Nie byłem przekonany, czy śledzenie kogokolwiek w jego stanie było dobrym pomysłem, ale nie zdołałem nawet przedstawić swojego zdania, a mojego narzeczonego już nie było. Westchnąłem cicho zaniepokojony, mając nadzieję, że mu się nic nie stanie, po czym zabrałem się za sprzątanie po śniadaniu. Fakt, Shingo ostatnimi czasy zachowywał się dziwnie nawet dla mnie, kilka razy się go pytałem, czy wszystko jest w porządku, ale odpowiadał mi, że tak i musi się skupić na pracy. Jakiej pracy, pojęcia nie miałem, ale wyglądało na to, że już nie walczył za pieniądze. Znaczy, chyba nie walczył, nie przychodził w końcu pobity i poraniony, ale kiedy też nad tym myślę, to przecież mógł znaleźć jakiś sposób, by ukryć rany pod iluzją... nie no, nie miałby jak tego zrobić?
- Jest za bardzo nadopiekuńczy – odezwała się nagle pani Kato, biorąc na ręce marudzącego Sachiko.
- Wydaje mi się to całkowicie naturalne, że martwi i przejmuje się bratem – odpowiedziałem, zmywając kolejne naczynia. – Lepiej, aby się nim przejmował, niż miał go gdzieś.
- Ale Shingo jest dorosły i już nie potrzebuje niańczenia – słysząc jej słowa zagryzłem nerwowo wargę, nie za bardzo się z nimi zgadzając. Niby wszystko się zgadza, Shingo jest dorosły, ale biorąc pod uwagę jego przeszłość to wydaje mi się, że potrzebuje trochę tej uwagi. Ale to było tylko i wyłącznie moje skromne zdanie, które zatrzymam dla siebie.
- Może niańczenia nie, ale nawet dorośli potrzebują trochę zainteresowania – odparłem wzruszając ramionami. Według mnie Taiki nie niańczył Shingo, ale nie wiem, czy śledzenie było dobrą formą okazywania zainteresowania. Może zanim zacząłby go śledzić, najpierw wypadało z nim porozmawiać...? Cóż, teraz na to za późno.
Reszta dnia minęłaby mi całkiem spokojnie, gdyby nie fakt, że ciągle czekałem na chłopaków. Kiedy już posprzątałem po śniadaniu, poszliśmy na wcześniej zapowiadany spacer, a później zająłem się pracami domowymi. Szczerze to miałem nadzieję, że wrócą po południu, albo chociaż jeden z nich, ale do późnego wieczora nic się nie działo. Pani Kato już dawno położyła się z małym spać, ale ja nadal czekałem na dole, coraz bardziej zaniepokojony. A może faktycznie Shingo wpakował się w coś złego? Przeczucie rzadko kiedy myliło Taiki’ego, ale w tym przypadku bardzo bym chciał, aby właśnie się mylił. Nie chciałbym, aby coś stało się i jemu, i jego bratu.
Siedząc na schodach drapałem po brzuchu rozwalonego na moich nogach Kodę, który wydawał się bardzo zadowolony z pieszczot, a nad nami unosiło się miniaturowe słońce, które przywołałem – korzystanie z moich mocy było dla mnie o wiele wygodniejsze niż zapalenie świeczki. Kiedy rano Taiki nie wstawał do pracy pomyślałem sobie, że to będzie kolejny miły dzień, który razem spędzimy; ja byłbym zadowolony, ponieważ spędziłbym z nim więcej czasu i miałbym pewność, że jest bezpieczny, a on... cóż, może by się wynudził i znowu ciągle by mi narzekał, ale jego rany by się podgoiły, a tego właśnie chciał. W końcu, jeżeli jego się zagoją, ja z większą chęcią bym się do niego przytulał i podczas seksu nie musiałby krępować mi nadgarstków. Chociaż, po tym wczorajszym to wydaje mi się, że taka zabawa mu się podoba. Mnie też, nawet bardzo, tylko na dłuższą metę to nie było dobre dla moich nadgarstków, które już teraz były otarte, więc co by było po kilku razach...? Rany, czemu w tym momencie myślę o sobie i swoich nadgarstkach, skoro coś Taiki’emu mogło w tym momencie coś grozić, to było bardzo samolubne z mojej strony.
Jak na zawołanie usłyszałem otwierające się drzwi wejściowe, dzięki czemu poczułem, jak wielki kamień spada z mojego serca. Koda oczywiście już się podniósł i podbiegł do drzwi, przywitać się ze swoim panem. Wziąłem głęboki wdech i podniosłem się ze schodów, by trochę oświetlić im pomieszczenie.
- Mój Boże – wyszeptałem, kiedy ich zauważyłem. Oboje byli zakrwawieni, posiniaczeni i pobici, a Shingo był podtrzymywany przez swojego brata. Czy on był w ogóle przytomny...? – Co się wam stało? – spytałem cicho pamiętając, że przecież na górze śpi dziecko.
- Nic takiego. Pomożesz mi go w przeniesieniu do pokoju? – poprosił cicho, na co od razu pokiwałem głową i podszedłem do nich, by przewiesić drugą rękę Shingo przez swoje ramię. Najpierw zajmę się ich ranami, ponieważ to było najważniejsze. Później dowiem się, w co ta dwójka się wpakowała.
Najciszej jak tylko mogliśmy zanieśliśmy go na górę, a kiedy położyliśmy go do łóżka zdałem sobie sprawę, że naprawdę był nieprzytomny, co przeraziło mnie jeszcze bardziej. Czy nie powinni się udać do medyka? On lepiej by im pomógł, niż ja. Taiki poszedł po apteczkę, ręczniki i ciepłą wodę, a ja zacząłem rozbierać Shingo – wypadało w końcu zdjąć buty oraz koszulę, która nadawała się tylko do wyrzucenia – i dzięki temu zauważyłem kolejną rzecz; jego klatka piersiowa była cała posiniaczona. Kto ich tak załatwił? I dlaczego? Delikatnie przesunąłem palcem po jego żebrach, by sprawdzić, czy jego żebra nie są połamane i w tym samym momencie wszedł Taiki, przynosząc ze sobą potrzebne mi rzeczy. Widząc, co robię, odchrząknął cicho, jakby nie do końca zadowolony.
- Co robisz? – spytał cicho, siadając obok mnie na brzegu łóżka.
- Sprawdzam, czy nie ma połamanych żeber i na szczęście nie ma żadnych – odparłem, cicho wzdychając. – Ciebie też to czeka – dodałem, zerkając w jego stronę. Teraz, kiedy widziałem go z bliska mogłem stwierdzić, że on nie oberwał tak bardzo jak jego brat.
- Nie musisz, też mam tylko kilka siniaków – odpowiedział, poprawiając moje kosmyki.
- Mów sobie co chcesz, ale ja i tak zrobię swoje – burknąłem, chwytając za ręcznik i maczając go w ciepłej wodzie, którą Taiki przyniósł mi w misce. – Dasz radę się obmyć? Później cię opatrzę, najpierw zajmę się nim.
- Pewnie, poczekam na ciebie w pokoju – odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
Taiki wstał z łóżka i zabierając ze sobą świeczkę, która mnie była całkowicie niepotrzebna, wyszedł z pokoju. W spokoju zająłem się jego bratem, najpierw oczyszczając mu twarz z krwi, a później przemywając rany i zszywając te najgłębsze. Shingo obudził się raz i ledwo rozpoznawał, gdzie się znajduje. Kiedy mnie rozpoznał, znacznie się uspokoił. Pomogłem mu ubrać koszulkę, a następnie podałem mu leki przeciwbólowe, które również przyniósł Taiki, po czym na prośbę Shingo siedziałem z nim, póki nie usnął. To była bardzo dziwna prośba, ale ze względu na jego stan przystałem na nią. Zresztą, i tak nie musiałem długo siedzieć, po piętnastu minutach już byłem w pokoju Taiki’ego wraz z apteczką; ręcznik i miskę z wodą wyniosłem wcześniej do łazienki, bo wyszedłem z założenia, że już zdążył zmyć z siebie krew.
- Co się stało? – spytałem cicho, podchodząc do niego. Taiki był bez koszulki, dzięki czemu mogłem doskonale zauważyć, jak źle on wyglądał. Na starych siniakach pojawiły się nowe, a wcześniejsze zadrapania, które już były ładnie podleczone, na nowo zaczęły krwawić. Jego twarz prezentowała się... cóż, gorzej. Ewidentnie dostał w nos, ale na szczęście nie był on złamany, miał właśnie rozwaloną wargę i rozcięty łuk brwiowy. Podobnie jak u jego brata, bez zszywania ran się nie obejdzie. A już przecież miało być tak dobrze...
- Nic, czym powinieneś się przejmować, naprawdę– wyjaśnił, delikatnie się uśmiechając.
Westchnąłem ciężko, po czym kazałem mu usiąść na łóżku. Następnie zgasiłem świeczki, ponieważ nie były mi one potrzebne, mam swoje własne światło, które mogę dostosować wedle własnej woli, a w tym momencie bardzo mi się to przyda. Następnie wróciłem do narzeczonego, zaczynając oczyszczać jego rany alkoholem. Z ust chłopaka wydobył się cichy syk, czemu się absolutnie nie dziwiłem. Przed snem na pewno będę musiał mu podać coś przeciwbólowego, bo nie ma mowy, że z takimi siniakami będzie mógł spokojnie leżeć.
- Wydaje mi się, że jeżeli jestem twoim narzeczonym i tobie dzieje się krzywda, to jednak powinienem się przejmować. Więc powiesz mi w końcu, kto was tak urządził i dlaczego? – powiedziałem, starając się powstrzymać drżenie rąk. Nie wiem, jakim cudem wcześniej udało mi się zszyć rany Shingo, ale teraz mogę mieć z tym lekki problem. Chyba dla jego bezpieczeństwa lepiej będzie, jak sobie odpuszczę, jeszcze mu większą krzywdę przez to zrobię, a on już się wystarczająco wycierpiał.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz