Dzień jak co dzień przynajmniej tak mi się wydawało, nic w końcu stać się nie miało, co zresztą miałoby się stać? W końcu jestem silną istotą, która nie musi martwić się z powodu jakiś śmiesznych przeczuć mojego narzeczonego absurd, aby coś mogło mi się tu stać.
Od rana, gdy tylko pojawiłem się w pracy, zrobiłem obchód, by sprawdzić, czy aby nikt niepowołany nie kręci się wokół domu, nie mógłbym przecież dopuścić, aby ktoś niepowołany kręcił się wokół domu, naruszając spokój państwa Soga, którzy dziś byli wyjątkowo nerwowi, tak jakby coś miało się stać to dziwne. Najpierw Karotka mówi mi, że coś się dziś stanie później państwo Soga zachowują się jak nie oni i już sam nie wiem, czy nie powinienem zacząć się niepokoić.
- Czy wszystko w porządku? - Głos pani Soga zwrócił moją uwagę, kobieta wyszła z domu, by sprawdzić, czy wszystko gra, robiąc to pierwszy raz, odkąd tu pracuje, zazwyczaj to pan Soga to robi, gdy jego żona zajmuje się innymi mniej lub bardziej ważnymi sprawami.
- Oczywiście, nikogo nie dostrzegłem w pobliżu domu - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie do kobiety, starając się w jakiś, chociażby drobny sposób pocieszyć ją nie rozumiejąc skąd w niej taka niepewność i zmartwienie. Co tu się dzieje? Czy ktoś mi wyjaśni?
- Dobrze, Taiki proszę, zwróć większą uwagę na okolicę wokół naszego domu, to dziś bardzo ważne - Po tych słowach zmarszczyłem brwi, potrzebując większej ilości informacji, które pomógłby mi zrozumieć, co się dzieje i jak mam się zachować, gdyby ktoś zaczął obserwować dom państwa Soga.
- Czy coś się dzieje? Muszę to wiedzieć, by wiedzieć, na co zwrócić większą uwagę - Lekko poirytowany patrzyłem na kobietę, byłem dziś zmęczony przez płaczące w nocy dziecko, z powodu czego bardzo szybko można było doprowadzić mnie do białej gorączki, a tego by nie chcieli.
- Nie, nic się nie dzieje - Kłamała, czułem to i wdziałem w jej oczach, a tym sposobem nie pomagała ani sobie, ani tym bardziej mi, jak mam ich pilnować i o nich dbać, jeśli mnie oszukują? Chyba nie tędy droga szczerość to podstawa we współpracy.
- Kłamie pani, ucieka pani wzrokiem, patrząc wszędzie tylko nie na mnie, do tego poci się pani skóra, jeśli chcecie, abym wam pomógł, musicie być ze mną szczerzy, w innym wypadku nie będę w stanie wam pomóc, a i praca z ludźmi, którzy kłamią, nie ma dla mnie najmniejszego sensu - W tej chwili byłem nie do końca sobą, irytacja wzięła górę, a kłamstwa ze strony kobiety drażniły mnie jeszcze bardziej, dlaczego ona tak gra? Nie podoba mi się to ani trochę, nie tak się przecież umawialiśmy, mieliśmy być szczerzy wobec siebie, gdzie więc ta szczerość?
- Wybacz, nie chciałam cię okłamywać, obawiam się jednak twojej reakcji - Przyznała, wzdychając ciężko, jak gdyby było jej to potrzebne, by dalej mówić. - Wpadliśmy w wielką dziurę, robiąc interesy z osobami, które nie byłby tego warte, to oszuści, którzy teraz chcą się nas pozbyć, by zgarnąć wszystko dla siebie.. - Po jej wypowiedzi wiedziałem już wszystko, bali się tego, co się stanie, gdy ci ludzie ich dopadną. Nie mają czym, w końcu jestem tu i dopilnuje, by nic się im nie stało.
- Nie musi się pani o nic martwić, wszystko będzie dobrze ja was obronię - Obiecałem, kończąc tym samym tę wymianę zdań, wracając do pracy, skupiając się na otoczeniu. Pilnując, by nikt się nie zbliżył do domu, który pilnowany był przeze mnie, a jak wiadomo, nie jestem pierwszym lepszym człowiekiem, dam sobie radę wracając do domu cały i zdrowy.
Dzień mijał bardzo spokojnie, państwo Soga spotkali się z państwem Tanaka, nie miałem pojęcia, kto to jest, skoro jednak moi pracodawcy chcieli, by ich wpuścił, zrobiłem to. Ufając, że nic się nie stanie, oczywiście mimo wszystko uważnie przyglądając się nowo przybyłym gościom.
Moja uważność bardzo się opłacała wieczorem, gdy miałem zbierać się do domu ktoś naruszył spokój państwa Soga, czym przymusił mnie do obrony ludzi ukrywających się w domu.
- Nie spodziewałem się, że znów cię spotkam - Moim przeciwnikiem okazał się mój dawny przyjaciel, który tak jak ja był smokiem, naprawdę źle ulokowali nie tylko swoje pieniądze, ale i zaufanie, ten człowiek ukazuje prawdziwe oblicze smoka, będącego w stanie zabić każdego, by zdobyć to, na czym mu naprawdę zależy.
- Matt odejdź stąd, oni nie zasłużyli na śmierć - Uważnie obserwując każdy ruch chłopaka, byłem gotowy na przemianę i walkę, która mogła się skończyć śmiercią któregoś z nas.
- Nie ja stąd powinienem odejść a ty - Po tych słowach ruszył na mnie, nie dając mi wyboru, musiałem zrobić to samo, w tej chwili walcząc nie tylko o życie państwa Soga, ale i o swoje własne, które mogłem utracić, jeśli zrobię coś nie tak.
Walka zakończyła się moim zwycięstwem, które nie było wcale takie proste, chłopak był silny, z powodu czego trochę mi się oberwało, na szczęście to tylko drobne zadrapania do krwi bez złamania więc nic się nie stało prawda? Matt uciekł, gdy tylko przegrał, pozostawiając państwo Soga w spokoju. Byli więc bezpieczni mogłem wrócić do domu, dając się najpierw opatrzyć, nie chcieli mnie wypuścić z domu bez opatrzenia moich ran, tak więc nie miałem wyboru.
Opatrzony i jedynie obolały mogłem opuścić dom, wracając do siebie, przez cały czas zastanawiając się, czy aby nie zobaczyli czegoś, czego zobaczyć nie powinni, jeśli dowiedzą się, kim jestem, mogę mieć spore kłopoty. Wygnańcy wciąż umierają z rąk ludzi, a tego bym nie chciał.
Zamyślony idąc znaną mi drogą, dostrzegłem mojego narzeczonego chodzącego po lesie, a on co tu robi? Powinien być w domu, gdzie jest bezpiecznie, a nie szlajać się po lesie, jeszcze coś mu się stanie, a tego nigdy sobie nie wybaczę.
- Karotka? Co ty tu robisz? - Zbliżając się do chłopaka, przywitałem się z psem, który skoczył na mnie, kładąc łapy na moim posiniaczonym brzuchu, co wywołało grymas bólu na mojej twarzy i cichy suk wydobywający się z ust, nie byłem na to gotowy, zdecydowanie to bolało. Czemu Koda musiał to zrobić akurat teraz, zdradzając mnie przed moim narzeczonym, który już patrzy na mnie podejrzliwie, a co będzie, gdy zobaczy te wszystkie ślady i zaschniętą krew na ubraniach, to się wpakowałem..
<Karotka? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz