Cieszyłem się, że mu smakuje, wszystko to, co przygotowałem. No i to, że zrobiłem mu to, na co miał ochotę, mimo że sam nie powiedział, mi czego tak właściwie chce.
- Cieszy mnie to - Przyznałem, biorąc placka, aby również go zjeść, bo przecież nie wypuści mnie z domu, jeśli nie zjem i tego zdążyłem się już nauczyć. - I tak, jutro nie mam zamiaru z łóżka wstawać - Dodałem, przypinając sobie o tym, że jutro mamy wolne i możemy nie robić już nic..
- Nie? A nie byłeś umówiony z... Jak jej tam szło? - Przypomniał mi, nie ukrywając niezadowolenia z powodu mojego wyjścia, no i teraz go nie rozumiem, niby to chce, abym tam poszedł, abym się dobrze bawił, a mimo to jest na mnie o to zły i widzę to, nawet jeśli bardzo stara się to ukryć przede mną.
- Z Kaną - Przypomniałem mu, mimo że wiedziałem o tym, że tego nie zapamięta.
- No tak, z nią, miałeś pójść do niej na obiad - Odezwał się w taki hym dziwny sposób, sam nie wiem jak to odebrać? On w końcu chce, abym poszedł czy jednak woli, abym pozostał w domu? Ja chyba naprawdę go nie rozumiem, to znaczy rozumień rozumiem, jednak on uważa, że to, co widzę to błąd, to znaczy on uważa, że nie jest zazdrosny ani wcale nie martwi się dniem jutrzejszym, którym ewidentnie się martwił i było to widać, lepiej niż mu się wydawało.
- Tak miałem, ale wiesz, nie muszę tam iść, bo chyba jednak tego nie chcesz - Zacząłem ten temat bardzo spokojnie, chcąc uważnie mu się przyjrzeć, aby stwierdzić to, jak się czuje i czego tak naprawdę chce, bo przecież nie można mi powiedzieć, wprost, abym nie szedł prawda?
- Ja nie chcę? Nie wiem, coś ty tam sobie ubzdurał, ale ja nie uważam, abym nie chciał, byś tam szedł, idź i baw się dobrze byle nie za dobrze, bo tego ci nie wybaczę.. A teraz się już zbierajmy, nie chce się spóźnić, wiesz przecież, że tego nie lubię - Zmienił temat, wstając od stołu, odwracając wzrok, nie chcąc, abym na niego patrzył, on wie, że zobaczę coś, czego zobaczyć by nie chciał, dlatego odwraca wzrok i nie patrzy na mnie, coś ewidentnie ukrywając, zapominając o tym, że ja emocje znam zdecydowanie lepiej niż on sam.
- Dlaczego miałbym się bawić za dobrze? Przecież ja tam nie idę cię zdradzać - Odezwałem się, wstając od stołu, aby uchwycić go za dłonie, popychając delikatnie na ścianę, nie pozwalając mu uciec. - Nie musisz się martwić, ja naprawdę jestem wierny jak pies - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, kładąc dłonie na jego biodrach, aby przyciągnąć go bliżej siebie, odrywając się od jego ust, aby spojrzeć w jego oczy. - Ufasz mi?
- Tak, tobie tak, ale jej nie - Mruknął, patrząc gdzieś w bok, byleby nie patrzeć w moje oczy.
- Więc jej nie ufaj, ufaj mi, tylko o to proszę - Chwyciłem jego dłoń, aby ucałować jej wierzch, uśmiechając się do niego ciepło.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz