Dosyć szybko zorientowałem się, że mój panicz się na mnie obraził, tylko nie zdawałem sobie sprawę z tego, dlaczego, przecież nie zrobiłem nic złego, bo nie zrobiłem prawda? A może zrobiłem? Sam już nie wiem, mój panicz jest skomplikowany, a ja czasem za nim nie nadążam.
Słysząc, że jest mu zimno, przytuliłem go do siebie, idąc wraz z nim do domku, gdzie rozpalić musiałem kominek, aby mojemu złośnikowi zimno nie było, sadzając go przy kominku na poduszce, przykrywając kocem, aby było mu ciepło, przynosząc gorącą czekoladę, którą zapewne bardzo chętnie wypije, bo i czemu by nie? Może być obrażony na mnie, ale na pewno nie odmówi mi wypicia gorącej czekolady.
- Jakieś życzenia w sprawie obiadu? - Podpytałem, wyczekując jego odpowiedzi, która długo nie nadchodziła. - Daisuke? - Próbowałem zwrócić jego uwagę, chcąc wiedzieć, na co ma ochotę w tej chwili.
- Rób co chcesz - Odburknął, nawet nie racząc na mnie spojrzeć.
Wzdychając ciężko, postanowiłem zobaczyć, co znajduję się w domu, aby móc spokojnie mu coś przygotować.
Przeglądając, co znajduję się w domu, postanowiłem zrobić pieczonego łososia z rozmarynem, który mam nadzieję, że obiad będzie mu smakował, bo przecież o to mi chodziło.
Nie przeszkadzając mu w obrażaniu się na mnie, zająłem się tym, co potrafiłem najlepiej.
Obiad zajął mi mniej więcej trzydzieści do czterdziestu minut. Gotowy posiłek postawiłem na stole wraz z ostatnim winem, który znajdował się w szafce, biorąc lampki, do których wlałem wino, na stole stawiając świeczki, które zapaliłem, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko było tak, jak być powinno.
- Drogi paniczu zapraszam na obiad - Zacząłem, wchodząc do sypialni, aby uzyskać to, czego potrzebowałem, a mianowicie jego spojrzenie, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałem.
Mój panicz wstał z poduszki, podchodząc do mnie od niechcenia, omijając mnie w przejściu, idąc prosto do kuchni, gdzie od razu przystanął, nieco zaskoczony tym, co zobaczył.
- A to z jakiej okazji? - Podpytał, odwracając głowę w moją stronę, unosząc jedną brew ku górze.
- Bez okazji, chciałem, tylko abyś był zadowolony, z tego, co dla ciebie robię, jednocześnie chcąc, abyś zobaczył, co to znaczy być romantycznym - Wytłumaczyłem, odsuwając krzesło i czekając, aż na nie usiądzie, aby grzecznie przysunąć je prosto do stołu.
Mój panicz kiwnął głową, bez słowa zabierając się za jedzenie, która wyglądało na to, że mu smakowało, ale czy tak właściwie było? Nie miałem pojęcia, nic nie mówił, nie patrzył na mnie, nie chciał nawet, abym z nim rozmawiał, najwidoczniej wciąż obrażony za to, że nie chciałem podczas pracy z nim rozmawiać, a przecież ja tylko chciałem skupić się na pracy czy coś w tym złego? No nie, a przynajmniej tak mi się wydawało, z resztą mi wiele rzeczy się wydaję, co nie do końca było prawdą, a przynajmniej nie w oczach mojego pana.
- Smakowało ci? - Odezwałem się w końcu, gdy oboje zjedliśmy posiłek, chcąc pozbierać talerze po jedzeniu i lampki po winie zabierając się za mycie naczyń, które już po chwili położyłem na suszarce, odwracając głowę w stronę mojego złośliwego, ale kochanego przez mnie panicza.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz