Nie byłem zbytnio zadowolony z powodu wypełniania dodatkowych papierów. Nie, żebym miał z tym jakiś większy problem, całe swoje życie tkwię w papierkach, no ale wielkim fanem ich wypełniania nie jestem. Jak jednak trzeba to zrobić, no to robię to bez większego narzekania. Z reguły. No chyba, że ktoś mi wciska stertę plików, bo przecież się uczę, czyli to jest coś, co często robił mi Haru i Kamei, i mnie to okropnie irytowało. Dzisiaj jednak ja i mój partner dostaliśmy takową stertę do wypełnienia razem, dlatego od razu ją podzieliłem po równo i zająłem się swoją częścią.
I muszę przyznać, znacznie szybciej mi to szło, a czysto teoretycznie to Haru powinien mieć nade mną przewagę. W końcu, to on ma większe doświadczenie w wypełnianiu tego typu dokumentów, jest strażnikiem znacznie dłużej, niż ja. A mimo tego... cóż, szło mu okropnie. Z zainteresowaniem zaprzestałem na chwilę wypełniania swoich dokumentów i zacząłem przyglądać się, co takiego robił Haru, że jego kupka nie malała. I chyba moja mała teoria, która pojawiła się w mojej głowie, kiedy byłem w gorączce okazała się być prawdziwa. Haru albo przybliżał dokument od siebie, albo go oddalał, strasznie przy tym mrużąc oczy. Zaczynał już powoli źle widzieć, ale wychodziło na to, że źle widział z bliska małe obiekty. Oznaczało to więc, że do czytania czy pisania musiał zakładać okulary. Prawdopodobnie. I tak powinien obejrzeć go jakiś medyk, uzdrowiciel, który się w tym specjalizuje i dobierze mu odpowiednie szkła. Tylko czy on by się zgodził na wizytę u niego? Coś mi się nie wydaje. Nawet jak miał obitą twarz, połamane żebra i przebitą rękę to nie chciał iść do medyka, bo przecież jakoś się sam wykuruje.
- Nie uważasz, że może troszkę źle widzisz? – zapytałem, kończąc ostatni papierek, jaki mi został.
- Co? Nie, ja całkiem dobrze widzę. Wiem, że trzydziestkę na karku mam, ale to wcale nie jest tak dużo – odpowiedział, próbując mi chyba oczy zamydlić. On mnie chyba za głupiego ma.
- Przypadłości zdrowotne wynikają nie tylko z wieku, ale i z genów – odpowiedziałem spokojnie, wstając z krzesła i zaczynając sortować to wszystko, co napisałem.
- Jakie szczęście, że moje geny są całkiem dobre i nic mi nie jest – odpowiedział uparcie. No co za głupek, delikatnie to ujmując.
- Mhm – mruknąłem tylko, wkładając wszystko do odpowiednich teczek. A kiedy już to zrobiłem, usiadłem znów przy stole i po prostu zacząłem mu z tym pomagać. Bo jakbym zaczął na niego czekać, to przecież siedzielibyśmy do wieczora. I jeszcze dłużej.
- W końcu do domu – odezwał się zadowolony, kiedy po skończonej papierologii opuściliśmy koszary.
- Jeszcze nie. Wpierw musimy iść na targ – odpowiedziałem, mając w głowie pewien plan na to, by go zaciągnąć do medyka.
- Co? Po co? – zapytał, marszcząc brwi.
- Bo chciałbym skorzystać z pewej usługi – wyjaśniłem, ani go nie kłamiąc, ani nie mówiąc całkowitej prawdy. Bo chciałbym, by tę usługę wykonywali na nim. A ja tylko za nią zapłacę.
- A nie możesz iść sam? – dopytał zniechęcony, a ja tylko posłałem mu mordercze spojrzenie.
- Oczywiście, że nie. Jesteś mi do tego niezbędny, dlatego nie marudź i chodź. A po tym wrócimy do domu – odpowiedziałem, pewnie kierując się do znanego mi budynku prywatnej przychodni. – I ani mi się waż po cichu ode mnie oddalać – dodałem, widząc kątem oka niechęć na jego twarzy. Jak w końcu zacznie czytać i pisać w okularach, to będzie mi dziękował.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz