Przyznam, zaskoczył mnie tymi słowami, co niby miałoby mi się stać? Jestem przecież ostrożny i rozważny nikt ani nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić, a tamto zdarzenie no cóż, nic wielkiego się nie stało, może trochę ucierpiała moja ręka, z którą poradziłem sobie dosyć szybko. Pobolało, pobolało i przestało, teraz będę ostrożniejszy i na pewno nie dam się drugi raz tak samo podejść, muszę tylko trochę bardziej ignorować córeczkę państwa Sago, w innym wypadku naprawdę może mi się coś stać.
- Dobrze, obiecuję, że będę na siebie uważał i nie narobię żadnych głupot - Obiecałem, nie chcąc aby się o mnie martwił, w końcu jestem rozumną istotą i wiem, że czymś takim może sobie niepotrzebnie zaszkodzić, a przecież nie jest mu to potrzebne, ponieważ jego przypuszczenia są błędne i nie mają najmniejszego znaczenia, wiem to, bo jestem pewien jutrzejszego dnia, nic mi się nie stanie więc do domu wrócę cały i zdrowy tak jak obiecałem.
- Mam nadzieję, nie chcę potem znów oglądać cię w takim stanie - Westchnąłem, słysząc jego słowa, w jakim stanie? Przecież tylko raz mi się coś stało i to jeszcze coś, prawie że nie zagrażającego mojemu życiu jestem silny i nie dam się śmierci, mam zamiar żyć tak długo, jak to tylko możliwe.
- Nie przesadzasz aby troszeczkę? Przecież nie wyglądałem ani nie czułem się aż tak źle, miałem tylko ranną rękę, a nie wybebeszony brzuch - Zauważyłem, wciąż upierając się przy tym, iż nic mi się nie stało i stać nie może jestem silny i nawet sprytny, jeśli tylko bardzo się postaram.
- Taiki, ja nie wiem, co się może stać i kiedy, dopiero co wróciłeś do domu z przebitym ramieniem, następnym razem możesz wrócić z przebitym brzuchem, o ile w ogóle do mnie wrócisz - Te słowa dały mi do myślenia, mój narzeczony ma racje, ja będąc w pracy, nie myślę o tym, co mi się stanie i czy w ogóle coś mi się stanie, gdy on cóż zamartwia się, ciągle czekając na mój powrót do domu lub jakąś informację dotyczącą mojego stanu zdrowotnego. Z tego wynika, że to nie on za bardzo się o mnie martwi, a to ja za mało się martwię o siebie, w końcu każdy dzień może być moim ostatnim, tym bardziej w takiej pracy gdzie jestem bardziej narażony na niebezpieczeństwo niż w innej normalnej pracy, która nie zagraża mojemu życiu i zdrowiu.
- No dobrze, dobrze niech będzie, zwrócę większą uwagę na to, co robię w pracy - Obiecałem, składając delikatny pocałunek na jego ustach. - Wracamy? Chciałbym już odpocząć - Dodałem, chwytając jego dłoń, ciągnąc go w stronę domu, pragnąc położyć się do łóżka by odpocząć przed jutrzejszym ciężkim dniem.
- Tak, oczywiście wracajmy - Kiwnął głową, uśmiechając się do mnie delikatnie, spokojnie idąc ze mną za rękę do domu, gdzie pragnąłem tylko umyć się i pójść spać by w miarę wypoczętym ruszyć do pracy na kolejny ciężko dzień.
Niestety poranek był ciężki a wszystko to z powodu nocy, która była istnym koszmarem, ten mały berbeć budził się co chwilę, nie dając spać domownikom, czym wkurzał mnie jeszcze bardziej, przez niego rano byłem niewyspany i cholernie zirytowany. Jak ja mam iść do pracy, gdy czuję się tak fatalnie rany, jakie to dziecko jest irytującym stworzeniem.
- Wyglądasz, jakby cię coś zjadło, wypluło, znów zjadło i wypluto - Mój brat również nie mógł spać, siedząc z rana w kuchni przy kawie, rany ten człowiek chyba w ogóle snu nie potrzebuje.
- Ty lepiej nie wyglądasz - Bąknąłem, kręcąc przy tym nosem, siadając przy stole, gdy mój mały skarb zaczął przygotowywać nam śniadanie, by nie ominąć w żadnym wypadku mojego brata w końcu to byłoby niegrzeczne z jego strony.
- Za to Shōyō wygląda całkiem dobrze jak na nieprzespaną noc - Przyznał Shingo i miał racje, moja Karotka zawsze była piękna, bez względu na to ile spała i jak się czuła.
- Masz rację - Zgadzając się z bratem, kiwnąłem głową, uśmiechając się do mojego skarba.
- Nie przesadzajcie, po prostu się wyspałem - Stwierdził, lekko zawstydzony naszymi słowami.
- Skromny jak zawsze - Skwitowałem, gdy postawił na stole jedzenie, które musiałem już szybciutko zjeść aby wyjść do pracy. Dziś byłem bez życia, a więc wolałem wyjść wcześniej aby przypadkiem się nie spóźnić w końcu to byłoby karygodne zachowanie z mojej strony.
- Dziękuję, było bardzo pyszne - Szybko wstając, ucałowałem usta mojego narzeczonego, szybko wychodząc z kuchni by skierować się do przedpokoju, w którym zacząłem się szybko ubierać by nie spóźnić się do pracy.
- Uważaj na siebie - Usłyszałem przed wyjściem niepewny glos mojego skarba.
- Będę, mną się nie przejmuj - Zapewniłem go, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Nie martw się, wrócę najszybciej jak to tylko możliwe - Zapewniłem, musząc już się zbierać do wyjścia, żegnając się z moim skarbem by już po chwili znaleźć się na dworze w drodze do pracy..
<Karotka? C:>
- Dobrze, obiecuję, że będę na siebie uważał i nie narobię żadnych głupot - Obiecałem, nie chcąc aby się o mnie martwił, w końcu jestem rozumną istotą i wiem, że czymś takim może sobie niepotrzebnie zaszkodzić, a przecież nie jest mu to potrzebne, ponieważ jego przypuszczenia są błędne i nie mają najmniejszego znaczenia, wiem to, bo jestem pewien jutrzejszego dnia, nic mi się nie stanie więc do domu wrócę cały i zdrowy tak jak obiecałem.
- Mam nadzieję, nie chcę potem znów oglądać cię w takim stanie - Westchnąłem, słysząc jego słowa, w jakim stanie? Przecież tylko raz mi się coś stało i to jeszcze coś, prawie że nie zagrażającego mojemu życiu jestem silny i nie dam się śmierci, mam zamiar żyć tak długo, jak to tylko możliwe.
- Nie przesadzasz aby troszeczkę? Przecież nie wyglądałem ani nie czułem się aż tak źle, miałem tylko ranną rękę, a nie wybebeszony brzuch - Zauważyłem, wciąż upierając się przy tym, iż nic mi się nie stało i stać nie może jestem silny i nawet sprytny, jeśli tylko bardzo się postaram.
- Taiki, ja nie wiem, co się może stać i kiedy, dopiero co wróciłeś do domu z przebitym ramieniem, następnym razem możesz wrócić z przebitym brzuchem, o ile w ogóle do mnie wrócisz - Te słowa dały mi do myślenia, mój narzeczony ma racje, ja będąc w pracy, nie myślę o tym, co mi się stanie i czy w ogóle coś mi się stanie, gdy on cóż zamartwia się, ciągle czekając na mój powrót do domu lub jakąś informację dotyczącą mojego stanu zdrowotnego. Z tego wynika, że to nie on za bardzo się o mnie martwi, a to ja za mało się martwię o siebie, w końcu każdy dzień może być moim ostatnim, tym bardziej w takiej pracy gdzie jestem bardziej narażony na niebezpieczeństwo niż w innej normalnej pracy, która nie zagraża mojemu życiu i zdrowiu.
- No dobrze, dobrze niech będzie, zwrócę większą uwagę na to, co robię w pracy - Obiecałem, składając delikatny pocałunek na jego ustach. - Wracamy? Chciałbym już odpocząć - Dodałem, chwytając jego dłoń, ciągnąc go w stronę domu, pragnąc położyć się do łóżka by odpocząć przed jutrzejszym ciężkim dniem.
- Tak, oczywiście wracajmy - Kiwnął głową, uśmiechając się do mnie delikatnie, spokojnie idąc ze mną za rękę do domu, gdzie pragnąłem tylko umyć się i pójść spać by w miarę wypoczętym ruszyć do pracy na kolejny ciężko dzień.
Niestety poranek był ciężki a wszystko to z powodu nocy, która była istnym koszmarem, ten mały berbeć budził się co chwilę, nie dając spać domownikom, czym wkurzał mnie jeszcze bardziej, przez niego rano byłem niewyspany i cholernie zirytowany. Jak ja mam iść do pracy, gdy czuję się tak fatalnie rany, jakie to dziecko jest irytującym stworzeniem.
- Wyglądasz, jakby cię coś zjadło, wypluło, znów zjadło i wypluto - Mój brat również nie mógł spać, siedząc z rana w kuchni przy kawie, rany ten człowiek chyba w ogóle snu nie potrzebuje.
- Ty lepiej nie wyglądasz - Bąknąłem, kręcąc przy tym nosem, siadając przy stole, gdy mój mały skarb zaczął przygotowywać nam śniadanie, by nie ominąć w żadnym wypadku mojego brata w końcu to byłoby niegrzeczne z jego strony.
- Za to Shōyō wygląda całkiem dobrze jak na nieprzespaną noc - Przyznał Shingo i miał racje, moja Karotka zawsze była piękna, bez względu na to ile spała i jak się czuła.
- Masz rację - Zgadzając się z bratem, kiwnąłem głową, uśmiechając się do mojego skarba.
- Nie przesadzajcie, po prostu się wyspałem - Stwierdził, lekko zawstydzony naszymi słowami.
- Skromny jak zawsze - Skwitowałem, gdy postawił na stole jedzenie, które musiałem już szybciutko zjeść aby wyjść do pracy. Dziś byłem bez życia, a więc wolałem wyjść wcześniej aby przypadkiem się nie spóźnić w końcu to byłoby karygodne zachowanie z mojej strony.
- Dziękuję, było bardzo pyszne - Szybko wstając, ucałowałem usta mojego narzeczonego, szybko wychodząc z kuchni by skierować się do przedpokoju, w którym zacząłem się szybko ubierać by nie spóźnić się do pracy.
- Uważaj na siebie - Usłyszałem przed wyjściem niepewny glos mojego skarba.
- Będę, mną się nie przejmuj - Zapewniłem go, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Nie martw się, wrócę najszybciej jak to tylko możliwe - Zapewniłem, musząc już się zbierać do wyjścia, żegnając się z moim skarbem by już po chwili znaleźć się na dworze w drodze do pracy..
<Karotka? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz