Najchętniej zatrzymałbym go w domu i nie pozwolił go opuścić, ale doskonale wiedziałem, że to było niemożliwe. Teraz jedyne, co mogłem zrobić, to cierpliwie czekać na jego powrót i mieć nadzieję, że moje przepuszczenia okażą się błędne i mojemu narzeczonemu tego dnia nawet włos z głowy nie spadnie. Wróciłem do domu z głową pełną czarnych myśli, będąc strasznie zmartwionym. Nie potrafiłem wyjaśnić, skąd się u mnie wzięło to dziwne przeświadczenie, że coś złego się dzisiaj wydarzy, moje zdolności magiczne nawet w najmniejszym stopniu nie zakrawały o przepowiadanie przyszłości czy coś w tym rodzaju, czyli teoretycznie mogłem być spokojny, ponieważ nie mam żadnego powodu do obaw, ale to tylko tak czysto teoretycznie. Praca Taiki’ego była niebezpieczna, a on sam wydawał się tym zupełnie nie przejmować, co mnie zdumiewało i jednocześnie irytowało. Czemu nie mógł uważać na siebie choć troszkę bardziej? Zwłaszcza dzisiaj, był zmęczony, zirytowany i niewyspany, a to oznaczało, że to, jego czas reakcji mógł być opóźniony, co w jego pracy mogło być przecież śmiertelne. Bałem się, że przez taką roztropność może już do mnie nie wrócić, a gdyby tak się stało, to byłaby tylko i wyłącznie moja wina.
- Wszystko w porządku? – cichy głos Shingo dotarł do mnie, kiedy przygotowywałem śniadanie sobie. Cichy... on chyba nie był cichy. Może był cichy dla mnie, ponieważ byłem zamyślony...? Bardzo prawdopodobnie, w końcu moje myśli krążyły na tę chwilę tylko i wyłącznie moim narzeczonym, a nie na tym, co aktualnie robię.
- Tak, czemu pytasz? – odpowiedziałem pytaniem, przenosząc na niego wzrok. Starałem się brzmieć jak najbardziej naturalnie nie chcąc, aby Shingo się mną nie przejmował. Miał w końcu swoje problemy, jak każdy, więc czemu miałby się przejmować problemem narzeczonego własnego brata? To było tylko dodatkowe zmartwienie a tego raczej nikt nie lubi.
- Ponieważ właśnie położyłeś na chleb ser, a następnie zacząłeś ją smarować masłem. Chyba ci się pomieszały kolejności – słysząc jego słowa zaskoczony spojrzałem w dół i... faktycznie, ser był częściowo posmarowany masłem. Zdecydowanie powinienem skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie.
- Dobrze, że nie uciąłem sobie palca – westchnąłem cicho, starając się naprawić zepsutą kanapkę. Tak właściwie, czemu przygotowywałem sobie jedzenie? Nie byłem przecież głodny.
- A teraz na poważnie, co się stało? – dopytywał, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko choć troszkę mu się zwierzyć. Może i rozmawiałem o tym nie raz z Taikim, ale on mnie słuchał jednym uchem.
- Po prostu martwię o Taiki’ego, to wszystko – odpowiedziałem, siadając przy stole i biorąc pierwszy kęs, który z ledwością przełknąłem. Chleb był jakiś taki suchy, a ser wydawał mi się mdły, dlatego zaraz oddałem kanapkę Vivi, który z chęcią przyjęła. Może nie mogłem jeść, ponieważ się denerwowałem...? Naprawdę powinienem się uspokoić, bo takim denerwowaniem się w żaden sposób nie pomogę Taiki’emu, a sobie mogę tylko zaszkodzić.
- Na co dzień nie jesteś taki zestresowany – zauważył trafnie. Faktycznie, w inne dni udawało mi się trzymać nerwy na wodzy, chociaż i tak w duchu strasznie się o niego martwiłem.
- Po prostu lepiej to ukrywałem – przyznałem, chwytając za kubek ciepłej herbaty. Czułem, że musiałem coś zrobić, cokolwiek, by jakoś dotrwać do powrotu Taiki’ego.
- A tym razem co się zmieniło?
Słysząc jego pytanie, wziąłem głęboki wdech i po prostu zacząłem mu się zwierzać z tych wszystkich wątpliwości, jakie ciążyły na moim sercu. No dobrze, może nie ze wszystkich, ale z większości, nie chciałem go przecież zanudzić na śmierć. Muszę jednak przyznać, że Shingo wydawał się słuchać wszystkiego, co mówię. To było naprawdę miłe uczucie i nawet poczułem się odrobinkę lepiej, ale tylko odrobinkę. Uspokoję się tylko wtedy, kiedy Taiki wróci do domu. Nawet pocieszające słowa Shingo nie poprawiły mi humoru, powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie, ale starałem się tego po sobie nie poznać, w końcu wiedziałem, że nie miał złych intencji.
Przynamniej z nim jednym mogłem porozmawiać, pani Kato była bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy. Dlatego też to ja dzisiejszego dnia zająłem się wszystkimi obowiązkami domowymi, by kobieta mogła spokojnie zająć się maluchem. Oczywiście, przy nim też jej pomagałem, w końcu wiedziałem, jak to małe stworzenie potrafi wymęczyć człowieka, czy tam Kitsune. Nawet ja byłem zmęczony, nawet jeżeli „wyglądałem dobrze”. Skąd im się to wzięło, to ja nie wiem, jak dla mnie wyglądałem troszkę gorzej niż zazwyczaj. Najwidoczniej niewyspanie robi swoje, skoro postrzegali mnie w taki sposób.
- Taiki powinien już dawno wrócić – odezwałem się cicho do Shingo, który wieczorem dotrzymywał mi towarzystwa, chociaż wcale nie musiał tego robić. Był już późny wieczór, a Sachiko, po przepłakaniu całej nocy oraz większości dnia grzecznie spał, więc teoretycznie mógłby odpocząć, i jemu malec dał dzisiaj w kość.
- Może to całe spotkanie się trochę przeciągnęło Czasem tak się dzieje – próbował mnie uspokoić, co mu wyjątkowo nie wychodziło. Do tej pory Taiki jeszcze nigdy tak późno nie wrócił, zwłaszcza że dzisiaj również wcześniej wyszedł... ile już tam jest, dwanaście godzin? Nie, zdecydowanie więcej, a to było za dużo. I kiedy niby Taiki miał wypoczywać?
- A może coś się złego stało? – mówiłem sam do siebie, nerwowo stukając palcami o blat stołu. – Chyba powinienem tam pójść.
- Żartujesz? Możesz zaszkodzić i sobie, i jemu, siedź i uspokój się, zaraz wróci, jestem tego pewien.
Siedziałem jak na szpilkach przez jakieś dziesięć minut, po czym wstałem z krzesła. Jakimś cudem udawało mi się zachować jako taki spokój, ponieważ ciągle miałem coś do roboty; a to musiałem obiad zrobić, a to posprzątać kuchnię, a to zrobić i wywiesić pranie i te rzeczy troszkę czasu zajmowały.
- Nie mów mi, że tam idziesz – słysząc lekko spanikowany głos Shingo trochę się zaskoczyłem. Nie za bardzo wiedziałem, czemu tak się o mnie martwił.
- Nie, ja po prostu... – zacząłem, ale zaraz zamilkłem. Tak właściwie, to co ja chciałem zrobić? Nie miałem pojęcia. – Chyba pójdę na spacer... tak, to dobry pomysł.
Kiedy tylko wypowiedziałem magiczne słowo jakim był „spacer”, po kilku sekundach pojawiły się przy mnie zwierzaki, wesołe i bardzo chętne na spacer, pomimo panującej na zewnątrz ciemności.
- O tej porze? To chyba nie jest najlepszy pomysł – zauważył, patrząc na mnie niepewnie.
- Robię to nie pierwszy raz, poza tym muszę coś zrobić, bo tutaj nie wysiedzę – wyjaśniłem, zakładając buty. – Jakby Taiki wrócił wcześniej to... to dobrze. Powiedz mu, że po prostu wyszedłem ze zwierzakami na krótki spacer i że nie musi się o mnie martwić – wyjaśniłem, po czym szybko wyszedłem z domu, nie chcąc czekać na odpowiedź Shingo. Widziałem, że jemu się ten pomysł się podobał i już pewnie chciał przedstawić swoje kolejne argumenty, ale ja naprawdę nie mogłem już tutaj wytrzymać. Jeszcze nie wiedziałem, gdzie pójdę i na ile, ale po prostu musiałem coś zrobić. Mam nadzieję że Taiki przez ten czas wróci, bo jak się okaże, że nie, to dopiero wtedy przejdę się do jego pracodawców.
<Taiki? c:>
- Wszystko w porządku? – cichy głos Shingo dotarł do mnie, kiedy przygotowywałem śniadanie sobie. Cichy... on chyba nie był cichy. Może był cichy dla mnie, ponieważ byłem zamyślony...? Bardzo prawdopodobnie, w końcu moje myśli krążyły na tę chwilę tylko i wyłącznie moim narzeczonym, a nie na tym, co aktualnie robię.
- Tak, czemu pytasz? – odpowiedziałem pytaniem, przenosząc na niego wzrok. Starałem się brzmieć jak najbardziej naturalnie nie chcąc, aby Shingo się mną nie przejmował. Miał w końcu swoje problemy, jak każdy, więc czemu miałby się przejmować problemem narzeczonego własnego brata? To było tylko dodatkowe zmartwienie a tego raczej nikt nie lubi.
- Ponieważ właśnie położyłeś na chleb ser, a następnie zacząłeś ją smarować masłem. Chyba ci się pomieszały kolejności – słysząc jego słowa zaskoczony spojrzałem w dół i... faktycznie, ser był częściowo posmarowany masłem. Zdecydowanie powinienem skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie.
- Dobrze, że nie uciąłem sobie palca – westchnąłem cicho, starając się naprawić zepsutą kanapkę. Tak właściwie, czemu przygotowywałem sobie jedzenie? Nie byłem przecież głodny.
- A teraz na poważnie, co się stało? – dopytywał, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko choć troszkę mu się zwierzyć. Może i rozmawiałem o tym nie raz z Taikim, ale on mnie słuchał jednym uchem.
- Po prostu martwię o Taiki’ego, to wszystko – odpowiedziałem, siadając przy stole i biorąc pierwszy kęs, który z ledwością przełknąłem. Chleb był jakiś taki suchy, a ser wydawał mi się mdły, dlatego zaraz oddałem kanapkę Vivi, który z chęcią przyjęła. Może nie mogłem jeść, ponieważ się denerwowałem...? Naprawdę powinienem się uspokoić, bo takim denerwowaniem się w żaden sposób nie pomogę Taiki’emu, a sobie mogę tylko zaszkodzić.
- Na co dzień nie jesteś taki zestresowany – zauważył trafnie. Faktycznie, w inne dni udawało mi się trzymać nerwy na wodzy, chociaż i tak w duchu strasznie się o niego martwiłem.
- Po prostu lepiej to ukrywałem – przyznałem, chwytając za kubek ciepłej herbaty. Czułem, że musiałem coś zrobić, cokolwiek, by jakoś dotrwać do powrotu Taiki’ego.
- A tym razem co się zmieniło?
Słysząc jego pytanie, wziąłem głęboki wdech i po prostu zacząłem mu się zwierzać z tych wszystkich wątpliwości, jakie ciążyły na moim sercu. No dobrze, może nie ze wszystkich, ale z większości, nie chciałem go przecież zanudzić na śmierć. Muszę jednak przyznać, że Shingo wydawał się słuchać wszystkiego, co mówię. To było naprawdę miłe uczucie i nawet poczułem się odrobinkę lepiej, ale tylko odrobinkę. Uspokoję się tylko wtedy, kiedy Taiki wróci do domu. Nawet pocieszające słowa Shingo nie poprawiły mi humoru, powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie, ale starałem się tego po sobie nie poznać, w końcu wiedziałem, że nie miał złych intencji.
Przynamniej z nim jednym mogłem porozmawiać, pani Kato była bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy. Dlatego też to ja dzisiejszego dnia zająłem się wszystkimi obowiązkami domowymi, by kobieta mogła spokojnie zająć się maluchem. Oczywiście, przy nim też jej pomagałem, w końcu wiedziałem, jak to małe stworzenie potrafi wymęczyć człowieka, czy tam Kitsune. Nawet ja byłem zmęczony, nawet jeżeli „wyglądałem dobrze”. Skąd im się to wzięło, to ja nie wiem, jak dla mnie wyglądałem troszkę gorzej niż zazwyczaj. Najwidoczniej niewyspanie robi swoje, skoro postrzegali mnie w taki sposób.
- Taiki powinien już dawno wrócić – odezwałem się cicho do Shingo, który wieczorem dotrzymywał mi towarzystwa, chociaż wcale nie musiał tego robić. Był już późny wieczór, a Sachiko, po przepłakaniu całej nocy oraz większości dnia grzecznie spał, więc teoretycznie mógłby odpocząć, i jemu malec dał dzisiaj w kość.
- Może to całe spotkanie się trochę przeciągnęło Czasem tak się dzieje – próbował mnie uspokoić, co mu wyjątkowo nie wychodziło. Do tej pory Taiki jeszcze nigdy tak późno nie wrócił, zwłaszcza że dzisiaj również wcześniej wyszedł... ile już tam jest, dwanaście godzin? Nie, zdecydowanie więcej, a to było za dużo. I kiedy niby Taiki miał wypoczywać?
- A może coś się złego stało? – mówiłem sam do siebie, nerwowo stukając palcami o blat stołu. – Chyba powinienem tam pójść.
- Żartujesz? Możesz zaszkodzić i sobie, i jemu, siedź i uspokój się, zaraz wróci, jestem tego pewien.
Siedziałem jak na szpilkach przez jakieś dziesięć minut, po czym wstałem z krzesła. Jakimś cudem udawało mi się zachować jako taki spokój, ponieważ ciągle miałem coś do roboty; a to musiałem obiad zrobić, a to posprzątać kuchnię, a to zrobić i wywiesić pranie i te rzeczy troszkę czasu zajmowały.
- Nie mów mi, że tam idziesz – słysząc lekko spanikowany głos Shingo trochę się zaskoczyłem. Nie za bardzo wiedziałem, czemu tak się o mnie martwił.
- Nie, ja po prostu... – zacząłem, ale zaraz zamilkłem. Tak właściwie, to co ja chciałem zrobić? Nie miałem pojęcia. – Chyba pójdę na spacer... tak, to dobry pomysł.
Kiedy tylko wypowiedziałem magiczne słowo jakim był „spacer”, po kilku sekundach pojawiły się przy mnie zwierzaki, wesołe i bardzo chętne na spacer, pomimo panującej na zewnątrz ciemności.
- O tej porze? To chyba nie jest najlepszy pomysł – zauważył, patrząc na mnie niepewnie.
- Robię to nie pierwszy raz, poza tym muszę coś zrobić, bo tutaj nie wysiedzę – wyjaśniłem, zakładając buty. – Jakby Taiki wrócił wcześniej to... to dobrze. Powiedz mu, że po prostu wyszedłem ze zwierzakami na krótki spacer i że nie musi się o mnie martwić – wyjaśniłem, po czym szybko wyszedłem z domu, nie chcąc czekać na odpowiedź Shingo. Widziałem, że jemu się ten pomysł się podobał i już pewnie chciał przedstawić swoje kolejne argumenty, ale ja naprawdę nie mogłem już tutaj wytrzymać. Jeszcze nie wiedziałem, gdzie pójdę i na ile, ale po prostu musiałem coś zrobić. Mam nadzieję że Taiki przez ten czas wróci, bo jak się okaże, że nie, to dopiero wtedy przejdę się do jego pracodawców.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz