Od razu na moich ustach pojawił się łagodny uśmiech, gdy tylko usłyszałem to, co mi właśnie powiedział, on jest naprawdę słodki. Myśląc, że nie poradzę sobie, jeśli on będzie czytał książkę. Przecież jak sam słusznie zauważył, nic nie muszę robić, to znaczy nic nie robię i robić nie mam zamiaru, dopóki dzieci śpią, marząc tylko o leżeniu i nic nierobieniu.
- Nie martw się, ty skup się na czytaniu, a ja sobie spokojnie poleżę i szczerze nie mam zamiaru robić nic innego. I nie, nie będę na ciebie obrażony jeśli zaczniesz czytać książkę - Zapewniłem go, całując delikatnie w usta, rozkładając się na kanapie. Teraz gdy mój mąż będzie sobie spokojnie czytał, ja będę odpoczywał.
- W porządku - Od razu było widać, że mu ulżyło i jakoś tak znacznie chętniej poszedł do sypialni po swoją książkę, z którą wrócił po chwili, rozsiadając się na kanapie, kładąc moje nogi na swoich nogach, zaczynając czytać, gdy ja nie mając nic ciekawszego do robienia, zamknąłem swoje oczy, powoli odpływając.
Przebudziłem się może z godzinkę później, rozciągając się leniwie, zerkając na męża, który wciąż czytał swoją książkę.
Wyglądało więc na to, że dzieci jeszcze spały, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Wyspałeś się? - Usłyszałem głos Soreya, gdy tylko podniosłem się do siadu, zdejmując nogi z jego nóg.
- Trochę, chyba tak - Wydukalem, podnosząc się do siadu, w tej samej chwili słysząc głośne wołanie naszych dzieci. - Wstały - Odezwałem się naprawdę zadowolone, chcąc już pójść nad jezioro, gdzie bardzo chciałbym już zanurzyć się w zimnej wodzie.
Dając spokój mężowi, który chyba nawet nie usłyszał głosu dzieci zaczytany w książkę, dając mu czas dla siebie, skierowałem się do pokoju naszych maluchów, pomagając im wyjść z łóżeczek, a następnie powolutku zejść po schodach na sam dół.
- Dada - Zawołały radosne maluchy, podbiegające do tatusia, który od razu zwrócił na nich swoją uwagę, odkładając na bok czytaną przez siebie książkę.
- Hana tata, nie dada - Odezwał się z ciężkim westchnięciem, pomagając dzieciom wejść na kanapę.
- Dada - Odpowiedziała, brzmiąc troszeczkę tak, jakby robiła tacie na złość, nie mówiąc do niego tata, tylko dada.
Sorey nie skomentował jej słów, zerkając na mnie, tak jakby chciał mi się przyjrzeć, po chwili mówiąc.
- Dzieci chcecie iść nad jezioro? - Odezwał się, przypominając sobie moje słowa, a raczej moją chęć pójście nad wodę.
- Tak - Zawołały radośnie, schodząc z kanapy, od razu gotowe do pójścia na dwór. Rozbawione ich zachowaniem pokręciłem swoją głową, podchodząc do maluchów, aby pomoc im przede wszystkim przebrać się w nowe świeże ubrania.
W tym czasie tatuś maluchów przygotował kocyk, biorąc ze sobą drobne przekąski, które mogłyby się przydać naszym maluchom.
Zadowolony, gdy wszystko było już gotowe, zabraliśmy maluchy nad jezioro, gdzie Sorey rozłożył koc, na którym posadził maluchy, które nie do końca chciały siedzieć na kocu, woląc pójść ze mną do jeziora. I szczerze nie byłoby w tym niczego złego, na brzegu siedzieć by mogły, jednak kto wie, co by wymyśliły gdybyśmy chociaż na chwilę oderwali od nich wzrok,
Maluchy musiały zostać więc na kocu, a ja mogłem wejść do wody, relaksując się w jej głębi.
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz