Z jakiegoś nie do końca wiadomego mi powodu poczułem się źle, gdy tylko mój mąż źle zareagował na kąpiel ze mną, niby mówiąc, że wszystko jest dobrze, z jakiegoś jednak powodu czułem, że to nie prawda, czuł się źle i to z mej winy a mogłem nie namawiać go do wspólnej kąpieli, która dla niego nie była niczym przyjemnym a wszystko to z powodu jego ręki a może raczej blizny, którą ta bardzo się przejmował, czasem chyba zapominając, że nie będę oceniał go tak, jakby robili to ludzie, jestem aniołem i chyba już z tego powodu powinien inaczej się przy mnie zachowywać. Znamy się w końcu od lat, a on przejmuje się blizną, która w jego mniemaniu go szpeci, gdy dla mnie nie jest ani niczym obrzydliwym, ani uwłaczającym jego pięknu, kocham go takiego, jakim jest, bez względu na to, jak wygląda i co zmieni się w jego wyglądzie, jednocześnie zaczynając się obawiać, co będzie, gdy Sorey stanie się starszym człowiekiem o pomarszczonej skórze zechce, bym odszedł, tylko dlatego, że nie będzie się akceptował? Wcale by mnie to nie zdziwiło, chociaż przyznam. Wolałbym, aby do tego nie doszło już i tak ciężko nam będzie, gdy Sorey będzie starszym człowiekiem, nie musi jeszcze załamywać się psychicznie i niszczyć swoją słabą psychikę, nad którą warto by odrobinkę popracować tym bardziej teraz w takich czasach, gdy człowiek człowiekowi wilkiem.
Myśląc nad całą tą sytuacją, nie zmrużyłem oka, przez całą noc wpatrując się w twarz męża, który to spokojne spał trzymając mnie w swoich objęciach, w pewien sposób mnie uszczęśliwiając, nawet jeśli tak wiele innych jego zachowań bardziej lub mniej mnie martwiło. A wszystko byłoby dobrze, gdyby chociaż trochę mniej przejmował się tą swoją blizną i przeszłością, niepotrzebnie się tym krzywdząc, obwiniając o coś, co tak naprawdę nie ma już najmniejszego znaczenia, a przynajmniej nie powinno go już mieć.
Zmęczony całonocnym rozmyślaniem nad wieloma sprawami zamknąłem oczy, potrzebując, chociażby kilku minut, by odpocząć nie mając siły, na kolejną dawkę kilkugodzinnego myśląc o rzeczach mniej lub bardziej istotnych.
Nie dane mi było jednak za długo pospać, gdy to nasz syn, wracając z podróży, wskoczył nam do łóżka, głośno informując swoim powrocie.
Yuki dość szybko wyciągnął nas z łóżka, prowadząc na dwór, nie pozwalając nam nawet zjeść śniadania tyle dobrego, że chociaż ubrać się dał. Chcąc jak najszybciej zaprowadzić nas do Zaveida i Edny, którzy widząc mnie całego, zdrowego i do tego żywego stanęli jak zaczarowani, nie spuszczając ze mnie wzroku, lekko mnie tym pesząc.
Nie chciałem, aby tak uważnie mi się przyglądali, jednocześnie rozumiejąc, że są w szoku i w taki, a nie inny sposób swój szok okazują, nie na co dzień bowiem zmarły wraca do żywych, mogliby jednak trochę w inny sposób mi się przyglądać o ile to w ogóle możliwe, aby mi się inaczej przyglądali, bo niby jak? Z tego wszystkiego i ja zacząłem uważnie im się przyglądać, dostrzegając drobne zmiany w wyglądzie Zaveida, przede wszystkim ściął włosy i zaczął nosić koszulę, zakrywając swoją klatkę piersiową, to może i spora zmiana jak na niego sądzę jednak, że to Edna zmieniła się najbardziej. Miała bowiem długi włosy za ramiona związane na lewą stronę z pięknym kwiatem we włosach, do tego znacząco urósł jej biust więc i śnieżno biała sukienka, którą na sobie miała ładnie na niej leżała, co jeszcze zauważyłem, Edna urosła była znacznie wyższa i nie wiem przypadkiem, czy nie była na równi ze mną rany, czy tylko ja w nie rosnę? Najwidoczniej mam już zawsze być taki drobny i niski by mój mąż zawsze mógł być wyższy.
- Mikleo, ty naprawdę żyjesz - Zaveid odezwał się jako pierwszy, niepewnie podchodząc do mnie, by swoimi rękami dotknąć mojej twarzy, tak jakby chciał się upewnić, że ja to ja, a nie kto inny. - Chyba powiem to pierwszy raz w życiu, ale cieszę się, że cię widzę - Mocno mnie przytulił, czym lekko mnie speszył, nie byłem na to gotowy, a mimo to pozwoliłem mu na to chyba pod wpływem wielkiego szoku, który przeżyłem.
- Żyje i czuję się świetnie - Przyznałem gdy odsuwałem się od mężczyzny, poprawiając swoje ubrania.
- Edna chodź, przywitaj się, on żyje - Gdy Zaveid to powiedział, uniosłem wzrok, aby spojrzeć na już kobietę, która zabijała mnie wzrokiem, powoli ruszając w moją stronę, coś czuję, że nieźle mi się oberwie, gdy tylko znajdzie się bliżej mnie. I nie wiele się pomyliłem, Edna walnęła mnie mocno parasolką w łeb, a później mocno przytuliła, nazywając debilem, kretynem i tak dalej odreagowując najwidoczniej w taki sposób.
Trwało to wszystko kilka minut nim Edna z Zaveidem poszli do Arthura, przednio nawet mojemu mężowi musząc dać w łeb. Edny przecież nie byłaby sobą, gdyby obojgu nam nie wlała, pokazując gdzie nasze miejsce.
Zmęczony po naszym spotkaniu cieszyłem się, że wróciliśmy do pokoju z Yukim który kazał nam usiąść wygodnie na łóżku, bardzo chcąc opowiedzieć nam, co wydarzyło się na wyprawie. Zainteresowany oparłem głowę na ramieniu męża, tracąc całkowitą ochotę na sen, oddając się w zupełności historii naszego syna, która to wciągała mnie coraz bardziej, ciesząc się jednocześnie jego szczęściem.
<Pasterzyku mój? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz