sobota, 7 sierpnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy tylko wstaliśmy od razu zauważyłem, że mój mąż jest troszeczkę zmęczony, co odrobinkę mnie zaniepokoiło. Miał gorszą noc? Może, ale przecież nie czułem, że się kręci czy chociażby przekręca na drugi bok, a na pewno bym poczuł, że coś jest nie tak, w końcu trzymałem go mocno w objęciach, ponieważ inaczej zasnąć nie potrafiłem. Musiałem czuć, że Mikleo jest obok, inaczej nie czułem się spokojny i nie potrafiłem zasnąć. Gorzej, jak czasem zasypiam z moją Owieczką u boku, a budzę się bez niego i nie mam pojęcia, co się z nim dzieje i co robi. Będę musiał z nim porozmawiać o tej nocy i o jego samopoczuciu, ale jeszcze nie teraz. W tym momencie najważniejszy nasz syn, który strasznie podekscytowany opowiadał o swoich przygodach. Czując, jak Mikleo opiera głowę o moje ramię, położyłem dłoń na jego talii i przytuliłem go do siebie, starając się ignorować doskwierający mi głód. Za bardzo przyzwyczaiłem swoje ciało do śniadań, rozpuściłem je i teraz mam za swoje. Kiedy byłem nauczony jeść jeden posiłek dziennie, nie miałem takich problemów. I jak nasza podróż przeze mnie stanie się uciążliwa... tak, lepiej, abym już powolutku przestawiać, tak będzie lepiej i dla mnie i dla moich najbliższych. 
Spodziewałem się, że Yuki będzie opowiadał swoją historię przez jakieś półgodziny, w końcu zwykle więcej na tyłku usiedzieć nie potrafił, ale się przeliczyłem. Po niespełna półtorej godziny wywód, którego nie było końca jeszcze widać, przerwało bardzo głośne burczenie mojego brzucha, co było dla mnie zawstydzające. A jednak moje plany nie wypaliły. 
- Tato! – wykrzyknął niezadowolony Yuki, rzucając we mnie poduszką, którą zaraz złapałem. 
- Hej,  to nie moja wina! Pretensje mniej do mojego brzucha – odpowiedziałem, odrzucając poduszkę. Starałem się mu nie przeszkadzać, ale mój brzuch zdecydował inaczej, co ja mogłem na to poradzić? 
- Myślę, że tata ma rację. Nie dałeś nam nawet szansy zjeść śniadania – mój kochany Miki wziął moją stronę, za co ja i mój brzuch byliśmy mu naprawdę wdzięczni. Śniadanie to było coś, wokół czego krążyły moje myśli od jakichś piętnastu minut. 
- To możemy zjeść je teraz... Możemy zjeść je wszyscy razem, tak jak dawniej! Pójdę po wujka Zaveida i ciocię Ednę! – odpowiedział podekscytowany i zaraz zniknął z naszego pokoju. 
Kiedy do moich uszu dotarł trzask zamykanych drzwi westchnąłem ciężko i wtuliłem się w drobne ciałko mojego męża, musząc się wyciszyć. Za dużo czynników na raz, może kiedyś nie sprawiałoby mi to wielkiego problemu, ale teraz już zaczęło. Tyle dobrego, że to nie ja byłem w centrum uwagi, a mój mąż. Znaczy, bardzo dobrze dla mnie, ale mniej dla niego. 
- Dziękuję – powiedziałem po dłużej chwili, po czym pocałowałem go w policzek. Pewnie sam jakoś „wywalczyłbym” dla siebie chwilę na zjedzenie, ale dzięki niemu dyskusja na ten temat okazała się dużo krótsza. 
- To nic takiego. Powinieneś dać mi wcześniej znać, że jesteś głodny – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie i kładąc dłoń na moim policzku. 
- Nie chciałem przerywać Yuki’emu – odparłem, przeciągając się leniwie. Niby poszedłem spać nieco wcześniej niż zwykle, ale jednak wymuszona pobudka taka fajna nie była i nadal z chęcią rzuciłbym się na poduszki, po czym wtulił się w to cudowne ciało Mikleo, ale to możliwe nie było. A szkoda. – To co? Idziemy na śniadanie? Czy może wolisz się troszkę przespać? – dodałem, przyglądając się mu uważnie, troszkę martwiąc się o jego zdrowie. W końcu, nadal mógł podupaść na zdrowiu, czego bardzo bym nie chciał. Był wspaniałym aniołem, który zasługiwał na wszystko, co najlepsze, a ja mu nic z tego nie potrafiłem zapewnić.  
- Pójdę, by choć troszkę cię wesprzeć. Domyślam się, że zasypią cię pytaniami na temat mojego powrotu, nie chcę zostawiać cię z tym samego – odpowiedział, posyłając mi jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów, który od razu mnie zniewolił. 
- Dam sobie radę, a ty będziesz mógł trochę odpocząć. Chyba nie za dobrze dzisiaj spałeś – ogarnąłem kosmyki z jego czoła, uśmiechając się do niego delikatnie. – Stało się coś złego? 
- Nie, ja po prostu... troszkę sobie myślałem nad różnymi rzeczami – wymamrotał, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie. Coś było na rzeczy, tylko nie za bardzo wiedziałem, co. Powinienem go dopytywać? Czy może dać mu troszkę czasu, póki sam nie powie tego, co mu leży na sercu, jak to miało miejsce kilka dni temu? – I czuję się dobrze, więc co, idziemy? – dopytał, zrywając się na równe nogi i zaczynając rozczesywać swoje włosy palcami. 
- Pewnie, tylko najpierw chyba wypadałoby ogarnąć twoje włosy, nie sądzisz? – wymruczałem również wstając i podchodząc do niego. Delikatnie chwyciłem wszystkie jego kosmyki i odgarnąłem je na bok, odsłaniając tym samym jego kark, na którym zaraz złożyłem delikatny pocałunek. Wcześniej nawet nie miałem czasu, aby mu je ułożyć, ale teraz mamy chwilkę dla siebie i zamierzam ją wykorzystać. – Więc co ci zrobić? Kucyka, koka, jakiś ładny warkocz? – spytałem, zastanawiając się, w jaki sposób uczesać go dzisiaj, w końcu przez najbliższe kilka dni będzie w centrum uwagi, czyli musi się jakoś prezentować. 
- Zaufam tobie i dam ci wolną rękę – powiedział, z czego się ucieszyłem. 
Usadziłem go na krześle, a następnie wziąłem dwie gumki i grzebień, po czym w zupełności skupiłem się na włosach mojego męża. Chciałem zrobić mu wysokiego, niby niechlujnego koka, który okazał się być dla mnie wyzwaniem, a to z powodu mojej okropnej ręki. Aby móc zrobić mu taką fryzurę, musiałem trzymać ręce wysoko, co było odrobinkę dla mnie bolesne. Byłem świadom, że już nie będę nigdy w pełni sprawny, ale nie sądziłem, że tyle wysiłku będę musiał poświęcić na zwyczajne czesanie. Mimo promieniującego bólu w ręce zacisnąłem zęby i zachowałem kamienną twarz, nie chcąc by mój mąż zaczął coś podejrzewać, ale chyba to nie było możliwe. Pod koniec moja prawa ręka zaczęła strasznie drżeć, a ja w żadnym stopniu nie mogłem nad tym zapanować. Czy na każdym kroku będzie mi przypominane, że jestem w tym momencie bezużyteczny? Skoro mam taki problem z czesaniem, to czy poradzę sobie podczas walki...? Nie będę miał wyboru, jak tylko jakimś cudem dać sobie radę, nie będę przecież mógł zostawić Mikleo samego. 
- Gotowe – powiedziałem po niecałych piętnastu minutach, odsuwając się od niego i zaczynając masować bolącą rękę. Jak dobrze, że idziemy na śniadanie, a nie na obiad, ponieważ z tak drżącą ręką raczej nie byłbym w stanie jeść sztućcami. A tak poczęstuję się kanapkami, do których widelca i noża nie potrzebuję. 
- Dziękuję, jest piękny – Mikleo przybliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek. – Wszystko w porządku? – dopytał, przyglądając mi się ze zmartwieniem. 
- Pewnie, czemu miałoby nie być? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, poprawiając mu chustkę, pod którą ukryta była ta cudna obróżka. Nie chciałbym, aby zaczął słuchać złośliwości ze strony Edny oraz Zaveida, sam doskonale wiedziałem jak wredna potrafiła być ta dwójka. Mimo wszystko troszeczkę się za nimi stęskniłem, po śmierci Mikleo bardzo mi pomogli i pilnowali mnie, bym nic złego sobie nie zrobił, mimo że wcale robić tego nie musieli. Niemalże od razu zerwałem z nimi pakt, więc byli wolni i mogli iść, gdzie tylko chcieli, a jednak zdecydowali się wyruszyć ze mną, to było całkiem miłe z ich strony. – Wyglądasz zniewalająco – wymruczałem mu do ucha, po czym delikatnie podgryzłem jego płatek. Miałem bardzo dobry pomysł z tym kokiem, który pięknie eksponował jego szyję. Zdecydowanie jeszcze lepiej wyglądałby bez tej chusty, ale nie mogłem od niego wymagać tego, że ją zdejmie przed wyjściem do ludzi. Ją może zdjąć, kiedy będziemy sami, chociaż teraz, kiedy Yuki już wrócił, raczej nie będziemy mieli tak wiele czasu dla siebie. – Teraz możemy już iść – dodałem po chwili, kiedy rozległo się kolejne burczenie, mój brzuch jest dzisiaj bardzo niecierpliwy. I bardzo głodny. 

<Miki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz