Tak szczerze to nie sądziłem, by dzisiaj zrobić obiad. Dzieci nie wydawały się jakoś bardzo chętne na jedzenie, chyba zmęczone tym upałem. A może to przez to, że się dzisiaj troszkę wyszalały? Lucky ich dzisiaj troszkę wymęczył, i bardzo dobrze, ruch to zdrowie, i dla zwierzaków, i dla dzieci. Tak czy siak odnosiłem wrażenie, że dzieci dzisiaj jeść. No ale mogłem się mylić. Ja nie mam takiego rodzicielskiego zmysłu, jaki to miał mój Miki, który już troszkę doświadczenia miał. Czysto teoretycznie, ja to doświadczenie też powinienem mieć, ale już nic nie pamiętam. Teraz staram się o prostu słuchać rad tych mądrzejszych ode mnie ludzi, jak właśnie Miki’ego, Lailah czy Alishy. Czyli w sumie to wszystkich osób, które znałem. Poza dziadkiem, Edną i Zaveidem. Chociaż, Edna nie wydawała mi się aż taka zła, aczkolwiek ciężko było mi stwierdzić, zbyt dużo z nią nie rozmawiałem. W sumie, to z Zaveidem też nie, ale na tyle wystarczająco miałem z nim do czynienia, że wiem, by na nim za bardzo nie polegać.
- Nie wiem, czy dzieci będą chciały w ogóle coś jeść, jest taki upał, że nawet miernie śniadanie zjadły – odparłem, mimo wszystko idąc za im grzecznie do kuchni.
- Gdyby obiad był gorący, także bym w to wątpił. Ale to będzie zupa na zimno, więc na pewno zjedzą. Umyjesz i zetrzesz ogórki? Nie obierasz ich, tylko dokładnie myjesz, obcinasz końce i ścierasz na tarce – poinstruował mnie, za co oczywiście powoli się zabrałem.
- Zupa na zimno brzmi dosyć dziwnie. Sam obiad na zimno brzmi dziwnie. Obiad kojarzy mi się z ciepłym posiłkiem – kontynuowałem rozmowę, chcąc troszkę poznać jego koncepcję. I dowiedzieć się czegoś nowego w życiu.
- A wyobrażasz sobie jeść coś gorącego w taką pogodę? – dopytał, a ja miałem wielką ochotę odpowiedzieć „tak”. Ja tam mogłem bez problemu zjeść coś ciepłego, albo wypić coś gorącego, i czuć się świetnie. Miki niestety nie ma tego komfortu. Ale za to w zimę może sobie wyjść bez kurtki i będzie czuć się cudownie. A ja bym umarł. Więc coś za coś. Czułem jednak, że to było tak zwane pytanie retoryczne, i Miki na pewno nie chce, bym odpowiadał, dlatego ścierałem dalej te ogórki, które mi wcześniej podał. – Właśnie, dlatego ludzie wymyślili coś takiego. A jak dzieci nie będą chciały jeść, to ja z chęcią zjem. Bardzo dawno nie jadłem chłodnika.
- Więc mam nadzieję, że moja pomoc nie zepsuje smaku – powiedziałem półżartem, półserio, no bo ja mam takie dziwny talent do psucia rzeczy znienacka.
- Oczywiście, że nie. Jesteś bardzo dobrym kucharzem, tylko za mało w siebie wierzysz – odpowiedział, posyłając mi jeden z tych swoich pięknych uśmiechów. Widziałem, że tak troszkę się pobudził, od kiedy położyłem dzieci spać, a tak konkretniej to od momentu, w którym to wspomniał o chłodniku. Chyba naprawdę miał ochotę na tę przedziwną dla mnie zupę... cóż, to dla mnie tylko dodatkowa motywacja, by naprawdę nic nie zepsuć.
- Wierzę w siebie odpowiednio, bo znam swoje możliwości, tylko ty jesteś taki kochany i tego nie dostrzegasz. Ale nie martw się, teraz dam z siebie wszystko, by niczego nie zepsuć i by twoja zupa wyszła spod moich rąk perfekcyjnie – obiecałem mu, mocno trwając w tym postanowieniu. Co prawda, na razie niewiele mogę zepsuć, bo jak mogę zepsuć ścieranie ogórków... ale zaraz na pewno da mi coś trudniejszego i przy tym też się postaram.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz