Na co mam ochotę? Odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta i zawsze będzie brzmiała tak samo, co do tego nie mam wątpliwości. Co jak co, ale to Miki zawsze będzie mi w głowie. Oczywiście nasze dzieci także będą dla mnie ważne, w końcu to moja krew, moje maleństwa, za które oddałbym życie, jeżeli tego wymagałaby sytuacja. Za Mikiego też oczywiście bym się poświęcił. Miki chyba nie pochwaliłby tego pomysłu, ale na szczęście nie dzieje się nic, co wymagałoby ode mnie takiego poświęcenia.
- Nie chcę niczego poza tobą – odpowiedziałem z uśmiechem, tuląc się do jego pleców.
- No się nie spodziewałem tego w ogóle – odezwał się rozbawiony, odwracając głowę w moją stronę. – Mam za to pomysł, może przygotuję nam po jakiejś gorącej czekoladzie? Trochę w gardle mi zaschło od tego mówienia – zaproponował, na co pokiwałem głową. Bo czemu nie? Ja tam lubię gorącą czekoladę, czy jest ciepło, czy zimno, mogę pić ją zawsze, mnie ona krzywdy nie zrobi, chyba, że jakimś cudem się nią zadławię, no ale wtedy to będzie bardziej wina mojej głupoty, a nie napoju.
- Ale na pewno chcesz sobie zrobić coś gorącego do picia? Skoro jest chłodno, to chyba lepiej się nie rozgrzewać, przynajmniej w twoim przypadku – odpowiedziałem niepewnie, patrząc na niego ze zmartwieniem. W tę porę roku bardzo rzadko jest chłodno, więc chyba lepiej tego nie psuć, prawda? Przynajmniej tak mi się wydawało, że powinno się robić.
- Uwierz mi, skarbie, że wiem, na co mogę sobie pozwolić. I w tym momencie mogę sobie pozwolić na wypicie gorącej czekolady wraz z moim najukochańszym mężem – odparł, na co kiwnąłem głową. Skoro on tak twierdził, no to mu zaufam. W końcu, on lepiej wiedział, jak się czuł, i co może. Ja mu tylko mogę sugerować i przedstawiać swój punkt widzenia.
- No dobrze, więc poczekaj tutaj, a ja idę nam zrobić po gorącej czekoladzie – poprosiłem i pocałowałem go w policzek, by po chwili podnieść się z łóżka i zejść na dół. Niech mój Miki sobie odpoczywa, a ja się tu wszystkim zajmę.
Myślałem, że cały proces tu na dole nie zajmie mi dużo czasu, ale kiedy tylko nastawiłem wodę, zwierzaki mnie otoczyły, ewidentnie chcąc jeść. Nie miałem z tym żadnego problemu, w końcu nasze zwierzaki jeść musiały, tylko trochę się to wydłużyło. Do Mikleo wróciłem więc nie po pięciu, a po dwudziestu minutach z przepraszającym uśmiechem na ustach.
- Już jestem. Wybacz, że tak długo, zwierzakom trzeba było coś przygotować – wyjaśniłem, podchodząc do niego i stawiając kubki z gorącym napojem na stoliku.
- Przecież nic nie mówię – odparł Mikleo, uśmiechając się delikatnie, po czym zabrał swój kubek i upił z niego łyk. – Mmm, cudowne. Więc, co chcesz jeszcze wiedzieć – dopytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Może to, jak zostaliśmy rodzicami Yuki’ego. Bo o tym mi chyba nie opowiadałeś. A jak opowiadałeś, to już nie pamiętam. Chyba go jakoś znaleźliśmy, prawda? Ale kiedy? I co się stało z jego rodzicami? – zapytałem, także ciekaw tej historii. Bo chyba to czasowo się jakoś łączy z tymi wydarzeniami, o których opowiadał mi teraz Miki, prawda? A przynajmniej coś mi tam w głowie świtało, ale mogę się mylić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz