Nie mogąc się na niego gniewać, przytuliłem się do niego, ciesząc ze słów płynących z jego ust, uwielbiałem, gdy mówił mi coś tak cudownego, od razu czułem się lepiej, tym bardziej, teraz gdy bywają gorsze w moim życiu dni.
- Kocham cię - Powtórzyłem jego słowa, odsuwając się delikatnie od niego, by złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku, wkładając swoje dłonie pod koszulkę męża, dłońmi delikatnie krążąc po jego klatce piersiowej. - Wróciłbym do ciebie, nawet gdyby sam Bóg stanął mi na przeszkodzie - Wyszeptałem, mówiąc szczerą prawdę, bo nawet śmierć nie zdoła nas rozłączyć.
- To mogłoby być ryzykowne - Wyszeptał, kładąc dłonie na moich pośladkach.
- Dla ciebie podejmę każde ryzyko - Przyznałem, znów łącząc nasze usta tym razem w bardziej żarłocznym pocałunku, który został nam przerwany przez syna, który pukając, wszedł do pokoju, nawet nie czekając na zaproszenie, jaki więc jest sens pukania skoro i tak nie czeka na naszą odpowiedź?
Przerywając przyjemne pieszczoty, musieliśmy spędzić czas z synem, który dziś w urodziny taty chciał spędzić z nim tyle czasu, ile się tylko da, bawiąc czy chociażby spacerując po dworze.
- Mamo, a co z twoimi urodzinami? - Wieczorem, gdy zasiedliśmy w pokoju przy kolacji, Yuki zwrócił uwagę, na święto którego ja nie obchodzę.
- Co masz na myśli? - Dopytałem, chcąc się upewnić czy dobrze rozumiem pytanie.
- No bo tata ma urodziny dzisiaj, ja za miesiąc a ty, kiedy je masz? - Na to pytanie westchnąłem cicho, odpowiadając zgodnie z prawdą.
- Nie wiem, kiedy mam urodziny, nigdy ich nie obchodziłem - Przyznałem, zaskakując trochę syna.
- Dlaczego? - Kolejne pytanie, by drążyć niepotrzebnie temat.
- Ponieważ nie wiem, kiedy pojawiłem się na świecie- Wyjaśniłem, chyba na tyle dobrze by nie pytał o to kolejny raz.
Yuki zastanowił się, milcząc przez dłuższą chwilę, wstając nagle od stołu, by podejść do taty, szepcząc mu coś cicho na ucho.
- Dobrze Yuki możemy tak zrobić - Zgodził się mój mąż, uśmiechając do syna.
Chłopiec zadowolony uśmiechnął się, szeroko wracając na swoje miejsce.
- Co wy planujecie? - Spytałem, odczuwając przeszywającą mnie niepewność.
- Razem z tatą wybierzemy dzień, w którym będziesz świętować z nami swoje urodziny - Wyjaśnił zadowolony ze swojego pomysłu Yuki.
- Ach, rozumiem - Nie chciałem mówić, że ten pomysł jest niepoważny i robienie mi urodzin jest niepotrzebne, mając nadzieję, że szybko o tym zapomną, bądź co bądź robienie mi urodzin jest niepotrzebne, to nie ja jestem człowiekiem i nie ja powinienem świętować urodziny, które są dla ludzi nie aniołów.
Pozostawiając temat moich urodzin w spokoju, wracając do święta męża, które w tej chwili było najważniejsze.
Minęły już dwa tygodnie od święta męża, w których nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego prócz tego, że okres mojego dojrzewania dobiegł końca. Nareszcie wróciłem do siebie, przestając być wredną istotą, z tak słabą psychiką z powodu czego każde z nas poczuło się lepiej, nie muszą się obawiać tego, co powiem lub nie daj boże, zrobię.
Czując się już zdecydowanie lepiej i pewniej obudziłem się późnym rankiem, w ramionach męża nie mając za bardzo ochoty jeszcze wstawać, Yuki wraz z Lailah i Arthurem wyruszyli w podróż, by tak jak my kiedyś odnaleźć Edne i Zavida potrzebnych do jakieś misji. Mieliśmy więc czas dla siebie, co ostatnio nie miało za często miejsca.
- Dzień dobry aniele, wyspałeś się? - Zamyślony w pierwszej chwili nie zwróciłem uwagi na przebudzenie męża, który przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry - Odpowiedziałem zadowolony, nie mogąc się oprzeć przed złączeniem naszych ust w namiętnym pocałunku, który zakończył się, dopiero gdy zabrakło nam obu powietrza. - Wyspałem i czuję się cudownie - Przyznałem, uśmiechając się łagodnie do męża.
- Bardzo mnie to cieszy - Wymruczał między pocałunkami składanymi na moich ustach. Czym coraz bardziej zachęcał mnie do kolejnego kroku, Yukiego nie było wiec to dobry moment, by go wykorzystać.
Podnosząc się do siadu, usiadłem na biodrach męża, zbliżając się do jego ust, nie mogąc się im oprzeć. Sorey sam z siebie nie specjalnie się opierał, kładąc dłonie na moich biodrach, dając nam tę chwilę.
- Nie teraz skarbie, zaraz muszę iść do medyka - Powstrzymał mnie przed dalszym krokiem, mimo wszystko nie zaprzestając dotykania moich ud i pośladków.
No tak ręka, ostatnio radzi sobie tak dobrze, że zapomniałem już o tej jego nieszczęsnej ranie na niej.
- Dobrze, poczekam na ciebie w takim razie - Nie przestając się delikatnie uśmiechać, wstałem z bioder męża, poprawiając swoje rozpuszczone włosy. - Pójdę wziąć kąpiel, a ty załatw, co masz załatwić i wracaj do mnie szybko - Poprosiłem, mając dziś cudowny nastrój, którego nikt ani nic nie będzie w stanie mam popsuć.
Sorey kiwnął głową, podnosząc się z łóżka, by przygotować się do spotkania z medykiem, gdy ja skierowałem się od razu do łazienki, gdzie zająłem się przygotowaniami balii i siebie do kąpieli.
<Pasterzyku? C:?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz