To było urocze, jak mój ukochany aniołek potrafił się zmartwić, chociaż całkowicie niepotrzebne. Nie zrobił przecież nic złego, a nawet jeśli, to przecież nie była jego wina. Wczoraj nie za bardzo panował nad sobą, co rozumiałem i starałem się być jak najbardziej wyrozumiały, by nie dać mu odczuć, że się irytowałem czy też niecierpliwiłem. Wiedziałem, że gdyby Mikleo to odczul, później miałby wyrzuty sumienia, a to było kompletnie niepotrzebne.
- W porównaniu do innych pełni, tym razem byłeś bardzo spokojny – wymruczałem, po czym po raz kolejny ucałowałem jego słodziutkie usteczka.
Faktycznie, byłem trochę zmęczony, w końcu wczoraj nieco się namęczyłem, by spełnić wszystkie wymagania mojej owieczki, ale to nic. Dzisiaj oboje jesteśmy zmęczeni wczorajszym dniem, więc pewnie oboje będziemy wypoczywać. Czy mogę prosić o coś więcej? Znaczy, pewnie bym mógł, ale nie chciałem, to mi w zupełności wystarczało.
- Mówisz mi tak, ponieważ nie chcesz wywołać we mnie wyrzutów sumienia, czy faktycznie tak było? – spytał, unosząc jedną brew.
- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że mógłbym cię okłamać? – odpowiedziałem pytaniem, będąc oburzony.
- Czasem ci się zdarza – przyznał, a to zdania skłoniło mnie do refleksji. Faktycznie, czasem zdarzyło mi się nieco nagiąć prawdę, by Mikleo się czymś niepotrzebnie nie zmartwił. Ale żeby to od razu uznać, że go okłamuję? To była już leciutka przesada.
- To nie jest kłamstwo, tylko leciutkie naginanie prawdy, byś nie musiał się martwić niepotrzebnymi rzeczami, to po pierwsze. A po drugie, tym razem nie musiałem tego mówić, naprawdę byłeś wczoraj spokojny – powiedziałem spuszczając wzrok, odrobinkę nadąsany. Staram się dla niego najbardziej jak mogę, by czuł jak najlepiej, a on oskarża mnie o taką straszną rzecz jak kłamstwo, to nie jest najlepsze uczucie.
- No wiem, wiem, wierzę ci, tylko się troszkę droczę – odpowiedział, chwytając jedną z moich dłoni i składając na niej delikatny pocałunek. To mi nie do końca pasowało, zwykle to ja to robiłem i to miało sens, ponieważ pocałunek w dłoń był oznaką szacunku. Mój Mikleo jak najbardziej na niego zasługiwał, z kolei ja, za to wszystko, co mu kiedykolwiek zrobiłem, już niekoniecznie. – Gdzie rano byłeś? – spytał, zmieniając temat.
- Na śniadaniu. Nie budziłem cię, ponieważ domyślałem się, że po wczorajszym dniu będziesz zmęczony – wyjaśniłem, wstając z kucek. – No nic, nie będę ci już ci przeszkadzał, relaksuj się do woli, poczekam na ciebie w sypialni – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. Już wystarczająco się mu dzisiaj naprzykrzyłem, więc teraz czas, aby Mikleo troszkę odpoczął.
Nie czekając na jego wypowiedź, po prostu wyszedłem z łazienki, w końcu, nie było nic, co mógłby dodać. Wziąłem z szafki książki, której jeszcze nie zdążyłem przeczytać, a następnie usiadłem w fotelu. Nie miałem specjalnie wielkich planów na ten dzień, myślałem o tym, że może dzisiaj kupimy lepsze ubrania dla mojego męża. Nie, żeby te były złe, wręcz przeciwnie, wyglądał w nich przeuroczo, tylko to nie były ubrania, które nadawały się do podróży, a przynajmniej takie było moje zdanie. Później możemy przejść się nad jezioro, wydaje mi się, że taki pomysł bardzo by mu się spodoba. Albo może najpierw pójdziemy nad jezioro, a później na małe zakupy...? To jeszcze pozostaje do ustalenia.
- Sorey? – słysząc głos mojego męża, oderwałem wzrok od książki, uśmiechając się do niego delikatnie. Byłem troszkę zaskoczony, że tak szybko Mikleo wyszedł z wody, podejrzewałem, że to zajmie mu znacznie więcej czasu.
- Coś się stało? Szybko wyszedłeś – spytałem, odkładając książkę na bok, by móc mu poświęcić jak najwięcej swojej uwagi.
- Chciałem cię o to samo zapytać – odpowiedział, podchodząc do mnie i siadając na moich kolanach. Przytuliłem go do siebie i złożyłem delikatny pocałunek pomiędzy jego łopatkami.
- Po prostu chciałem dać ci troszkę czasu dla ciebie. To przecież nic złego – wyjaśniłem mu, nie przestając się do niego uśmiechać. – Zrelaksowany i wypoczęty? – dopytałem, zaczynając bawić się jego kosmykami. Jak brakowało mi ich układania i splatania, i chociaż przez swoją rękę miałem z tym lekkie problemy, robienie fryzur nadal sprawiało mi tyle samo przyjemności, co przed wypadkiem.
- Z tobą byłoby jeszcze lepiej – wymruczał, zaczynając poprawiać moje kosmyki. W sumie, może to i lepiej, moje włosy były w lekkim nieładzie, nie za bardzo miałem ochotę, aby się nimi szczególnie zajmować. I tak wszyscy na zamku widzieli mnie nie raz w gorszym stanie, więc nic złego się nie stanie, jak raz ujrzą mnie w roztrzepanych włosach. Poza tym, ich ułożenie nie zmieni jakoś specjalnie mojego wyglądu, więc po co się trudzić?
- Przesadzasz – odparłem, całując go w ramię. – Właściwie, to myślałem troszkę o tym, jak możemy spędzić ten dzień. Moglibyśmy pójść na targ, by kupić ci jakieś lepsze ubrania, a później możemy się przejść nad jezioro, byś tam też mógł sobie wypocząć.
- A co jest nie tak w tym ubraniu? – spytał spuszczając głowę, by móc obejrzeć rzeczy, jakie miał na sobie.
- Nic, jest cudowne i urocze, ale chyba nie najwygodniejsze do podróży. A powinniśmy się już powoli do niej przygotowywać, Yuki z resztą ferajny może wrócić w każdej chwili – wyjaśniłem. – No i jeżeli wolisz, najpierw możemy pójść nad jezioro, a później na zakupy, wszystko zależy od ciebie.
- Wydaje mi się, że lepiej będzie najpierw przejść się po mieście, a później wrócić i odpocząć w zamku – słysząc jego odpowiedź zmarszczyłem brwi. Czemu mielibyśmy wrócić do zamku...? Znaczy, tak, prędzej czy później byśmy wrócili, ale czemu po zakupach? Przecież mieliśmy jeszcze iść nad jezioro... chyba się źle zrozumieliśmy.
- Miki, chodziło mi o to jezioro poza miastem – wyjaśniłem, nie chcąc żadnych nieporozumień.
Co prawda, ja nie za bardzo lubiłem tam chodzić, ponieważ to miejsce kojarzyło mi się tylko ze śmiercią mojego męża, ale już trochę czasu minęło od tego wydarzenia, a Mikleo przecież jest żywy. Zdecydowałem się jednak na pójście właśnie tam, a nie do królewskiego ogrodu, ponieważ coś wydawało mi się, że tak wolałby Mikleo. Nie ma się czemu dziwić, w końcu jezioro było położone w odosobnionym miejscu z dala od ludzi, więc mieliśmy troszkę prywatności, którą tak bardzo cenił. Zresztą nie tylko on, ja też zdecydowanie wolałem, kiedy byliśmy tylko we dwoje. Nie musiałem uważać na swoje gesty albo na to, czy mówię do „powietrza”, by ludzie nie brali mnie na dziwaka. Chociaż... chyba dla nich już nim jestem.
- Pasuje ci to? – dopytał niepewny, doskonale znając moją niechęć do tego miejsca.
- Gdyby nie pasowało, to bym tego nie proponował – zapewniłem, uśmiechając się do niego szerzej. Szczerze, to nie byłem za bardzo przekonany do tego pomysłu, ale przecież muszę w końcu się przełamać i tam pójść. Nie mogę w końcu unikać tego miejsca w nieskończoność, a z moim mężem, którego będę miał w zasięgu wzroku, nie powinno być tak źle. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz