Czy pójdziemy nad jezioro? Oczywiście, że pójdziemy nad jezioro. Proponowałem mu to już od wczoraj, ale Mikleo nie chciał się za bardzo ruszać z domu, czego nie rozumiałem. Znaczy się, trochę rozumiałem, bo tu tak nawet chłodno było, ale na dnie jeziora jeszcze chłodniej by miał. Dobrze, że w końcu stwierdził, że jednak chce tam iść. Muszę przyznać, że ja też już będę o niego mniej martwić, jak już zażyje tej lodowatej kąpieli. Znaczy, lodowatej dla mnie, bo dla niego to pewnie za zimna ta woda nie jest.
- Oczywiście, że pójdziemy – powiedziałem, całując go w policzek zachwycony nawet z tego pomysłu. Znając jego upodobania, pewnie osiądzie on na dnie, a ja się zajmę dziećmi. I pewnie też pierwszy wrócę z nimi do domu, a Miki sobie troszkę w tym jeziorze posiedzi. Czasem tak robił. I czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie. Zajmę się dziećmi jak zawsze, kiedy Miki nie był w stanie. Zresztą, on robił to samo, kiedy ja się nie nadawałem się do absolutnie niczego.
- O ile dzieci też będą chciały – trochę posmutniał, wzdychając cicho.
Czemu Miki od razu zakładał najgorsze? Z mojego doświadczenia dzieci z wielką chęcią wychodziły na dwór, na spacery, nad jezioro... ale chyba najbardziej to lubiły chodzić do miasta. Bo tatuś zawsze coś kupi. Według Mikleo nie jest to najlepsze podejście do dzieci, no ale z drugiej strony, jak często do tego miasta chodzimy? Wcześniej bywałem tam znacznie częściej, bo pracowałem, no ale też wtedy nie za często przynosiłem jakieś drobne upominki bliźniakom, tylko tak sporadycznie. Tak samo jak teraz sporadycznie udajemy się do miasta, więc to jasne, że zawsze coś tam chce im kupić, czy to jakąś taką słodkość, czy to jakiegoś misia. Przecież one nie mają za dużo zabawek. No i też słodkości, czy jedzą często jakieś słodkości? Ja tutaj za często nie robię nic słodkiego. Raz spróbowałem zrobić szarlotkę. I zrobiłem. I co z tego wyszło? To już wolę kupić moim słodziakom po ptysiu, mieć pewność, że zjedzą ze smakiem i mieć spokój ducha.
- Na pewno będą chciały. A jak nie, to ty pójdziesz nad jezioro, a ja tu z nimi sobie posiedzę – wyjaśniłem, nie mając z tym żadnego problemu. Najważniejsze, by Miki poczuł się dobrze.
- Sam to bym nie chciał – odparł z lekką niechęcią. A więc to był jego problem. Troszkę go rozumiałem, ja też nie lubiłem być sam. Zdecydowanie bardziej wolę, jak Miki i dzieci są obok. Lepiej się wtedy czuję.
- Więc pójdziemy z tobą – odparłem, całując go w policzek. – Korzystając z wolnego czasu, mogę poczytać książkę, którą mi dałeś? – dopytałem, patrząc na niego prosząco. Nie czytałem jej od czasu tego pamiętnego wieczoru, w którym to chyba zasnąłem podczas jej czytanie i po czym to tak okropnie mnie plecy bolały.
- A zabraniam ci? – spytał rozbawiony.
- No... tak jakby? Miałem nie czytać po nocach, bym nie skończył jak ostatnio. Ale nie dlatego pytam, nie chcę, byś się poczuł odrzucony, kiedy ja tu sobie czytam, a ty... nie robisz nic, tak właściwie – wyjaśniłem, odrobinkę przedstawiając mu swój punkt widzenia na tę sprawę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz