mój anioł
siedzieliśmy względnie cicho.
W końcu ból głowy stał się na tyle nieznośny, a
wszystkie te dźwięki irytujące, że przeprosiłem i wstałem od stołu. Zanim do
końca zamknąłem drzwi usłyszałem, jak Zaveid opowiada moją historię obrażenia
się na nich. Niech mówi co chce, miałem to totalnie gdzieś. Po wejściu do pokoju
na szybko umyłem się i przebrałem w lżejsze ubrania, po czym rzuciłem się na poduszki.
Przytuliłem się do ciepłego, puchatego ciała Lucjusza, który od momentu mojego
powrotu nie odpuszczał mnie na krok.
Obudziłem się w nocy tylko raz, kiedy Mikleo wszedł do
pokoju. Nawet nie dałem mu dać znać, że jego wejście zbudziło mnie ze snu. Bez
ruchu czekałem, aż zdejmie niewygodne ubrania i wsunie się pod kołdrę, by
następnie przytulił się do mnie. Cóż, to wszystko się wydarzyło, oprócz
ostatniego, chłopak nie zbliżył się do mnie, a pozostał na swojej połowie. Poczułem
lekką irytację, ale zachowałem spokój. Może po prostu myślał, że śpię, ale nie
chciał mnie budzić. Tak czy siak, ja się o nic prosić nie będę. Wtuliłem się
troszkę bardziej w ciało kota, który zaczął przyjemnie mruczeć.
***
Wstałem wczesnym rankiem, czując się znacznie lepiej
niż wczoraj. Zerknąłem w stronę przyjaciela, który uroczo spał wtulony w poduszkę.
Odgarnąłem kosmyki z jego czoła, uśmiechając się pod nosem. Dzisiaj zrobię
wszystko, aby wybaczył mi to wczorajsze drażnienie się. Myślę, że przyniesienie
mu śniadania do łóżka z jedzeniem, które najbardziej lubi, będzie bardzo dobrym
początkiem.
Jednak do śniadania było jeszcze trochę czasu, więc
postanowiłem poświęcić ten czas na coś pożytecznego. Przebrałem się w czyste,
świeże ubrania, a następnie sięgnąłem po starą księgę, której, nadal nie oddaliśmy
do biblioteki, oraz swój prywatny notatnik. Zauważyłem, że najważniejsze
informacje o pasterzu były zapisane w języku, którego nie znałem, ale zawsze
mogłem się nauczyć. Poza tym, ten sam język widniał na ścianach ruin. Jeżeli
się go nauczę, nie będę musiał brać ze sobą Mikleo, albo innego anioła. W ten
sposób nie narażę nikogo na niebezpieczeństwo. Zacząłem dokładnie i uważnie
przepisywać zdania, których mój przyjaciel nie zdążył mi wcześniej
przetłumaczyć. Później go poproszę o to, aby mnie trochę poduczył, albo Lailah,
by jego nie męczyć. Nie musiałem umieć perfekcyjnie tego języka, ważne, żebym
chociaż co nieco z niego rozumiał, już sam alfabet wiele by mi pomógł.
Wkrótce nadeszła pora śniadaniowa, więc posłusznie
zszedłem do jadalni, gdzie już wszyscy byli. Miałem wyjątkowo dobry humor i z
chęcią odpowiadałem na złośliwe zaczepki Edny i Zaveida, czy też na pytania
księżniczki. Podczas posiłku poprosiłem także Serafiny o pomoc w jeszcze jednej
sprawie, a dopiero po niej o zerwanie paktów. Ku mojemu zdziwieniu, bez
problemu się zgodzili. Nawet Edna powiedziała, że nie widzi problemu, bo
przynajmniej jest zabawnie. Podziękowałem im wszystkim i obiecałem, że
wkrótce wyjaśnię im szczegóły.
Wróciłem do pokoju w naprawdę dobrym humorze, jeszcze
lepszym niż poprzednio. Nie zraziła mnie nawet beznamiętna mina obudzonego
Mikleo nadal leżącego na łóżku. Uśmiechnąłem się do niego radośnie, podchodząc
wraz z tacą.
- Dzień dobry, Mikleo. Przyniosłem ci coś do jedzenia –
powiedziałem ciepło wierząc, że uda mi się wkraść w jego łaski.
- Nie jestem głodny – mruknął obojętnie, odwracając
się do mnie plecami.
Po raz drugi w tak krótkim czasie poczułem złość na
mojego przyjaciela. Może wczoraj zawaliłem i troszeczkę przesadziłem, ale teraz
się starałem to naprawić. Nawet nie docenił mojego gestu, postanawiając się na
mnie wypiąć i dalej się na mnie obrażać. Niechaj mu będzie, chciałem spędzić
ten dzień leniwie i tylko z nim, ale widzę, że to nie ma sensu.
- Rozumiem – odparłem chłodno, kładąc z hukiem tacę z
jedzeniem na stoliku. Nic więcej nie mówiąc wziąłem ze sobą starą księgę i
notatnik, a następnie wyszedłem z pokoju, nawet nie zerkając w stronę
nadąsanego przyjaciela. Postanowiłem udać się do Lailah i poprosić ją o pomoc w
nauce języka, nie będę przecież tracił tutaj czas.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz