Obudziłem się jakiś czas później, i wcale nie czułem się lepiej. Dalej było mi zimno, i dalej byłem gorący, a do tego wszystkiego jeszcze bolały mnie mięśnie, i byłem tak okrutnie słaby. Więc tak to jest być chorym? Nigdy w życiu tego nie doświadczyłem. Jak tak teraz nad tym myślę, to gdzieś tam w głowie majaczy się mgliste wspomnienie tego, że jak byłem dzieckiem, ale takim naprawdę małym, kiedy to taki zmarnowany leżałem w łóżku z mamą, popijając jakiś gorący i cudownie słodziutki napój, słuchając jak mi czyta. No ale to było naprawdę dawno temu. I od tamtej pory nic podobnego mi się nie działo, bo o siebie dbałem. Dieta zmienna w zależności od pory roku, regularne treningi, a w takie pogody, jak ta dzisiejszego dnia oczywiście siedziałem w cieple i nie wyściubiałem nosa, bo to byłoby samobójstwo. I po tym, przez co teraz muszę przechodzić, tym bardziej nie będę się ruszał z ciepła.
- Już się obudziłeś. Jak się czujesz? – usłyszałem niedaleko siebie głos Haru. Powoli podniosłem się do ciału czując, jak coś spada z mojego czoła. Zaskoczony zauważyłem, że był to jakiś ręczniczek. Wilgotny ręczniczek. Skąd on się wziął na moim czole?
- Jakoś żyję – odpowiedziałem strasznie zachrypniętym głosem, gdyż w gardle miałem pustynię.
- Właśnie słyszę – odparł, podchodząc do mnie, kładąc na moim poliku dłoń. I to było bardzo dziwne uczucie, bo do tej pory zawsze jego dłonie były tak przyjemnie gorące, a dzisiaj były raczej chłodne. I, co jeszcze dziwniejsze, mi to absolutnie nie przeszkadzało. A wręcz przeciwnie. To było całkiem miłe. A skoro jest mi zimno, no to bardziej powinno mnie ciągnąć do ciepłego. Ale też jednocześnie moje ciało było tak strasznie rozgrzane, a to też nie było fajne. – Rozpalony jesteś – dodał, gładząc mnie po policzku.
- Oczywiście, że tak, muszę być najgorętszą rzeczą w tym pomieszczeniu – powiedziałem żartem, co troszkę Haru rozbawiło.
- Ale bycie aż tak gorącym to troszkę niezdrowe jest. Skoro się już obudziłeś, przyniosę ci zioła, trochę ci powinny zbić gorączkę – mruknął, zabierając z moich kolan ten wilgotny ręczniczek. – Chcesz coś jeszcze? – dopytał, poprawiając kołdrę tak, bym był nią porządnie okryty.
- Mhm. Ale jest to coś, czego nie masz – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo kiedy tak wzięło mi się na wspominki, znów wypiłbym ten słodki napój z dzieciństwa. Tylko, co to było...?
- Jeżeli powiesz mi, co to takiego, może jutro uda mi się to zorganizować.
- Nie pamiętam, co to takiego. Przypomniało mi się, że jak byłem mały i też się tak źle czułem, mama dała mi do picia taki gorący i bardzo słodki napój, brązowy i gęsty. Tego bym się napił – wyjaśniłem, ledwo utrzymując otwarte oczy. To nie tak, że byłem zmęczony, po prostu te powieki były strasznie ciężkie, a ja nie miałem za bardzo siły. Jak jest się chorym, nic nie ma sensu.
- Brzmi jak kakao, albo gorąca czekolada... Jutro się za tym rozejrzę – obiecał, po czym ucałował mnie w czoło i zniknął w kuchni. Wrócił dopiero po kilkunastu minutach, z parującym kubkiem w dłoniach, który dosyć dziwnie pachniał. Tak niefajnie, właściwie. – Wypij, po tym poczujesz się lepiej, i od razu idź spać, by lekarstwo mogło zadziałać.
- Nie mogę iść spać. Muszę się umyć – przypomniałem mu, z lekką podejrzliwością biorąc dziwnie pachnący kubek.
- No dobrze, więc pij, a ja już idę ci przygotować kąpiel – powiedział i nim cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć, zniknął z sypialni.
Z niechęcią więc wypiłem to, co mi przyniósł, wszystkie narzekania musząc zachować dla siebie. A trochę tego było, bo i dziwnie te zioła pachniały, i niefajnie smakowały. Paskudne one były. I ja to muszę to pic, póki moje ciało jest tak rozgrzane? Jak trzeba będzie, to będę to pił, ale byle nie za często, bo tak nieco niedobrze mi po tych ziołach...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz