Ta noc nie należała do moich najlepszych. Słyszałem, jak Taiki co chwila przekręca się z boku na bok i cicho syczy z bólu, bardzo starając się mnie nie obudzić, co tak średnio zecz jasna mu się udawało, ale starałem się tego po sobie nie poznać. A mógł już wziąć te środki przeciwbólowe, ale nie, da sobie świetnie radę bez nich... z takim jego nastawieniem chyba nigdy nie zaznam spokoju. Jak dobrze, że wrócili żywi, przecież to mogło się skończyć znacznie gorzej niż na kilku siniakach, czy oni w ogóle zdawali sobie z tego, na jak wielkie niebezpieczeństwo się narazili? Jeden ograbiając domy, a drugi śledząc i wydając tego pierwszego w czasie rabunku... rozumiem, że mój narzeczony był pewnie bardzo wzburzony, ale mógł troszeczkę poczekać, by nie narażać i siebie, i jego. W mojej głowie rodziło się jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie: czy ktoś ich rozpoznał i byłby w stanie wskazać ich strażnikom? Jeszcze tego nam wszystkim brakowało, by rano zapukała do drzwi straż i ich zabrała. Już same myśli tego typu sprawiały, że nie mogłem za dobrze spać. Dopiero nad ranem udało mi się przespać bez pobudki całe trzy godziny, a kiedy się obudziłem i ujrzałem obok siebie pusty materac, serce podeszło mi do gardła.
Od razu zerwałem się łóżka, zaczynając szybko ubierać na swoje ciało pierwsze lepsze ubrania, jakie znalazłem pod ręką. Czemu nie poczułem, jak Taiki wstaje? Przecież powinienem, w końcu miałem płytki sen przez całą tę stresującą sytuację. Bardzo bałem się, że mój narzeczony zdecydował się pójść dzisiaj do pracy. Teoretycznie, nikt o zdrowym umyśle nie poszedłby w takim stanie do pracy, ale... Taiki to Taiki. Naprawdę wierzyłem, że on byłby w stanie to zrobić. I jeżeli właśnie to zrobił, to ja zamierzałem pójść do jego miejsca pracy i go stamtąd zabrać, niezależnie od wszystkiego.
Przeczesałem nerwowo dłonią swoje włosy i wybiegłem z pokoju, zbiegając cicho po schodach. Nie zwracałem za bardzo uwagi na otoczenie, dlatego nie zorientowałem się nawet, kto siedzi w kuchni, tylko od razu skierowałem swoje kroki do korytarza, by tam założyć buty.
- Karotka? Wszystko w porządku? Gdzie ci się tak śpieszy? – słysząc głos mojego narzeczonego zamarłem w połowie wiązania butów i uniosłem głowę. Tak, to był zdecydowanie Taiki, nigdzie nie poszedł. Odetchnąłem głośno, czując wielką ulgę.
- Po prostu... nie zastałem cię w łóżku i myślałem, że poszedłeś do pracy i to przegapiłem – wyjaśniłem zawstydzony, siadając na małej szafce w przedsionki i ukrywając twarz w dłoniach. Zdecydowanie za bardzo się rozemocjonowałem, ale czy można mnie winić?
- Naprawdę uważasz, że w takim stanie poszedłbym do pracy? – spytał, podchodząc do mnie. Chwycił moje nadgarstki i odkrył moją twarz, bym mógł zobaczyć jak delikatnie się uśmiecha. Czy ten drobny gest bardzo go bolał? Na pewno, w końcu miał rozciętą wargę, a ja sam doskonale wiem, jakie to bolesne. Na jego pytanie pokiwałem głową, zauważając na jego powoli malujące się rozczarowanie. – No wiesz co? Nie jestem masochistą – bąknął, lekko oburzony.
- Cieszę się, że jednak zostałeś w domu – odpowiedziałem, uśmiechając się słodziutko i zaraz pocałowałem go w ten niepoharatany policzek. – Bardzo boli? – dodałem cichutko, delikatnie przesuwając palcem po jego dolnej wardze, uważając oczywiście na to, by nie dotykać rany.
- Nie jest źle – odparł, całując moją dłoń. – Chodź, przygotuję ci herbatę i coś do jedzenia, co ty na to?
- Ja na to, że masz siedzieć na krześle i wypoczywać, a ja się wszystkim zajmę – powiedziałem, ściągając buta i podnosząc się na równe nogi.
Taiki bąknął coś o tym, że tak też może być, po czym wróciliśmy do kuchni. Zauważyłem, ze Taiki już przygotował sobie kawę, więc mnie zostało do przygotowania śniadania oraz jakiegoś napoju dla siebie. Może powinienem jeszcze zrobić coś dla Shingo...? Jego wczorajszy stan był okropny, wcale bym się nie zdziwił, gdyby nie miał nawet siły zejść na dół, więc dobrze byłoby mu coś zanieść do jedzenia, by nabrał sił. Podobnie jak Taiki, nie popierałem jego sposobu na zarabianie pieniędzy, ale nie oznaczało to, że miałem go tak od razu skreślać i się na niego obrażać. Poza tym, może miał jakiś powód, by kraść...? Nie, nie powinienem myśleć w ten sposób, nie ma żadnego wytłumaczenia dla takiego zachowania.
- A to dla kogo? – spytał zaskoczony Taiki, kiedy po postawieniu na stole dwóch talerzy z jajecznicą, wziąłem do rąk kolejny wraz z czarną kawą.
- Dla Shingo, pewnie po tym wczorajszym odbiciu ledwie może się ruszać z bólu – odparłem, wzruszając ramionami.
- Nie usługuj mu. Jeżeli będzie głodny, to tu zejdzie i sobie coś zrobi – bąknął, a ja od razu domyśliłem się, że już mieli za sobą kłótnię. Na pewno przez to zdarzenie ich relacja uległa pogorszeniu, ale przecież to wkrótce się poprawi... prawda? Taką miałem nadzieję, nie chciałbym, by Taiki po raz kolejny stracił brata.
- Tylko podam mu jedzenie i do ciebie wracam – doparłem wymijająco, nie chcąc za bardzo drążyć tego tematu. To jest konflikt pomiędzy nimi i ja w niego ingerować nie będę, chyba że naprawdę będę do tego zmuszony. – Gdybyś ty był w takim stanie, też przyniósłbym ci śniadanie. Zresztą, przyniósłbym ci zawsze, niezależnie od twojego stanu – dodałem nie chcąc, aby Taiki się na mnie obrażał, nie robię przecież niczego złego.
Mój narzeczony burknął coś pod nosem, chyba nadal będąc niezadowolonym z faktu, że idę zanieść jedzenie jego bratu. Zaraz go udobrucham, ale to za momencik, najpierw zaniosę te rzeczy Shingo i upewnię się, że wszystko z nim w porządku oraz czy rany goją się poprawnie. Niby wczoraj wszystko zrobiłem poprawnie, ale byłem też pod wpływem emocji i mogłem coś przeoczyć, później już nawet nie mogłem zszyć ran mojego narzeczonego... właśnie, skoro wczoraj nie byłem w stanie niczego zrobić, to dzisiaj muszę to naprawić.
Podszedłem do pokoju Shingo i ostrożnie zapukałem w drzwi. Nie słysząc jego odpowiedzi, postanowiłem się odezwać:
- Shingo? Tu Shōyō, mogę wejść? Przyniosłem ci coś do jedzenia.
Po tym usłyszałem ciche „proszę”, dlatego wszedłem do środka. Chłopak siedział na łóżku i wyglądał... cóż, jego twarz była bardzo opuchnięta, a siniak pod okiem znacznie pociemniał i wyglądał strasznie. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a następnie położyłem talerz z jedzeniem oraz kubek z kawą na szafce. Czy znając prawdę powinienem przestać być dla niego miły? Chyba by wypadało, w końcu postąpił źle, ale jakoś tak nie potrafiłem.
- Jak się czujesz? – spytałem, przybliżając się do jego twarzy. Musiałem w końcu upewnić się, czy rany nie ropieją, ale nie, wszystko było w porządku. To dobrze, teraz wystarczy, że oboje będą grzecznie siedzieć i się nie przemęczać, a rany same się zagoją.
- Tylko trochę boli, ale da się przeżyć – przyznał, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że nasze twarze znajdują się zdecydowanie za blisko. Odchrząknąłem cicho i od razu się odsunąłem.
- To dobrze. Życzę smacznego – odpowiedziałem, wychodząc z pokoju. Wszystkie rany goiły się poprawnie, a skoro sam zainteresowany nie chce mojej pomocy, no to nic tu po mnie. Co prawda, nie wierzyłem w jego „tylko trochę boli”, ale nie zamierzałem się narzucać. To będę robił mojemu narzeczonemu, jeżeli powie podobne słowa, bo jest moim narzeczonym i o niego bardzo się martwię.
Kiedy wróciłem do kuchni zauważyłem, że Taiki już zdążył zjeść część swojej jajecznicy, co mnie ucieszyło. To znaczyło, że miał apetyt i nie było z nim tak źle, jak myślałem. Powolutku mogłem się uspokajać, pozostało mi tylko zszyć rozcięcie i dowiedzieć się kilku rzeczy. Nim usiadłem na swoim krześle, pocałowałem mojego ukochanego w policzek; najchętniej to usiadłbym na jego kolanach i mocno wtulił się w jego ciało, gdyż tego właśnie w tej chwili potrzebowałem, ale wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić. I jeszcze przez długi czas będę musiał powstrzymywać się od tego typu gestów... znowu. To i tak nie miało znaczenia, najważniejsze jest, że Taiki wrócił do mnie żywy.
- Już jestem – powiedziałem, uśmiechając się do niego ładnie, by troszkę poprawić mu humor. Taiki wyglądał troszkę mizernie, a ja nie miałem pojęcia, czy to z mojej winy, zachowania jego brata czy może z powodu bólu. – Masz do mnie żal za to, że zaniosłem Shingo śniadanie? – spytałem niepewnie chcąc się upewnić, czy między nami wszystko jest w porządku.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz