poniedziałek, 10 stycznia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się w niezwykle bladą twarz mojego męża, analizując jego słowa. Co one oznaczały? Był chory? I to dlatego nie lubił zapachów? Czy to znak, że powinienem od tej pory przestać pić kawę? Będzie ciężko, ponieważ nie wyobrażam sobie poranków bez mocnej kawy, ale wolę przestać ją pić, niż podtrzymywać Mikleo co rano włosy. Ale dlaczego ta kawa mu przeszkadza, tego nie rozumiałem. 
- Więc... jesteś chory, że przeszkadzają ci zapachy? Wszystko, co mocno pachnie, będzie ci przeszkadzać? – spytałem, przyglądając się mu uważniej. 
- A po co poszedłem do Lailah? – spytał, odrobinkę rozbawiony. 
- No by się dowiedzieć, czy nam się udało. Tylko nie wiem, co twoja nagła reakcja na zapach kawy ma z tym wspólnego – powiedziałem szczerze, nie za bardzo rozumiejąc całej tej sytuacji. Czyli wychodziłoby na to, że jest chory, a nie w ciąży. Tylko dlaczego przez kilka miesięcy ma się tak źle czuć? Czy to kolejna, przedziwna anielska choroba? Wcale bym się nie zdziwił. Raz słyszysz rechotanie żab na początku zimy, a innym razem na każdy silniejszy zapach wymiotujesz. 
- To, że się nam udało, głuptasie – wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie. 
Przez jeszcze dłuższy czas niż wcześniej wpatrywałem się w jego twarz, powoli przyswajając do siebie tę myśl. Czyli... naprawdę nam się udało? Czy w jego brzuchu już rozwija się nasze malutkie dziecko...? Myślałem, że jeszcze będziemy na to długo czekać, w końcu mijały miesiące i nic się nie działo... 
Mimo, że nie powinienem za bardzo obciążać swojej wybrakowanej ręki, złapałem mojego męża w pasie i z głośnym śmiechem okręciłem się wraz z nim wokół własnej osi. A więc naprawdę się nam udało... tak naprawdę, naprawdę. Jeszcze kilka lat temu byłem przekonany, że marzenie o dziecku nigdy się nie ziści i na zawsze pozostanie tylko i wyłącznie marzeniem, bo zwyczajnie nie miałem jak go spełnić, ale teraz... będę go pilnował, spełniał każdą jego zachciankę, nosił na rękach, jednym słowem wszystko, czego sobie zapragnie, to dostanie. Nawet jeżeli nie będę w stanie tego zrobić, to znajdę sposób, by spełnić jego zachciankę. 
- Wiesz, że cię kocham? Całym moim sercem – wymruczałem, i po chwili pocałowałem zachłannie jego usta. – Czego moja owieczka sobie teraz zażyczy? 
- Z chęcią poszedłbym do łóżka. Mamy bardzo dużo czasu, nim Yuki wstanie – odpowiedział wykonując taki ruch, jakby chciał wrócić na ziemie, na co mu nie pozwoliłem. 
- Nie pójdziesz. Ja cię zaniosę – powiedziałem, po czym pocałowałem go w jeden z obojczyków. 
Mimo, że ręka już powoli dawała o sobie znać, zaniosłem go do naszego pokoju. Chciałem jeszcze wrócić na chwilę do kuchni, by wypić albo wylać tę nieszczęsną kawę, ale mój aniołek poprosił mnie, bym został przy nim. Dlatego też położyłem się grzecznie na materacu, pozwoliłem, by wtulił się w moje ciało, a później głaskałem go po plecach. Normalnie także poszedłbym spać, ale byłem zbyt bardzo podekscytowany. Co powinienem zrobić, by jak najbardziej ułatwić mu w tym momencie życie...? Może powinienem zacząć od przygotowania śniadania do łóżka? W końcu nosi sobie w dziecko, które jest w połowie człowiekiem, a ludzie muszą jeść, więc Miki musi jeść, by zapewnić pożywienie naszej kruszynce... ale co mu przygotować? Na pewno coś, co nie pachnie jakoś mocno. I coś, co lubi. A Miki lubi słodycze i owoce. Jak o słodycze łatwo, tak o owoce zimą już znacznie trudniej. Królowa ma owoce. Może powinienem z nią pogadać...? Albo nie z nią, bo ona mi je po prostu da, a już dostałem wystarczająco dużo podarunków od niej. Może ładnie uśmiechnę się do mamy Emmy, ona na pewno wie, kto jest dostawcą, a jak to będę wiedział, to już sukces. Pewnie będzie mnie to sporo kosztowało, ale dla mojego najukochańszego aniołka. 
Ale to później. Teraz powinienem skupić się na tym, co zrobić mu na dzisiejsze śniadanie. Chyba najpierw powinienem poczekać, aż się obudzi, po czym spytać, co takiego chce. Wolę poczekać i mieć pewność, że zrobię coś, na co ma ochotę, niż żeby znowu miał uciekać do łazienki i wymiotować. Dlatego więc pomimo wielkiej ochoty do ruszenia się grzecznie leżałem na materacu, nieprzerwalnie gładząc plecy mojego ukochanego. Czyli za jakieś dziewięć miesięcy pojawi się na świecie nasze maleństwo. Znaczy, za mniej niż dziewięć, nie wiadomo, kiedy dokładnie Miki zaszedł w ciążę. Chyba, że ciąża u aniołów trwa mniej niż u ludzi. Albo więcej. Nie wiem, nie za bardzo znam się na takich rzeczach, ale już się nie mogę doczekać. Może powinienem zastanowić się nad imieniem...? Albo nie, to zostawię Mikleo, ja nie mam głowy do imion, a nie chciałbym przypadkiem skrzywdzić biedne dziecko. 
Rany, ile myśli przechodzi przez moją głowę, a kompletnie nic nie robię. Najchętniej nadal krzyczałbym z radości, ale po pierwsze mój kochany Miki śpi, a po drugie Yuki też śpi. Ciekawe, czy młody się ucieszy, że będzie miał rodzeństwo. Na to, że Miki przyjął bardziej kobiece ciało, w ogóle nie zareagował, jakby wziął to za coś naturalnego... chociaż, Lailah odpowiada za jego anielską edukację, więc mogła mu zdradzić kilka dziwnych rzeczy. Znaczy, dziwnych dla mnie czy Mikleo, a nie dla doświadczonych aniołów jak Lailah... za dużo myślę. Zdecydowanie za dużo. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz