Czy postąpiłem dobrze, tak trochę ostrzej każąc dzieciom zostawić mamę w spokoju? Sam nie wiem, chciałem tylko, by dzieci zostawiły mamę w spokoju, bo Miki ewidentnie nie chciał wychodzić na dwór. W sumie, to mu się nie dziwiłem, w końcu było tam całkiem gorąco, a on i gorąco w parze nie szły. W domu nie było jakoś chłodno, ale na pewno zdecydowanie chłodniej, niż na dworze. Chociaż, i tak dalej uważałem, że najlepiej dla niego byłoby, gdyby poszedł nad jezioro, posiedział na tym dnie, wychłodził się i wrócił wieczorem, jak słońce zajdzie i chłodniej będzie... właśnie, wieczorem będzie, więc może okno na noc otworzę? Wtedy Mikleo na pewno będzie się lepiej spało. Mi może być chłodno, ale jakoś przeżyję. Najważniejsze, by mojemu Mikiemu było lepiej. Ja sobie jakoś poradzę, odbiję to sobie za dnia, jak będzie ciepło i ja będę się czuł lepiej, a Miki, dla równowagi, będzie czuł się źle.
Posiedziałem z dziećmi na dworze, które tak niezbyt cieszyły się z tego, że nie mama do nas nie przyszła, ale bardzo szybko o tym zapomniały, biegając za pieskiem albo bawiąc się w piaskownicy, którą im kiedyś stworzyłem na sugestię... kogoś. Nie pamiętam, kogo. Może to była Lailah? Albo Alisha. Ale wydaje mi się, że prędzej była to Lailah. A Alisha proponowała, że wybuduje na naszym podwórku stajnię, i podaruje naszym dzieciom po kucyku. Bo dzieciom się kucyki podobają. Ja się nie dziwię, ze dzieci chcą kucyki, bo kucyki są fajne, takie baryłkowate, i puchate, i słodziutkie, ale ja tu chyba bym zwariował z tymi kucykami, i dziećmi, i resztą zwierzaków, i Mikim w pełni... już sama myśl o tym powodowała, że mi się słabo zrobiło. Jak na razie niech te kucyki będą u Alishy, a dzieci będą je odwiedzać. A jeżeli podrosną i dalej będą chciały kontynuować przygodę z konikami i uczyć się jazdy konnej... cóż, wtedy jeszcze raz porozmawiam z Alishą, i zobaczymy, co można z tym faktem zrobić.
Posiedzieliśmy sobie na dworze aż do momentu, w którym dzieci ewidentnie miały dość i markotne przyszły do mnie, chcąc wracać do domu. I do łóżka. Nie byłem przekonany, czy chciałem je zanosić do łóżka, może jednak powinienem wpierw je umyć? I to nie tylko umyć łapki i buzie, ale tak całkowicie je umyć. Chociaż, może zrobię to wieczorem, przed tym właściwym snem? Teraz naprawdę ledwo trzymały się na nogach, dlatego zabrałem je do domu, kazałem umyć twarzyczki i buzie, i nie przyjmując pomocy Mikleo. Dzisiaj to ja zajmuję się dziećmi, i wszystkim innym, a on odpoczywa i nabiera sił.
- Szybko padły – odezwałem się, kiedy zszedłem z góry i usiadłem na kanapie, tuż obok mojej Owieczki.
- Co im takiego zrobiłeś? – spytał rozbawiony, przytulając się do mnie, co troszkę mnie speszyło. On jest pewien, że chce się do mnie przytulać? Nie jestem dla niego za gorący? Mam nadzieję, że temperatura mojego ciała nie zrobi mu krzywdy.
- Ja? Nic. Za Lucky’m trochę sobie poganiały. I pewnie temperatura też swoje zrobiła – wyznałem, niepewnie się do niego przytulając. – A ty? Jak się czujesz? Lemoniada troszkę pomogła? – dopytałem, oczywiście zmartwiony jego stanem, jak zawsze, kiedy tylko źle się czuł.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz