Z jednej strony cieszyłem się, że w końcu mamy spokój z tą sprawą. Nie wiem, jak tam Haru uważa, ale ja trochę miałem jej dosyć. I gwardii też miałem dosyć. Irytowali mnie ci ludzie już samą swoją obecnością. I do tego wszystkiego jeszcze ten Ryo, który ewidentnie robił mi na złość, zaczepiając Haru. Co prawda, dalej będę musiał go znosić, kiedy będę tutaj przychodził, by się przebrać i wypełnić dokumenty, ale na szczęście jakoś bardzo długo nie będę na niego skazany. Jedyne, co mi się nie podobało w tej całej sytuacji, to to, że odsunęli mnie od sprawy Bunty. Akurat to jedno chciałem doprowadzić do końca. Cóż, wychodzi więc na to, że muszę zadowolić się jego widokiem na stryczku. A jeżeli znów jakimś cudem się uwolni, to już nie będę bawił się w jakieś łapanie i wtrącanie go do więzienia. Po prostu go wytropię i sam wymierzę sprawiedliwość. Za nim nikt nie będzie tęsknić.
Na patrolu troszkę się uspokoiłem, wyciszyłem, w końcu skupiając się na pracy, czyli na czymś bardziej pożytecznym niż na głupiej zazdrości i jakimś beznadziejnym młodzikiem. Chociaż, czy to faktycznie jest takie pożyteczne? Po ostatnich czystkach na ulicach znów jest niezwykle spokojnie. Co prawda, czasem zdarzały się jakieś pojedyncze kradzieże, albo raczej próby kradzieży, jakieś kłótnie, ale kiedy nas dostrzegali, wszyscy jacyś tacy grzeczni się robili. A to dobrze świadczyło o organizacji, jaką jest straż. W końcu zaczęła budzić respekt, a to głównie dzięki nam.
– Nie wydaje ci się, że jest tu coś za spokojnie? – usłyszałem lekko niezadowolony głos mojego partnera, kiedy powoli przemierzaliśmy wyjątkowo spokojne uliczki.
– Jakieś trzy czwarte co większych graczy w tym mieście albo znajduje się w więzieniu, albo wokół nich kręci się ktoś z gwardii. Dosyć sporo na ulicy przedstawicieli wymiarów prawa, więc wszyscy są grzeczni. Ale to chyba lepiej dla ciebie, ponoć się nie wyspałeś, więc teraz masz szansę odpocząć – powiedziałem spokojnie, nie przejmując się tym za bardzo. Lepiej mieć spokojny patrol, niż ganiać za tymi rzezimieszkami. Już wystarczająco się naganiałem za Buntą. Odpoczynkiem nie pogardzę. Właściwie, to wyjechałbym sobie gdzieś daleko. Nad morze na przykład. Posiedzieć w domku na klifie, przy tańczącym ognisku w kominku, i tak po prostu wsłuchać się w szum fal. Nie sam, oczywiście, ale aktualnie o takim obrazku i tak mogę sobie pomarzyć. Odległość dzieląca nas od morza można liczyć w setkach kilometrów, więc podróż tam trwałaby długo. Wymagane byłoby więc dłuższe wolne. I to we wszystkim. Może kiedyś, w niedalekiej przyszłości uda mi się zorganizować coś takiego.
– Ale jak już się z łóżka zwlokłem, to wolałbym coś porobić – odparł, kierując swoją rękę do góry, do swoich włosów, a ja od razu zorientowałem się, co chciał zrobić. Ja wiem, że było to pięć minut roboty, ale to była moja robota. I szkoda mi jej.
– Nie rusz. Nie utrwaliłem ci ich niczym, wszystko popsujesz – odpowiedziałem niezadowolony, chwytając jego nadgarstek, uniemożliwiając mu utworzenie bałaganu na jego głowie.
– Ale ja muszę, to silniejsze ode mnie – burknął niezadowolony, pusząc swoje policzki, wyglądając przez to bardziej jak dziecko niż poważny dorosły.
– Nic nie musisz, wyglądasz bardzo dobrze – powiedziałem, poprawiając te kilka jego kosmyków opadających na jego czoło, które pewnie go tak irytowały i które to chciał poprawić. Tylko ja to zrobiłem delikatnie, zachowując estetykę, a on wszystko by zniszczył.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz