Czy ja chciałem pić zioła? Nie. Były okropne w smaku. W zapachu też. Przez to, że mam zatkany nos, nie czuję zapachu, ale wystarczy, że dostrzegam ten charakterystyczny, zielono-żółty płyn w kubku i już czuję ten zapach i smak na języku. Mimo, że przecież jeszcze nic nie spróbowałem. Czy mogłem wybrzydzać? Niekoniecznie. Może i były obrzydliwe, ale mi pomagały. Może nie robiło mi się po nich tak super bardzo ciepło, ale pociłem się, a to przy gorączce dobry znak. Ponoć. Gdzieś tak słyszałem. Tylko gdzie? Nie pamiętam już. A może bredzę. Ludzie w gorączce dużo bredzą. To też gdzieś słyszałem. I chyba to musi by prawda, bo kiedy Haru wyszedł, miałem dwukrotnie wrażenie, że... tak, zdecydowanie miałem jakieś gorączkowe omamy, skoro miałem wrażenie, że widziałem osobę już dobrze mi znaną, choć już troszkę zapomnianą i od dawna nieżyjącą. No i cała ta sprawa z Buntą i babką obudziła we mnie stare demony. To pewnie dlatego w największej gorączce dostrzegałem postać kogoś, kto do złudzenia przypominał mi mamę.
- Ja na to, że są strasznie niedobre. Ale muszę je pić, bo po nich mi lepiej – przyznałem, ciężko wzdychając.
- Dobrze, że chociaż z tym nie masz problemu – odparł, uśmiechając się lekko. – Chcesz coś do jedzenia jeszcze? – dopytał, ewidentnie zmartwiony moim stanem. Nie przeszkadza przypadkiem? Co prawda, nie mam za bardzo pojęcia, jak wyglądam, bo w lustrze się nie przeglądałem, ale z jego słów wynika, że wyglądam okropnie, co częstym widokiem nie jest, bo zazwyczaj jestem perfekcyjny, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że żyję. A wyglądem swoim zajmę się, jak się będę lepiej czuł. Jeszcze w szoku będzie, jak ja wspaniale potrafię wyglądać.
- Nie jestem głodny. Nie mam dzisiaj apetytu. Już śniadanie ledwo zjadłem – przyznałem, nie mając siły na nic. A nic nie robiłem.
- Zatem zaraz wrócę do ciebie z ziołami – powiedział, całując mnie po raz kolejny tego dnia w czoło. Cala ta operacja zajęła mu kilka minut, ale w końcu wrócił do mnie, odstawiając początkowo parujący kubek na szafkę nocną. Wpierw musiał mi pomóc usiąść, poprawić poduszki, poprawić kołdrę, położyć się obok mnie, i dopiero wtedy podał mi gorący kubek. Który też trochę śmierdział. Mimo, że tego nie czuję.
- Jak długo jeszcze będę chory? – zapytałem naburmuszonym tonem, przylegając do jego ciała i popijając niedobry dla mnie napój.
- No cóż, różnie to trwa. Wszystko zależy od osoby. Niektórzy chorują tylko kilka dni, innym to się może przedłużyć nawet do miesiąca, ale jakbym miał przewidywać, ile to dla ciebie może trwać... to tak tydzień minimum – na jego słowa jęknąłem w duchu. Tydzień. Przecież ja umrę. Czemu aż tydzień? Ja chcę już być zdrowy. Muszę zająć się Buntą. Dopilnować by zapłacić odpowiednią cenę.
- Nie chcę chorować tydzień. Chcę być zdrowy. Mam robotę do wykonania – burknąłem, biorąc kolejnego łyka. Czy ja powinienem to pić po łyku? I się męczyć? Nie. Po tej myśli zdecydowałem się wypić wszystko za jednym razem, odstawiłem kubek na szafkę i wróciłem do ciała Haru, które było chłodne. Ale tak przyjemnie chłodne. Zresztą, jego ciało zawsze jest przyjemne. – A ty nie powinieneś być w pracy teraz? – zapytałem niepewnie, kiedy dotarło do mnie, że coś tak trochę wcześnie jest. Trochę mi to zajęło, ale w końcu ogarnąłem, że coś jest nie tak. Trochę mi to zajęło, ale i tak dobrze, że w ogóle się skapnąłem. Stan, w którym byłem, był naprawdę beznadziejny.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz