Nie miałem nic przeciwko wieczornemu spacerowi, było chłodno i bardzo przyjemnie wiec szkoda było tego nie wykorzystać, od razu do zamku wracając.
- Szczerze powiedziawszy, to dobry pomysł taki spacer dobrze nam obu zrobi - To było moje pierwsze tak długie zdanie od spotkania z byłym mojego męża, przyznać muszę przed samym sobą, że to bardzo miły i ciepły człowiek, zupełnie inny od tych, których poznałem. I to właśnie wywołało we mnie ciekawość, miły, przystojny i ciepły człowiek co takiego się między nimi wydarzyło, że ze sobą zerwali?
- Ja często wpadam na dobre pomysły, tylko tego nie zauważasz - Odparł, czym zwrócił moją uwagę.
- Dostrzegam, tylko zazdroszczę ci tak genialnych pomysłów - Gdy to powiedziałem, mój mąż uznał, że to sarkazm, za co się leciutko obraził, a nie o to mi chodziło.
- Sorey źle to odbierasz to, nie był sarkazm, mówiłem poważnie kochanie - Starałem się go udobruchać, co nie do końca mi wychodziło. Podlizać udało mi się chyba, dopiero gdy założyłem z powrotem obroże, mój mąż od razu poczuł się lepiej, nawet tego nie ukrywając. Ulżyło mi więc bo kłócić się nie chciałem obrażać na niego oczywiście też nie, jutro jest pełnia, a on będzie mi podczas niej bardzo potrzebny.
- Wiesz, zastanawiam się, dlaczego zerwaliście, wydawał się bardzo miły i do tego widać, że chyba wciąż coś do ciebie czuje - Zacząłem gryzący mnie temat, spacerując spokojnie z mężczyzną po mieście, poznając trochę uroku noc.
- Tak szczerze powiedziawszy, to moja rodzina zapragnęła wyruszyć w dalszą podróż, opuszczając miasto, w którym się poznaliśmy, Roscoe był tak samo młody, jak ja i musiał zostać w mieście z rodzicami, dlatego musieliśmy się rozstać - Wyjaśnił, a ja poczułem dziwny ucisk w gardle, niby wiem, że jest moim mężem i nie muszę się o nic bać, jednak pewna myśl wciąż chodzi mi po głowie, co by było, gdyby jednak tam został, wciąż byliby razem? Raczej tak, dlaczego by nie mieli być razem to całkiem miły chłopak, który byłby w stanie utrzymać Soreya przy sobie.
- Żałujesz? - To pytanie wypowiedziałem bardzo niepewnie, sam zresztą nie wiem czemu.
- Na początku żałowałem aż do chwili, w której znów spotkałem cię, nie wiem, czy masz tego świadomość, ale zmieniłeś całe moje życie, które stało się piękniejsze - Wyjaśnił, zatrzymując się na chwilę, by objąć mnie w pasie. - Między nami było różnie raz lepiej raz gorzej, nie żałuję jednak żadnych chwil spędzonych z tobą, kocham cię i nigdy o tym nie zapominaj - Gdy to powiedział, połączył nasze usta w długim pocałunku, z czego byłem bardzo zadowolony, lubiłem każdą najmniejszą pieszczotę, którą obdarowywał moje ciało, czułem wtedy, że naprawdę jestem jego bez względu na wszystko. - Mam nadzieję, że się rozumiem - Upewnił się czy wszystko jest jasne, będąc chyba w stanie jaśniej dojść do mnie, jeśli odpowiedz będzie nieadekwatna, do zadanego pytania.
- Tak, rozumiem się - Przyznałem, uśmiechając się do męża, nie kłamiąc czemuż bym, też kłamać miał, anioły są szczere i kłamać nie kłamią, świetnie za to tuszują prawdę, co dla ludzi może być po nie kąt kłamstwem, gdy dla anioła kłamstwem to nie jest.
Ku ucieszę mojego męża, powiedziałem, nie tylko to, co myślałem, a i to, co on sam usłyszeć bardzo chciał, dzięki temu mogliśmy wrócić do przyjemnego nocnego spaceru, nim wróciliśmy do zamku..
Następnego dnia obudziłem się bardzo wcześnie, co nie było niczym dziwnym, pełnia już od samego rana zmuszała mnie do działania, nie ma mowy o lenistwie, gdy ciało i mózg zgodnie chcą działać, by jednak nie wybudzić mojego męża ze snu. Zamknąłem się cicho w łazience, gdzie biorąc zimną kąpiel, uspokoiłem na chwilę swoje ciało i umysł do momentu, w której to opuściłem łazienkę, znów czując rozpierającą mnie energię. Rany, jakie bycie aniołem jest czasem trudne, chciałbym znów, chociaż na dzień lub dwa stać się człowiekiem wszystko wtedy byłoby prostsze, a i nawet przyjemniejsze.
Znudzony i niemogący poradzić sobie z nadmiarem energii wyszedłem z pokoju, mając na celu zrobić śniadanie, mężowi w kocu jednak uznałem, że to zdecydowanie za wcześniej dlatego wyszedłem z zamku, kierując się nad wodę oczywiście tą w okolicy ogrodu zamkowego, coś nie pozwalało mi wyjść poza tereny zamku, chociaż sam nie wiedziałem co i dlaczego.
Relaksując się w wodzie, straciłem poczucie czasu, nie do końca mając pojęcie, która jest godzina i ile czasu spędziłem w wodzie.
Do zamku wróciłem, dopiero gdy ujrzałem służbę na ogrodzie, był to znak, że najwyższa pora wrócić do męża przednio zaglądając do kuchni, przygotowując w niej pyszne śniadanie dla męża, które zaniosłem mu wraz z herbatą, a nawet dwoma chciałem w końcu również się czegoś napić, nie koniecznie jedząc.
- Mikleo, rany gdzie byłeś? - Zmartwiony Sorey już nie spał gotowy do wyjścia, czyby chciał iść mnie szukać? Rany chyba nieświadomie nabroiłem, a nie to miałem na myśli.
- Nad wodą w ogrodzie i w kuchni zrobić śniadanie - Wyjaśniłem, jak na to ile energii miałem starałem się, być bardzo grzecznym chłopcem nie robiąc na złość mężowi, mimo że mój mózg chciał przygody, serce kazało zostać, nie wychylając się bardziej niż to konieczne. - Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować - Przyznałem, odstawiając tacę na stole, uśmiechając się do męża, najładniej jak tylko potrafiłem, starając się, jak tylko mogłem, by nie zajść mu za skórę bardziej niż to konieczne a bądźmy szczerzy, nie kontrolowałem tego, nie w ten jeden jedyny dzień w miesiącu, jutro pewnie będę grzeczny, ale dziś muszę trochę narozrabiać.
< Pastrzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz