Szczerze, to nie miałem za bardzo ochoty na wyjście nad jezioro. Nie miałem najmniejszej ochoty na wyjście gdziekolwiek. Najchętniej zostałbym w pokoju i robił jedno wielkie nic... no ale nic, poświęcę się dla mojego ukochanego anioła ponieważ wiedziałem, że jest to mu bardzo do życia potrzebne, zwłaszcza w ten gorący dzień. Mi przecież nic złego się nie stanie, jeżeli tam pójdę, no chyba że nagle zniknie mi z oczu i dostanę ataku paniki, ale to jest mało prawdopodobne, że tak się stanie.
Z niechęcią zebrałem się z łóżka, mając świadomość, że muszę się teraz przebrać i ogarnąć włosy. Może jeszcze powinienem zgolić ten kilkudniowy zarost...? Tak, to zdecydowanie bardzo dobry pomysł, dzięki temu będę wyglądać nieco lepiej. I zdecydowanie młodziej. Już się dość nasłuchałem wczoraj o swoim starym wyglądzie, ale to i tak lepiej, że to na mnie skupiła się cała uwaga, a nie na Mikim i jego obroży, co było aż zbyt dziwne, ale i tak nie zamierzałem narzekać. Widziałem, że mój mąż był niezbyt zadowolony z faktu, że musiał uczestniczyć w tym spotkaniu. Czułem się z tego powodu źle, ponieważ doskonale wiedziałem, że to moja wina. Znaczy, w sumie to nie tak do końca moja wina, a Zaveida, niepotrzebnie przerzucił go sobie przez ramię, ale miałem w tym wszystkim swój udział. Mógłbym być bardziej stanowczy, albo wykorzystać fuzję na ściągnięcie go do siebie, a zamiast tego, nie zrobiłem nic. Ten wypad nad jezioro jest chyba takim moim małym zadośćuczynieniem za wczoraj.
Kiedy już względnie ogarnąłem siebie wszedłem do łazienki, oczywiście wcześniej pukając do drzwi. Miałem cichutką nadzieję, że zastanę moją małą Owieczkę w jakiejś przyjemnej dla oka sytuacji, ale właśnie rozczesywał swoje włosy będąc już w pełni ubranym. Cóż, mógłbym się nieco bardziej pospieszyć. Albo od razu iść za nim do łazienki i pomóc mu się ubrać, w końcu to taka ciężka czynność do wykonania...
- Nie zapomnij tylko o obroży – wymruczałem mu do ucha, kiedy do niego podszedłem, po czym ucałowałem go w nagą szyję. Pewnie ją zdął tylko na momencik, ponieważ leżała ona na zlewie, ale i tak wolałem mu przypomnieć.
- O to się nie bój , o niej nigdy nie zapomnę – odparł, odwracając głowę w moją stronę i całując mnie w linię żuchwy.
- To bardzo dobrze – wyszczerzyłem się, po czym poczochrałem mu włosy, co spotkało się z głośnym oburzeniem ze strony Mikleo. Musiałem mu oddać za to wcześniejsze, choćby nie wiem co. – Pójdziesz po Yuki’ego? – dopytałem po chwili, powoli zabierając się do golenia twarzy.
- Pewnie, o ile w ogóle będzie chciał z nami iść – odpowiedział, leniwie się przeciągając.
- Jak nie, to będziemy mieli bardzo dużo czasu tylko dla siebie – odparłem, nie za bardzo wzruszony takim scenariuszem. Niezależnie od decyzji z naszego syna, będziemy się dobrze bawić, o ile można się bawić w taki upał. Jak dobrze, że już powoli nadchodzi jesień, a wraz z nią chłodniejsze dni, już powolutku mi ich brakowało. I w sumie, to nie tylko mi.
- Chyba, że znowu Roscoe cię magicznie znajdzie – odparł z przekąsem, wychodząc z łazienki i nie pozwalając mi odpowiedzieć.
Westchnąłem cicho na jego słowa, nie rozumiejąc jego niechęci. W ostatnim czasie raczej dużo czasu poświęcałem mojej rodzinie, więc powinien być zadowolony. A już powoli zacząłem myśleć, że mój mąż powoli się przekonuje do ludzi... chyba, że znowu zrobiłem coś nie tak i zaczęliśmy się cofać. No nic, jeszcze się poprawię i może w końcu jakoś mi się uda go przekonać do nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi. To jest umiejętność, która mu się bardzo przyda po tym, jak mnie zabraknie. Nie chciałbym, aby został sam, nawet jeśli uważał, że sam da sobie radę, doskonale wiedziałem, że zawsze lepiej mieć obok siebie kogoś, z kim można porozmawiać, nawet jeżeli jest się typem samotnika.
***
Następne dni mijały nam bardzo spokojnie i przyjemnie. Nie mieliśmy aż tak wiele czasu tylko dla siebie, jak to było wcześniej. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy z Yukim, czasem nawet Zaveid wychodził z propozycją spotkania się, no i też od czasu do czasu wychodziłem z Roscoe na miasto. Trochę tęskniłem za dniami, podczas których mogłem się skupić tylko i wyłącznie na mojej uroczej Owieczce, ale jako ojciec oraz przyjaciel miałem kilka obowiązków, których przełożyć nie mogłem.
Dzisiaj, ku mojej uldze, mieliśmy nieco z tych luźniejszych dni, a to wszystko z powodu panującej na zewnątrz burzy. Yuki praktycznie cały dzień spędził albo z Emmą, albo ze swoim przybranym wujostwem, nas odwiedzając zaledwie raz czy dwa; z powodu okropnej pogody nawet Arthur zrezygnował z restrykcyjnych, ciężkich treningów, dzięki czemu Serafiny miały więcej czasu i mogły go poświęcić na zabawę z naszym małym skarbem.
- Powinniśmy powiedzieć już Yuki’emu o naszej wyprawie – odezwał się nagle Mikleo, który siedział na parapecie i wpatrywał się w deszcz i błyskawice za oknem.
- Nie wydaje mi się, aby taka pogoda sprzyjała wyprawie – zauważyłem trafnie, podnosząc wzrok znad książki. W końcu miałem troszkę czasu, by ją przeczytać i zamierzałem ją jak najlepiej wykorzystać.
- Przecież nie będziemy wyruszać dzisiaj, czy tam jutro. Po prostu go uświadomimy, że w najbliższym czasie będziemy chcieli to zrobić, by mógł się do tej wiadomości przyzwyczaić – wyjaśnił mi Mikleo, zsuwając się z parapetu.
- To ma w sumie sens – wymamrotałem pod nosem, odkładając książkę na bok, a zrobiłem to z bardzo konkretnego powodu; mój mąż zdecydował się usiąść na łóżku obok mnie.
- Oczywiście, że ma sens, ponieważ ja to wymyśliłem – odpowiedział, szczerząc swoje śnieżnobiałe ząbki.
- Fakt, głupi ja. Dobrze, że mam obok siebie taką mądrą i bardzo uroczą Owieczkę – odparłem zaczepnie, przekręcając się na plecy.
Tak jak podejrzewałem, Miki od razu zrozumiał mój zamysł i od razu usiadł na moich biodrach, a kąciki jego wargi uniosły się w delikatnym uśmiechu. Nie dość, że mądry, to do tego jeszcze niezwykle kochany i milusi, ja to dopiero mam w życiu szczęście, a nie zrobiłem niczego, by sobie na to zasłużyć. Od razu położyłem swoje dłonie na jego biodra, zaczynając kreślić nieregularne szlaczki, troszkę go tym sam drażniąc. To i tak nic w porównaniu z tym, jak on drażni mnie; niby to przypadkiem się wiercił, próbując się wygodniej usadowić.
- Nie mów tak o sobie, jesteś bardzo mądry, tylko na swój unikalny sposób – powiedział nachylając się nade mną, by móc ucałować moje wargi.
- Wow, to było dopiero grzeczne przekazanie komuś tego, że jest on głupi – zauważyłem, kiedy miałem ku temu okazję.
- To nieprawda. W życiu bym tak o tobie nie powiedział – od razu zaczął się bronić, tym samym wywołując u mnie delikatny uśmiech. Oczywiście, że Mikleo nigdy by tak nie pomyślał, jest w końcu aniołem i dosłownie, i w przenośni i takie słowa by mu w życiu przez usta nie przeszły. Myśli już może tak, ale nie chciałem się upewniać, każdy z nas miał prawo do prywatności i zachowania własnych myśli, nawet jeżeli łączy nas pakt.
- Ponieważ jesteś kochany i słodziutki, to dlatego – wyjaśniłem, chwytając jego dłoń, na której znajdowała się srebrna obrączka, po czym ucałowałem jej wierzch. Srebro to był zdecydowanie bardzo dobry pomysł, zdecydowanie o wiele bardziej do niego pasowało niż takie złoto. Chyba, że białe złoto, takie by do niego pasowało o wiele bardziej, tylko że ono było bardzo drogie. Chociaż, gdybym powoli zaczął oszczędzać, to w końcu mógłby mu kupić jakiś ładny pierścionek z niebieskim kamieniem? Jak na przykład z szafirem... dużo czasu zajmie mi, zanim uda mi się na coś takiego uzbierać pieniądze, ale już wiem, że warto. – To co, idziemy do Yuki’ego? Chyba mieliśmy mu coś powiedzieć – zauważyłem, przypominając sobie nagle, o czym rozmawialiśmy wcześniej. To trochę zabawne, jak rozmowa o naszym synu zmieniła się w dyskusję o mojej głupocie.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz