Nigdy nie chciałem doprowadzić do sytuacji, która miała miejsce przed chwilą, czyli wybór między mną a pracą. Chciałem dać mu jak najwięcej przestrzeni wiedząc, że nie powinienem wtrącać się w jego pracę, ale Taiki nie dał mi innego wyboru. Powiedziałem tak pod wpływem impulsu, nie mogłem po prostu go po prostu puścić do pracy w takim stanie. Jest zmęczony i ranny, miał za sobą na pewno ciężką walkę i ja miałem go tak po prostu puścić do pracy? Umarłbym ze strachu o niego, a już naprawdę też byłem zmęczony tym ciągłym zamartwianiem się i zastanawianiem, w jakim stanie do mnie wróci. Niech jutro narzeka ile chce i mnie przeklina, mnie to nie będzie przeszkadzać, dla mnie najważniejsze będzie to, że będę go miał na oku i że będzie bezpieczny.
- Dziękuję – powiedziałem, po czym nachyliłem się nad nim ostrożnie i pocałowałem go w policzek.
- Jutro będziesz miał mnie dość – burknął, niezadowolony z mojej decyzji.
- Nie, nie będę. Będę za to spokojniejszy, mając cię na oku. Dobranoc – odpowiedziałem, kończąc rozmowę. Sam jeszcze troszkę bym porozmawiał, ponieważ nie chciało mi się spać, ale nie chciałem już dłużej męczyć Taiki’ego. Wystarczająco już się dzisiaj namęczył, poza tym zaczynałem mieć wrażenie, że był na mnie zły za postawione przeze mnie ultimatum. Cóż, gdyby zachowywał się bardziej rozsądnie i przejmował się swoim stanem, naprawdę wiele nieprzyjemności między nami nie miałoby miejsca.
Taiki również odburknął mi ciche „dobranoc”, przez co sam poczułem się troszeczkę źle. Chyba zdecydowanie przesadziłem z tym ultimatum, będę musiał zapamiętać, żeby już więcej tak nie robić. Dla mnie to też nie było przyjemne, nigdy nie chciałbym go opuścić, kocham go całym swoim maleńkim serduszkiem i po prostu się o niego martwiłem, kiedy go nie było, zwłaszcza że mam tę świadomość, na jakie niebezpieczeństwo się wystawia, idąc do swojej pracy. Nie będę go przecież trzymał w domu nie wiadomo ile. Na pewno jeden dzień, by troszkę wypoczął i zregenerował siły, później zerknę na jego rany i ocenię, czy faktycznie nie jest tak źle, jak mi mówił.
Zasnąłem dopiero nad ranem, ale nie dlatego, że Sachiko płakał. Po prostu dopiero wtedy byłem na tyle spokojny i wyciszony, ze mogłem zasnąć, wsłuchując się w spokojny oddech mojego narzeczonego. Swoją drogą, chłopiec był spokojny przez całą noc, wskutek czego wszyscy mogliśmy się wyspać. Oby takich nocy było jak najwięcej, wszyscy tego potrzebowaliśmy.
Obudziłem się wczesnym rankiem bardziej zmęczony, niż początkowo zakładałem. Dwie godzinki snu to jednak dla mnie za mało, ale o tym mogłem myśleć wcześniej. Leniwie się przeciągnąłem, zerkając na mojego narzeczonego, który jeszcze smacznie spał. Chociaż tyle dobrego, że on może wypocząć, ale ile będzie to trwać, pewien nie jestem, Sachiko może obudzić się w każdej chwili.
Ostrożnie opuściłem łóżko, uważając by go przypadkowo nie obudzić, a następnie zacząłem się ciepło ubierać. Pogoda ostatnimi czasy była okropna, było zimno, szaro i mokro, czyli ten wariant, którego nie cierpiałem najbardziej, najchętniej takie dni po prostu przeleżałbym w ciepłym łóżeczku, ale zwierzaki należało wyprowadzić, niezależnie od panującej na zewnątrz pogody. No i też lepiej, abym to ja poszedł, a nie Taiki.
Do domu wróciłem po nieco ponad godzinie i jak się okazało, cały dom zdążył się już obudzić. Shingo oraz Taiki siedzieli przy stole, cicho rozmawiając i zajadając się kanapkami, które jeden z nich zrobić musiał. Ewentualnie pani Kato przygotowała im śniadanie, a teraz siedzi z dzieckiem...? Takiej możliwości wykluczyć nie mogłem.
- Cześć – powiedziałem wchodząc do kuchni, poprawiając mokre włosy. Pod koniec spaceru załapał mnie deszcz, przez który byłem zmarznięty do szpiku kości. Jak po tym nie złapie mnie przeziębienie, to będzie cud.
- Hej – odpowiedział mi Taiki, przyglądając mi się ze zmartwieniem. Czyli chyba nie jest na mnie tak bardzo zły, jak w nocy myślałem. To dobrze, nie chciałem, by się na mnie złościł, ja po prostu się o niego martwiłem i chciałem jego dobra. – Gdzie się podziewałeś? – dopytał, patrząc na mnie z uwagą.
- Na spacerze, ktoś zwierzaki wyprowadzać musi – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. Nie za bardzo rozumiałem jego zmartwienia, to był jedynie zwykły spacer niezagrażający mojemu zdrowiu, w przeciwieństwie do jego pracy. – Przygotujesz mi gorącą herbatę? – poprosiłem ładnie, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Pewnie, nie ma problemu – słysząc jego twierdzącą odpowiedź, podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek.
- Dziękuję. Pójdę się przebrać – odparłem z uśmiechem, po czym wyszedłem z kuchni, wołając do siebie zwierzaki. Je również należało osuszyć, by nie zostawiały za sobą mokrych śladów na podłodze... swoją drogą, po nich trzeba jeszcze przetrzeć właśnie podłogę, ale to zrobię za momencik.
Przebrałem się w czyste i przede wszystkim suche rzeczy, a te poprzednie rozwiesiłem na krześle, by się wysuszyły. Następnie wytarłem swoje włosy i zabrałem się za zwierzaki. Wszystkie te czynności zajęły mi raptem piętnaście minut, po których wróciłem do kuchni, chociaż z o wiele większą chęcią wsunąłbym się pod kołdę. Albo zażył sobie cudownie gorącej kąpieli... niestety, na takie rzeczy nie mogłem sobie pozwolić. Był dopiero ranek, czekało na mnie wiele pracy i dopiero na wieczór będę mógł sobie pozwolić na taką chwilę przyjemności.
Po powrocie do kuchni zauważyłem dwie rzeczy; Shingo już nie było, a podłoga była już wytarta. Jeżeli chodzi o tę pierwszą rzecz to domyślałem się, że pewnie wyszedł z domu, słyszałem wcześniej zamykające się drzwi, ale podłoga...? Wychodziłoby na to, że Taiki się tym zajął. Usiadłem przy stole, podziękowałem ładnie za herbatkę i upiłem pierwszy łyk, który smakował cudownie. Zdecydowanie po tym spacerze potrzebowałem czegoś gorącego.
- Mógłbym się poczęstować? – spytałem niepewnie, wskazując na kanapki. Domyślałem się, że pewnie bym mógł, ale to nie był posiłek, który przygotowywałem ja, więc mimo wszystko wolałem się spytać. Zawsze Taiki mógł chcieć je zjeść, nie chciałbym mu przypadkiem popsuć planów.
- O takie głupotki pytać się nie musisz. Nawet specjalnie ci jeszcze dorobiłem dwie, byś mógł się dobrze posilić – odpowiedział Taiki, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Podziękowałem mu za to po raz kolejny tego dnia, po czym naprawdę głodny zabrałem się za jedzenie.
- Wszystko w porządku? – spytałem po dłużej chwili, nie mogąc już za bardzo znieść spojrzenia narzeczonego. Patrzył na mnie z niechęcią, jakbym zrobił mu nie wiadomo co.
- Nie mam co robić – burknął, pusząc policzki. Tym samym przywodził mi na myśl małego, naburmuszonego dzieciaka, ale ten komentarz wolałem już zachować dla siebie. Ciekawiło mnie także troszkę, czy naprawdę był taki marudny, bo faktycznie był znudzony, czy też może jedynie chciał mi dopiec i sprawić, bym pożałował tego nieszczęsnego ultimatum i już go więcej w domu nie trzymał. Jeżeli ta druga opcja, to muszę go zasmucić, dzięki temu, że został w domu nic nie jest w stanie wytrącić mnie z równowagi. Nawet jego własne marudzenie.
- W twoim stanie powinieneś odpoczywać, by jak najszybciej wrócić do zdrowia – zasugerowałem, nie widząc w tym nic złego. Ja z chęcią bym sobie odpoczął, zwłaszcza teraz, kiedy miałem za sobą dwie godziny snu.
- Ale ja jestem zdrowy. Poza tym, odpoczywanie jest nudne – bąknął, na co jedynie cicho westchnąłem. Czyli będę musiał znaleźć mu zajęcie i to na tyle niewymagające, by mu się nic złego nie stało. Gdybym widział wcześniej te rany, mógłbym bardziej precyzyjnie określić, jakie zadanie mu przydzielić.
- Mógłbyś w takim razie posprzątać swój pokój – zaproponowałem po dłuższej chwili. Wydawało mi się, że aż do obiadu będzie miał zajęcie, a później będzie mógł mi pomóc w drobnych pracach domowych. Ewentualnie obejrzę jego rany i trochę oboje sobie odpoczniemy, o ile Sachiko nam na to pozwoli.
- Ale jest tam w miarę czysto... – zaczął, co wywołało u mnie delikatny uśmiech. Niby mu się nudziło, a jednak posprzątać się mu nie chciało.
- W miarę to dla mnie za mało. Mógłbyś się zabrać za nieco dokładniejsze sprzątanie, pościerać kurze z każdego mebla, pozamiatać, umyć podłogę, mógłbyś także posprzątać w szafie... ale gdybyś się gorzej poczuł, to masz przestać – dodałem szybko po chwili nie chcąc, by się przemęczał, w końcu nie po to jest teraz w domu, by jego stan się pogorszył.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz