Sorey miał rację, przecież mógł w razie czego pomóc naszym starszym dzieciom z łóżeczkami a te no cóż, mimo że bardzo nie chce, trzeba je przeznaczyć na opał, a tyle lat były z nami, aż szkoda mi się ich pozbywać, ale Sorey miał rację, w razie, gdyby nam się jeszcze kiedyś zamarzyło mieć pociechy właśnie kiedyś, po wychowaniu tych maluchów musimy zacząć korzystać z życia, tylko on i ja, ja i on i nikt poza nami.
- Masz rację, przynajmniej na opał się przydadzą - Zgodziłem się, uśmiechając do niego łagodnie, zerkając na te łóżka, z którymi miałem tyle wspaniałych wspomnień. - Chociaż - Zacząłem, gdy Sorey wyciągał je już na dwór, na chwilę przestając..
- Coś nie tak? - Dopytał, odwracając w moją stronę głowę, przyglądając mi się uważnie.
- Nie mogą trafić do piwnicy? - Dopytałem, mając nadzieję, że może jednak pozwoli mi je zostawić tak, nawet gdyby miały tylko stać w piwnicy.
- Miki, owieczko ty moja kochana, wiesz dobrze, że te łóżeczka nie są już w najlepszym stanie, dlatego musimy się ich pozbyć i tak zdaję sobie sprawę z tego, że masz do nich spory sentyment, jednak spójrz na to inaczej, pamiętać musisz dobre chwile, a nie rzeczy, które te dobre chwile ci przywołują - Odpowiedział, starając mi się to chyba jakoś wytłumaczyć, co tak średnio mu wyszło. No ale kocham go. I cieszę się, że w ogóle próbuję, bo to wystarczy, aby rozjaśnić mi mój umysł..
- Masz rację, przeznacz to na drewno na opał - Zgodziłem się, nie prosząc już więcej o to, aby łóżeczka zostały, są już nam niepotrzebne, a w razie, gdyby kiedyś za wiele, wiele lat, zachciało nam się znów posiadać potomstwo. Sorey jak obiecał, stworzy nowe łóżeczka. A jak na razie to tylko rzecz, która nie jest tak ważna, jak to, co w nasze życie wnoszą dzieci.
- Czasem mi się zdarza - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie głupkowato, co i w sumie mnie rozbawiło.
- No nic, idę do dzieci wolę nie spuszczać z nich oka dłużej niż to konieczne - Przyznałem, wracając do pokoju dzieci, szczerze zapominając o tym, po co tak naprawdę zszedłem na dół. No nic, jak już sobie przypomnę, to na pewno po to wrócę.
Siedząc z maluchami, pilnowałem, aby te nie wpadły na genialny pomysł zrobienia czegoś niebezpiecznego, czegoś czego nawet my się nie spodziewamy.
- Miki, list do ciebie przyszedł - Słysząc słowa męża, wyciągnąłem dłoń w stronę listu, odbierając go od męża. Doskonale wiedząc, od kogo jest ten list.
„Droga mamo. Przepraszam za niedoprecyzowanie moich słów, miałem na myśli, że zapraszam was na niedzielny obiad. Jednak jeśli byście chcieli przyjść w sobotę i zostać do niedzieli również nie uważam, aby był to problem, nie mielibyśmy jednak miejsca dla mojego rodzeństwa, dlatego mogłoby to być problematyczne”
Przeczytałem na głos, zerkając na męża.
- I co zrobimy? - Zapytał Sorey, której nie do końca wiedział, co powinniśmy zrobić albo który dzień wybrać.
- Jeszcze nie wiem, całkiem miło byłoby spędzić trochę więcej czasu z naszym synem, jednak nie wiem, jak długo będziesz w stanie znosić jego zimne nastawienie do świata - Przyznałem, doskonale rozumiejąc, że dla mojego męża zachowanie jego syna było bardzo dziwne. A to powodowało, że patrzył na niego trochę inaczej niż ja sam.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz