Uniosłem zdegustowany jedną brew, absolutnie mu w to nie wierząc. Jak jeszcze na początku mojej przygody w straży było to zrozumiałe, tak po miesiącu wypełniania raportów już nie musiałem się uczyć. A mimo to dalej je dostawałem do wypełniania, a on sobie absolutnie nic nie robił. Znaczy, przepraszam bardzo, sprawdzał, czy dobrze je wypełniałem, no ale tak trochę ciekaw byłem, czy faktycznie czytał, to co pisałem, czy po prostu nie potrafił dostrzec tak drobnych literek z takiej odległości. Znaczy, pewnie na początku to czytał, ale później już coś tak mi się wydaje, że tak niezbyt się z tym męczył. Mi by się z tym męczyć nie chciało.
- Raport musi wykonywać jedna osoba, i to niekoniecznie muszę być tylko ja – odparłem, wchodząc do tego niewielkiego, okropnie zimnego domku w którym mieszkał. I że on nie chce iść do mnie... mam nadzieję, że jeżeli babka zmieni miejsce zamieszkania, to czy wtedy będzie bardziej skory do zamieszkania u mnie. Na początek oczywiście tylko ten najgorszy, zimowy czas, a jeżeli potem także będzie chciał... no cóż, ja tam narzekać nie będę. U mnie jest lepiej; mam wygodniejsze łóżko, jest cieplej, nie trzeba się męczyć z przygotowaniem jedzenia, a jak czegoś mu będzie brakowa u mnie, zawsze mogę to zdobyć. Same plusy, żadnego minusa, proste.
- Musiałeś się przecież nauczyć pisać raporty. To dla twojego dobra było – powiedział, szczerząc się głupkowato.
- Dla mojego dobra to lepiej zrób nam obiad, bo głodny jestem – odpowiedziałem, zdejmując z ramion płaszcz i buty ze stóp.
- Gdybyś mnie nie zaciągnął do medyka, już dawno byśmy byli po obiedzie – stwierdził lekko kąśliwie, robiąc to samo, co ja.
- I dzięki mnie już nie będziesz się męczył. Trzeba o siebie zadbać na stare lata, wiesz? – odparłem spokojnie, kiedy po umyciu dłoni zabrałem się za przygotowanie sobie czegoś ciepłego do picia, by tu nie zamarznąć.
- Od razu stare lata, nie jestem stary. Ja wiem, że jestem starszy od ciebie o te siedem lat, no ale nie oznacza to, że jestem staruchem wielkim – słysząc jego słowa zmarszczyłem brwi. Siedem? Od kiedy on jest ode mnie starszy o siedem lat? Ja wiem, że w tych czasach nie każdy sobie może pozwolić na naukę takich rzeczy jak matematyka, ale takie działania jak trzydzieści minus dwadzieścia siedem to raczej podstawa. Zresztą, w straży trzeba mieć to wykształcenie podstawowe, czyli pisanie, czytanie i podstawowa matematyka. Chyba, że nie wie on, ile mam lat. To też było możliwe, bo chyba mu o tym nie mówiłem. Ale z drugiej strony, pytał się mnie? Nie. A raczej zainteresować się powinien taką podstawową wiedzą.
- Różnica pomiędzy naszym wiekiem wcale nie wynosi siedem – odpowiedziałem, zalewając gorącą wodą swoją herbatkę i uchwyciwszy ją w dłonie odwróciłem się w jego stronę, opierając się o blat.
- Nie? – zapytał głupkowato, przyglądając mi się z uwagą.
- Nie. Podstawowe pytanie, ile mam lat? – spytałem spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku.
- Skoro nie siedem... to dwadzieścia dwa – na jego odpowiedź pokręciłem głową. – To dwadzieścia jeden? Dwadzieścia? - tę ostatnią odpowiedź podał z pewnym niedowierzaniem, jakby sam w to nie wierzył. I dobrze, bo ta odpowiedź prawidłowa nie była.
- Schlebia mi to, że mnie tak odmładzasz – odparłem lekko rozbawiony, popijając swoją herbatę, która rozgrzewała mnie od środka.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz