środa, 28 lipca 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Mój humor nieco przygasł kiedy dowiedziałem się, że Taiki jutro będzie dłużej siedział w pracy. Już teraz mało przebywał w domu i były momenty, w których to bardzo brakowało mi jego uwagi, ale przecież nic nie mogłem z tym zrobić, poza zaakceptowaniem tego wszystkiego. Już nawet nie chodzi o to, że spędzamy ze sobą mało czasu, chodzi także o jego zdrowie, no ale przecież moje logiczne argumenty go nie przekonują. Poza tym, miałem przeczucie, że stanie się jutro coś złego, ale to było tylko przeczucie.
Nie chcąc dawać znać Taiki’emu, że tą wiadomością sprawił mi smutek, uśmiechnąłem się się do niego delikatnie, kiwając głową i idąc za nim. Nie miałem za bardzo ochoty na grę, co za chwilę im powiem, ale to zaraz. Najpierw się z nimi przywitam, a dopiero później grzecznie i po cichu odsunę się na bok. W tym akurat jestem bardzo dobry i mało kto zauważał, kiedy dokładnie znikałem, nawet Taiki’emu umykały takie szczegóły. 
Kiedy podszedłem do grupki jego znajomych, nawet nie musiałem się odzywać. To Taiki skupił na sobie całą uwagę, witając się z chłopakami. Od razu zauważyłem, że mój narzeczony się rozpromienił, co sprawiło, że i ja miałem nieco lepszy humor. Widać było, że bardzo brakowało mu towarzystwa, co było całkiem zrozumiałe, w końcu był on osobą bardzo towarzyską, a przez nadmiar pracy i ani dla nich, ani tym bardziej dla mnie. Zdecydowanie jego pracodawcy dają mu za mało czasu wolnego, no ale przecież to tylko moje skromne zdanie, które raczej nie jest ważne. 
Po nieco dłuższym przywitaniu i docinkach mecz mógł się zacząć, dlatego ja ostrożnie oznajmiłem, że mogę zasiąść na widowni. Oczywiście, chłopaki przekonywali mnie, bym zagrał razem z nimi, ale ja i tak uparcie odmawiałem. Nie miałem za bardzo ochoty, to po pierwsze, a po drugie nie chciałem im psuć zabawy. Wiedziałem, że w ich grę najlepszy nie byłem i raczej się nie stanę, najwidoczniej nie nadaję się do koszykówki... bo tak w sumie, to do czego się nadawałem? Nie było chyba za wiele takich rzeczy. Jak teraz szybko się nad tym zastanowię, to nie potrafię przytoczyć ani jednej rzeczy, do której bym się nadawał. To chyba wiele o mnie mówiło... niemalże od razu wyczułem na swojej osobie zmartwione spojrzenie Taiki’ego, dlatego od razu się do niego uśmiechnąłem. Nie chciałem, by się o mnie martwił, w końcu nie ma o co, trochę się podąsam i mi przejdzie, jak zawsze zresztą.
Siedziałem grzecznie na trawie, starając się skupić całkowicie na grze. Wiedziałem, że mój narzeczony potrzebował w tym momencie bardzo dużo uwagi, co było odrobinkę dziecinne, ale już nie chciałem tego mówić na głos. Charakterek Taiki’ego był bardzo specyficzny, co przecież uszanowałem i zaakceptowałem, więc nie miałem prawa narzekać. Poza tym, ja sam w pewnym stopniu byłem do niego podobny, w końcu też pragnąłem jego uwagi. 
- Byłeś niesamowity – powiedziałem do mojego narzeczonego, kiedy do niego podszedłem po skończonym meczu, który skończył się oczywiście wygraną dla drużyny, w której się zajmował. 
- Lubię, kiedy tak do mnie mówisz – wymruczał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. Ten drobny gest sprawił, że na moich policzkach pojawił się rumieniec. Mieliśmy przecież niemałą widownię i chociaż domyślałem się, że wiedzieli oni o naszm związku, to i tak czułem się odrobinkę speszony. To, co prawdy, był całkowicie niewinny gest, ale ja i tak byłem zawstydzony. Jeszcze nie udało mi się przywyknąć do pokazywania czułości przy tak wielkiej w publice, dopiero co zacząłem czuć się nieco pewniej w przy domownikach. 
- Co będziemy robić teraz? – spytałem cicho nadal zawstydzony, odsuwając się od niego i poprawiając nerwowo swoje włosy.
- Teraz może przejdziemy się po mieście? Pasuje ci? – jego odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Podejrzewałem, że teraz spędzimy czas z jego przyjaciółmi czy coś w ten deseń, ale na to się nie zapowiadało.
- Sami? – spytałem, chcąc się upewnić, że dobrze się zrozumieliśmy. Mój narzeczony kiwnął głową, delikatnie się do mnie uśmiechając. – Myślałem, że chciałeś spędzić trochę czasu z chłopakami – odezwałem się zauważając, że cała grupka się wycofuje i żegna się, machając do mnie. Najwidoczniej z Taikim musieli pożegnać się wcześniej. 
- Wczoraj spędziłem z nimi wystarczająco dużo czasu, więc dzisiaj muszę dać trochę atencji tobie – powiedział, odgarniając jeden z moich rudych kosmyków, który opadł mi na czoło. To było bardzo urocze z jego strony, ale wydawało mi się, że potrzebuje on towarzystwa nieco większej grupy osób, nie tylko mnie. 
- Ale wiesz, że mi nie przeszkadza to, aby spędzać czas w większym gronie, prawda? – dopytałem, nie chcąc, aby Taiki czuł się źle. Musiał przecież wypocząć i zrelaksować się przed jutrzejszą pracą, bo w domu raczej mu się nie uda. Oby tylko mały był nieco spokojniejszy tej nocy, wszyscy chcieliśmy wypocząć, nie tylko Taiki. 
- Może nie i nie przeszkadza, ale wiem, że wolałbyś spędzić ten czas we dwoje, tylko nie powiesz tego na głos – odpowiedział, patrząc na mnie znacząco. Zagryzłem nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że ma rację, ale nie mogłem mu przecież tak po prostu przyznać racji. Przez to wyszedłbym przecież na okropną osobę, czego naturalnie wolałbym uniknąć. 
- To nieprawda – bąknąłem bardzo przekonująco, pusząc oburzony policzki. 
- Pewnie, pewnie – odpowiedział rozbawiony zaczynając głaskać mnie po włosach, ale w taki sposób, by nie zniszczyć mojej nowej fryzury. – To co, idziemy do miasta? – dopytał, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać głową, tym samym się z nim zgadzając. 
Taiki rozpromienił się jeszcze bardziej, słysząc te słowa, po czy, splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę ogniska. Przyznam, troszkę inaczej wyobrażałem sobie ten wieczór, ale nie miałem na co narzekać, w końcu teraz miałem Taiki’ego całego dla siebie... no, tak jakby. W końcu, w mieście było wielu ludzi, którzy się na nas gapili, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mój narzeczony przypilnował jednak, bym za dużo o tym nie myślał, wciągając mnie w rozmowę, co okazało się być bardzo skuteczne. Bardzo miło spędziliśmy ten czas, co było naprawdę przyjemne i bardzo mi potrzebne, zwłaszcza w tych ostatnich dniach. 
- Naprawdę musisz jutro wracać do pracy? – spytałem cicho, kiedy późnym wieczorem wyszliśmy z miasta. Tak szczerze, nawet troszkę żałowałem, że nie mogliśmy zostać dłużej, to miejsce po zachodzie słońca wyglądało całkiem ładnie. Niestety lub stety, musieliśmy już wracać, ponieważ Taiki musiał odpocząć przed jutrzejszą pracą. – Znaczy, tak wiem, że musisz, tylko... mam złe przeczucie. Boję się, że coś ci się stanie – dodałem szybko słysząc, jak Taiki ciężko wzdycha. 
- Wydaje mi się, że przesadzasz, do tej pory nic mi się nie stało – odpowiedział, kładąc dłoń na moim biodrze i przytulił mnie bardziej do siebie. Chyba musiał zauważyć wcześniej, że niektóre gesty tego typu mnie peszyły, dlatego teraz, poza zasięgiem wzroku innych gapiów mógł sobie pozwolić na nieco odważniejsze gesty. 
- Nic? A ramię? – spytałem, unosząc z powątpieniem brwi. 
- No to przecież było nic, w końcu szybko po tym wydobrzałem – odparł niewzruszony, co mnie niespecjalnie zaskoczyło. Sobą i swoim zdrowiem nigdy się nie przejmował, a powinien. 
- Tak, to faktycznie było nic – bąknąłem cicho pod nosem przypominając sobie, jak musiałem oczyszczać tę ranę. – Po prostu uważaj na siebie jutro. Nie chcę , by coś ci się stało – poprosiłem już nieco głośniej, naprawdę bojąc się o jego życie, chociaż... może faktycznie troszkę przesadzam? W końcu to tylko przeczucie, nie mogę mu w pełni ufać. Mam nadzieję, że niedługo zrobi tak, jak mi obiecał, albo chociaż znajdzie pracę znacznie bezpieczniejszą, miałbym chociaż jedno zmartwienie z głowy.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz