Nie za bardzo chyba rozumiem, o co chodziło Mikleo. Oczywiście, że jeszcze raz zrobiłbym to samo, nawet jeżeli następnym razem miałbym stracić rękę. Dla mojego syna i męża zrobiłbym dosłownie wszystko, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Ale dlaczego to wszystko miało sprawić, bym poczuł się dumny z dziury w ramieniu? Przeanalizowałem w głowie na spokojnie jeszcze raz jego słowa i... nie, nie rozumiałem nadal. Może to zrozumiem za jakiś czas, zwykle właśnie tak było, że niektóre jego wskazówki docierały do mnie z czasem. Albo w ogóle nie docierały, tak też się zdarzało.
Westchnąłem cicho i korzystając z pustego pokoju, przebrałem się w nieco bardziej wyjściowe ubrania. Nie odczuwałem specjalnej potrzeby umycia się, wczoraj wystarczająco dużo pobyłem w wodzie, więc do wieczora dam sobie jakoś radę, co jak co, ale Mikleo bardziej potrzebuje tej kąpieli ode mnie. Podszedłem do lustra, po czym zacząłem rozczesywać swoje włosy, które troszkę się potargały w trakcie snu i naszych przyjemnych, porannych przyjemności. Zawsze, kiedy ogarniam swoje włosy, dochodzę do jednego wniosku; moje włosy dosłownie żyją własnym życiem i zdecydował się być dla mnie niezwykle złośliwe. W ogóle nie poddawały się szczotce i wywijały się we wszystkie strony, były takie zupełnie różne od włosów mojego ukochanego aniołka. Fakt, te również po śnie potrafiły być bardzo roztrzepane i jeszcze dodatkowo strasznie się puszyły, ale wystarczyło kilka ruchów szczotką i już wyglądały jak piękne fale. Jakimś cudem udało mi się jako tako ogarnąć te włosy i nawet związać te dłuższe kosmyki w kucyk, by mi już więcej tego dnia nie przeszkadzały. Dlaczego ja w ogóle zostawiłem je długie...? Ano tak, Mikleo takie bardziej się podobały.
Akurat kiedy skończyłem się ogarniać, Mikleo wyszedł z łazienki. Jego włosy były rozpuszczone, co mi się bardzo podobało, a na swoim ciele miał jedynie moją niebieską koszulę. Jego widok sprawił, że kompletnie zapomniałem o jego wcześniejszych słowach odnośnie swojej blizny. W tym momencie było coś ważniejsze, niż to, a mianowicie musiałem pomóc mu się ogarnąć. Uśmiechnąłem się szeroko do mojego męża, a następnie wskazałem mu ręką miejsce, na którym miał usiąść. Tym razem zdecydowałem się na dobieranego warkocza plecionego od samego czubka głowy, by móc także wpleść jego grzywkę. Dzięki temu jego opaska była doskonale widoczna, a na tym właśnie mi zależało.
- Czy ja już mówiłem, że wyglądasz cudownie? – wymruczałem mu do ucha, po czym podgryzłem jego płatek.
- Tak, ale możesz mi tak mówić cały czas – odpowiedział, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
- Jesteś najpiękniejszy, najcudowniejszy, najwspanialszy i najsłodszy – zacząłem wymieniać zgodnie z jego prośbą. Komplementy mogłem mówić mu cały czas, wystarczy jego jedno słowo. – Jestem zaszczycony, że taki niesamowity anioł jak ty wybaczył mi te wszystkie straszne rzeczy i nadal ze mną jest.
- Tak cudownemu mężczyźnie nie mógłbym nie wybaczyć – odparł i odwrócił się do mnie, by móc pocałować mnie w linię żuchwy. Słysząc jego słowa, poczułem się źle. Nie byłem cudownym mężczyzną i nie należało mi wybaczać tego wszystkiego. To tylko dzięki jego dobremu sercu nadal tu jestem.
- Z tym cudownym zdecydowanie przesadzasz – odparłem dając mu tym samym znać, że nie powinien mnie za takiego postrzegać. – To co, idziemy na śniadanie?
- Na śniadanie chyba już za późno – odpowiedział, patrząc wymownie przez okno. Faktycznie, był już późny ranek i pora śniadania już dawno minęła. Chociaż, wydawało mi się, że to bardziej południe... cóż, pospaliśmy sobie dzisiaj. – Ubiorę się i przyniosę nam coś do pokoju – dodał, wstając z krzesła.
- Ale po co się ubierać? Jak dla mnie wyglądasz cudownie i niczego nie musisz w sobie zmieniać – odezwałem się, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Wiem, że dla ciebie wyglądałbym cudownie nawet nago, ale inni powiedzieliby inaczej – powiedział, ubierając spodnie i inną, pasującą na niego koszulę.
- Nie, gdybyś był nago, wyglądałbyś cudowniej, a gdybyś założył jeden ciuszek z naszej szafy, wyglądałbyś najcudowniej – wyjaśniłem, mając oczywiście na myśli szafę, w której chowaliśmy wszelkie ubrania, które przeznaczone były raczej dla pań i jednocześnie które tak cudownie wyglądały na drobnym i smukłym ciałku mojego aniołka.
Mikleo parsknął śmiechem, po czym pożegnał się ze mną i wyszedł z pokoju, by pewnie przynieść nam nasze późne śniadanie, a ja grzecznie czekałem na niego w pokoju. Miałem trochę czasu, podczas którego zdałem sobie sprawę, że minęło troszkę czasu, od kiedy mój mąż założył jedno z tych ładnych ubranek, i to nawet bardzo dużo czasu. Troszkę mi tego brakowało i z chęcią zobaczyłbym go w nich raz jeszcze, bo w końcu wyglądał w nich przecudownie i bardzo kusząco. Tylko, kiedy mógłby ją założyć...? Teraz raczej nie mamy za dużo czasu na takie zabawy, bo nigdy nie wiadomo, kto będzie chciał nam przeszkodzić, Zaveida w sypialni to ja w życiu bym się nie spodziewał...
Reszta naszego dnia minęła nam bardzo spokojnie i miło, nawet jeżeli przez większość czasu zajmowaliśmy się naszym synem. Yuki niewiele wspominał o Emmie i był bardzo wesoły, czyli wszystko wydawało się być w porządku i dziewczynka albo nie słyszała złośliwych słów jej rówieśników, albo nie zwracała na nie uwagi. Miałem cichą nadzieję, że cała ta sytuacja nie wpłynie na naszego syna, i ja i Mikleo nie chcieliśmy, aby on cierpiał. Chyba wcześniejsze gadania mojego męża o wcześniejszym dojrzewaniu u aniołów i obawa, że Yuki już może się zakochać udzieliły się i mnie. Późnym wieczorem, kiedy już położyliśmy naszego zmęczonego syna spać, i my mieliśmy zamiar odpocząć, ale tuż przed naszym pokojem złapał nasz Zaveid. A miałem cichą nadzieję, że już go dzisiaj nie zobaczę, w końcu nie widziałem go cały dzień. Od Yuki’ego dowiedziałem się, że teraz Serafiny musiały ćwiczyć z Arthurem, zanim udadzą się na kolejną wyprawę. Jak dobrze, że mój Miki nie jest już w to wplątany.
- Nie zapomnieliście o czymś? – spytał Zaveid, zarzucając lewą rękę na kark mojego męża, a prawą na mój kark.
- Wydaje mmi się, że wszystko jest w porządku. A tobie, Miki? – spytałem niewinnie mojego męża, wyrywając się z uścisku i wchodząc do swojego pokoju. Mogliśmy rozmawiać, owszem, ale nie na korytarzu, już wystarczająco plotek chodzi na mój temat i nie potrzebuję ich jeszcze więcej.
- I bardzo dobrze ci się wydaje – odpowiedział Mikleo, idąc w moje ślady.
- Rozumiem, że Sorey jest już stary i może mieć problemy z pamięcią, ale ty? Dopiero wkraczasz w dorosłość, mój młody przyjacielu, więc twoja pamięć powinna być doskonała – odparł Zaveid, wchodząc za nami do pokoju, a na jego twarzy tkwił złośliwy uśmiech.
- Nie jestem stary – burknąłem cicho pod nosem, niezadowolony z jego komentarza. Znaczy, byłem, ale nie aż tak, by mieć problemy z pamięcią, chociaż i te miewałem, ale z zupełnie innego powodu.
- Pewnie, pewnie, ale te zmarszczki na twojej twarzy mówią co innego – jego kolejne słowa ani trochę mnie nie uspokoiły. Czy on mówił prawdę czy po prostu się ze mną przekomarza, ponieważ widzi, że mi się to nie podoba...? Na pewno się przekomarza, mam dwadzieścia dwa lata, nie mogę mieć żadnych zmarszczek. – To co, idziemy? Wszyscy na was czekają, a teraz przez Arthura praktycznie nie mamy wolnego czasu w ciągu dnia – dodał, bardzo zniecierpliwiony.
- Co to znaczy wszyscy? – spytał zdezorientowany Miki. W summie, to nie tylko on był zdezorientowany, ja także byłem.
- No Lailah i Edna, dlatego tym bardziej powinniśmy się pospieszyć. Nie można dawać damom czekać – odpowiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem pytająco na mojego męża. Jeżeli on będzie chciał iść, to i ja pójdę, ale jeżeli będzie chciał zostać, to dotrzymam mu towarzystwa, chociaż ja z chęcią bym poszedł. Może z niewielką chęcią, ale bym poszedł, by się dowiedzieć, co się działo z Zaveidem oraz Edną od czasu naszego rozstania.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz