Słowa Miki'ego sprawiły, że byłem w kropce. I co ja teraz takiego miałem z nim zrobić? Nie zmuszę go do pójścia nad jezioro. A może on jest chory? Nie no, nie wydaje mi się, aby był chory. Trochę mu było gorąco, ale czy oznacza to, że był chory? Niekoniecznie. Więc co ja mam tu z nim teraz zrobić? Może go jednak zostawię samego sobie? Czysto teoretycznie, on sam najlepiej wie czego chce i jak się czuje. I jak będzie chciał się udać nad jezioro, to na pewno mi powie. A przynajmniej taką żywiłem nadzieję.
Korzystając z tego, że Miki jest z dziećmi w salonie, dokończyłem sprzątanie kuchni. Po wszystkim także wpadłem na pewien pomysł, a mianowicie przygotowanie lemoniady. Troszkę owoców zakupiłem, a lemoniada na takie gorące dni to chyba dobry pomysł. Przynajmniej dla Miki'ego, a ja głównie patrzyłem pod to, by to jemu było dobrze. Zresztą, dzieci też z chęcią coś tam się napiją, a taka lemoniada ze świeżych owoców na pewno zdrowa jest. Tylko też trochę lodu trzeba byłoby dorzucić... No ale skąd ja tu lód wezmę? Może Miki coś wyczaruje? I czy zanim przygotuję lemoniadę, to powinienem się go spytać, czy nie? Chyba powinienem, bo może nie mieć ochoty, a nie chcę, by skończyło to jak moje ciasto, które finalnie niemalże w całości wylądowało w koszu.
– Miki? – zacząłem, wchodząc do salonu, gdzie znajdował się mój mąż bawiący się z dziećmi. I był to bardzo uroczy widok. Tak, mój Miki zdecydowanie się nadawał do dzieci, a już na pewno bardziej, niż ja.
– Tak? – odparł, zerkając na mnie, ale tylko przez chwilę, bo zaraz jednak musiał zerknąć na dzieci. Miałem jednak sto procent pewności, że mnie słuchał.
– Czy zrobienie lemoniady ma sens? Bo jak ty nie chcesz, no to bym nie robił, by znów żywności nie marnować – zapytałem, patrząc na niego z uwagą.
– A w sumie, to bym się napił. I dzieci też, prawda? – drugie zdanie skierował do maluchów, które odpowiedziały twierdząco. To chyba dobry znak. Oby tylko po wzięciu jednego łyka nie zmieniły zdania.
– A mogę pomóc dadzie? – spytała Hana, patrząc na mamę wyczekująco. Czemu ona cały czas mówi na mnie "dada"? Ja wiem, że potrafi mówić "t", przecież nie raz to słyszałem. I wie też, że powinno się mówić "tata", bo Miki ją poprawia, ja ją poprawiam, a ona dalej swoje. Haru zresztą to samo. To jest normalne? Powinienem się martwić? Nie mam pojęcia, nie znam się na dzieciach. Ale gdyby było coś nie tak, to Miki by mi powiedział, prawda?
– No nie wiem, czy możesz pomóc tacie. Taty się musisz spytać, nie mnie? – odpowiedział Mikleo, a Hana przeniosła swoje spojrzenie na mnie. Jakie ona miała strasznie duże oczy. A to chyba po Mikim, bo moja Owieczka także miała duże oczy, ale przez grzywkę nie było tak tego widać, bo wszystko zakrywała.
– Oczywiście, że możesz pomóc tacie. Chodź – odparłem, wyciągając rękę w jej stronę. W pierwszym odruchu chciałem ją wziąć na ręce, ale przypomniałem sobie, że Mikleo się to nie będzie podobać. No ale za rączkę już ją złapać mogę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz