Byłem zmartwiony tym, że Mikleo zdecydował się odejść. Coś zrobiłem nie tak? Coś mu się nie spodobało? Nie wyglądał na złego, ale nie wyglądał na szczęśliwego. W tym momencie trudno było mi określić, jakie emocje targały moim mężem i to mnie tak bardzo martwiło. Poza tym, zdecydowanie wolałbym, aby mi towarzyszył, przecież wyszedłem na miasto właśnie dlatego, aby spędzić czas z nim. Czemu wraca do pokoju, skoro znudziło mu się siedzenie w nim...? Chyba nie powinienem go w tej chwili zostawiać. Z jakiegoś powodu był niezadowolony i musiałem poznać tej ten powód. Prawdopodobnie to ja zrobiłem coś nie tak, tylko nie jestem pewien, co. Może Mikleo był o mnie zazdrosny? To było coś w jego stylu, jeżeli miałbym być szczery.
- Wiesz, chyba lepiej będzie, jak za nim pójdę, a my umówimy się na inny termin – odparłem, uśmiechając się przepraszająco do mojego znajomego. Owszem, cieszyłem się na spotkanie z Roscoe, zawsze mieliśmy dobre relacje, nawet na wieść o zerwaniu nie zareagował przesadnie dramatycznie, w przeciwieństwie do innych moich byłych, ale był ktoś ważniejszy od tej chęci, a mianowicie mój mąż.
- A może daj mu chwilkę czasu? Powiedział, że go boli głowa, może faktycznie musi odpocząć – chłopak próbował mnie przekonać, że to nie było nic dziwnego.
- Ale jeszcze przed chwilą czuł się dobrze, coś musiało się zdarzyć – powiedziałem, cicho wzdychając.
- Możliwe też, że odczuł potrzebę przebrania – dodał, a te słowa zmusiły mnie do zastanowienia się. W sumie, skoro Roscoe go widział, to na pewno także widział obrożę na jego szyi. Co jak co, ale nie dało się jej przeoczyć, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy. Ja na to nie narzekam, mi się taki widok bardzo podobał, tylko że on był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla moich oczu. A chustę trzymałem ja, czyli nie mógł jej użyć do ukrycia tak krępującego go elementu jego ubioru...
- Racja – przyznałem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Jeżeli tak się sprawy mają, to chyba faktycznie lepiej, aby Miki na chwilę zniknął w zamku. Ale za godzinę lub dwie do niego wrócę, nie mogę go przecież za długo zostawić samego. Zresztą, i ja nie jestem w stanie wytrzymać bez niego długo, automatycznie czuję się lepiej, kiedy Miki jest obok mnie. Nie musi nawet nic mówić, nic robić, sama jego obecność w zupełności mi wystarczała. – Masz jakieś propozycje? – spytałem, skupiając uwagę tylko i wyłącznie na moim towarzyszu.
- Pewnie, niedaleko jest całkiem fajna knajpa...
***
Wróciłem do pokoju trochę później niż planowałem, bo aż po trzech godzinach. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Roscoe i jakoś tak straciłem rachubę czasu. Dowiedziałem się, jak bardzo zmieniło się życie mojego byłego po tym, jak zerwaliśmy, ja sam także opowiedziałem mu po ogólnikowo, co się działo u mnie. Oczywiście, ominąłem kilka drobnych szczególików, jak chociażby to, że poddałem się złu czy też że byłem powodem, przez którego mój mąż został zamordowany. Były to rzeczy, z których dumny nie byłem i jakoś nie za bardzo chciałem, by Roscoe o tym wiedział. Zamiast tego opowiadałem mu o tych bardziej pozytywnych chwil, jakie przeżyłem jako pasterz. I o Mikleo. O Mikleo mówiłem mu naprawdę dużo, ponieważ też sam również chciał go lepiej poznać. Wziąłem to za bardzo dobry znak, w końcu to też była szansa, aby Mikleo poznał kogoś nowego. Powinien przecież uczyć się zawierać nowe znajomości, to mu się bardzo przyda, kiedy mnie już nie będzie.
W pokoju mojego męża nie było, znalazłem go dopiero wylegującego się w balii w łazience. Podszedłem do niego cichutko, by przypadkiem aniołek nie otworzył oczu, a kiedy już znalazłem się wystarczająco blisko, uklęknąłem i ucałowałem go w czoło. Z zadowoleniem zauważyłem, że pomimo tej pewnie krepującej dla niego sytuacji nie zdjął obroży.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak długo – odezwałem się, kiedy cudowne, lawendowe oczy spoczęły na mnie.
- Nie masz za co przepraszać – odpowiedział z delikatnym uśmiechem, odwracając się w moją stronę. – Jak się bawiłeś?
- Było całkiem fajnie, troszkę sobie powspominaliśmy – powiedziałem, odgarniając jeden z jego kosmyków za ucho. – Jak głowa? Już lepiej? – dopytałem ze zmartwieniem zastanawiając się, czy już czuł się lepiej. Byłem również ciekaw, czy ból głowy faktycznie miał miejsce, czy może był zwyczajną wymówką... chociaż, chyba musiał mieć miejsce, przecież Serafiny nie mogą kłamać... wiedziałem, że powinienem zaufać swojemu pierwszemu odczuciu i ruszyć za Mikleo, a nie zostawać z Roscoe. On cierpiał, a ja się świetnie bawiłem, miano do najgorszego partnera powinno trafić do mnie.
- Pewnie, już dawno, nie musisz się o mnie zamartwiać – wyjaśnił, nie przestając się do mnie uśmiechać. – Może dołączysz do mnie?
To była bardzo kusząca propozycja, na którą zaraz bym przystał, gdyby nie pewien drobny szczególik. Zdecydowanie będę sobie musiał odpuścić tę przyjemność, jeżeli nie chcę gorszyć Mikleo. Jakoś będę musiał się do tego przyzwyczaić, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby? Dla niego zrobiłbym wszystko i jeszcze więcej.
- Odpuszczę sobie – spasowałem, prostując nogi i przeciągając się. – Tak właściwie to mamy zaproszenie na wieczór – dodałem, nim całkowicie wyleciało mi to z głowy.
- Jakie zaproszenie?
- Roscoe zaprasza zarówno mnie, jak i ciebie na kolację. Powiedział, że z chęcią pozna osobę, która ma takie szczęście, że ma mnie za męża. I już oznajmiłem, że przyjdziemy, więc mi się nie wymigasz – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego szeroko. W końcu, była to bardzo dobra okazja do tego, aby ta dwójka lepiej się poznała, a to wcale takim złym pomysłem nie było. Jak na moje odczucie, byli do siebie całkiem podobni, i z wyglądu, i z charakteru, więc to raczej powinno pomóc, a nie zaszkodzić. Co prawda, nie za bardzo wiedziałem, jakie to szczęście mieć mnie za męża, bo mężem najlepszym to ja nie byłem, ale postanowiłem za bardzo tego nie roztrząsać, tylko Miki ma wiedzieć, jakim człowiekiem naprawdę jestem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz