Czy ja chciałem iść nad jezioro? Szczerze mówiąc nie za bardzo ani sam, ani z bliskimi tu w domu było mi dobrze i zdecydowanie nie chciałem tego zmieniać, nie miałem dziś nastroju na wyjście z domu, najchętniej bym się położył gdzie w zimnym miejscu i przeleżał cały dzień no i zapewne bym tak uczynił, gdyby nie to, że mamy dzieci, cóż czasem trzeba się poświęcić i swoje dobro odsunąć na bok na rzecz swojego potomstwa, która chciało się mieć, a więc teraz konsekwencje tego trzeba ponieść, nawet jeśli czasem jest nam bardzo źle.
- Kochanie ja naprawdę nie chcę wychodzić na dwór, tu jest mu dobrze - Zapytałem, ładnie się do niego uśmiechając, jedząc małą ilość śniadanie, na więcej po prostu nie mając już ochoty.
- Jesteś pewien? - Dopytał, przeglądając mi się z uwagą w swoich rubinowych oczach, które zastąpiły te dawne cudowne zielone oczy, które zobaczyć mogę tylko u naszych starszych dzieci, a i też nie do końca, bo zielone oczy ma tylko Merlin, Misaki natomiast po tacie odziedziczyła kolor włosów, jednak oczy już miała zdecydowanie mojego koloru.
- Tak, nie musisz się tak o mnie martwić, naprawdę nic mi nie jest, tu jest całkiem chłodno, a więc nie muszę nigdzie wychodzić, aby się ochłodzić, poza tym w razie czego w domu też jest zimna woda - Mówiłem, czym mogłem zdecydowanie zaskoczyć mojego męża, bo w końcu ja nigdy nie odmawiam wyjście nad jezioro, jednak dzisiaj zdecydowanie nie miałem w ogóle na to ochoty, wolałem być tu w tych czterech ścianach z dala od ludzi, od zwierząt, od czegokolwiek co nie było moim bezpiecznym azylem, gdzie mogłem w każdej chwili się ukryć, przed wzrokiem każdego, kto chciałby na mnie spojrzeć.
- Jeśli tak uważasz, chociaż przyznam trochę niepokoi mnie to, że nie chcesz iść nad jezioro, ty nigdy nie odpuszczasz sobie jeziora, gdy tylko masz okazję do niego pójść - Przyznał, z czym nie mogłem się nie zgodzić, uwielbiałem jezioro i pływanie w jego bez kresach, jednak dzisiaj nie miałem na to zupełnie ochoty, bo sam do końca nie wiedziałem, na co mam tak naprawdę ochotę.
- To przestań się zamartwiać, nic mi nie jest - Zapewniłem, wstając od stołu, kładąc do zlewu, pusty już talerz od razu chcąc zacząć myć.
- Zostaw, ja to zrobię - Odezwał się, zamiatając talerze od naszych dzieci, które również zdążyły już zjeść.
Na te słowa westchnąłem cicho, czy on aby na pewno nie przesadzasz? Przecież nic mi nie jest, a przynajmniej nie jest na tyle, aby się o mnie tak martwić, ale czy do niego to dotrze? No właśnie raczej nie.
Ciężko wzdychając, usiadłem na krześle, dając mu umyć naczynia.
- Jest coś, co chcesz dziś robić? - Dopytał, gdy ja zdejmowałem maluchy z krzeseł, puszczając je wolno do salonu, gdzie mógłbym się spokojnie pobawić.
- Nie wiem, raczej chce być w domu, siedzieć tu jestem mi dobrze - Przyznałem, ruszając za dziećmi do salonu, aby się z nimi pobawić. Wiedząc, jak bardzo lubią, gdy któreś z nas jest przy nich, spędzając z nimi czas.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz